Nowa, lepsza okładka Newsweeka!
Niewiele jest tematów, których w swojej publicystyce nigdy nie poruszam. Jedynym znaczącym jest Smoleńsk. Obserwowałem atmosferę jaka wytworzyła się po katastrofie – jak bardzo podzieliła ona polskie społeczeństwo i zmieniła naszą rzeczywistość – powiedziałem „nie chcę sobie babrać tym rąk”.
Gdy dyskusje o Smoleńsku przy rodzinnym stole wielokrotnie rozgrzewały atmosferę do czerwoności, nie odzywałem się. Kolejne spotkania, seanse, konferencje i wieczory pamięci odbywały się, ale ja nigdy nie pojawiłem się na żadnym z nich. Powstawały tysiące felietonów, a ja nie napisałem nic. Ani słowa.
Pisałem o tak odległych od polskiej rzeczywistości tematach jak konflikt izraelsko-palestyński czy kwestia tureckich Kurdów. Potrafiłem zajmować stanowisko w dyskusjach o ustroju Iranu i syryjskiej wojnie domowej. Zdarzyło mi się wypowiadać nawet o jemeńskiej rewolucji. Przez ostatnie pięć lat nie potrafiłem poświęcić ani akapitu katastrofie smoleńskiej.
Nie wyrobiłem sobie zdania w tak fundamentalnej dla Polski kwestii. Kwestii, którą od lat nieprzerwanie żyją media i politycy. Minęło pięć lat, a dalej nie jestem w stanie powiedzieć czy to była „tylko” katastrofa czy może zamach. Żaden argument jak na razie nie przekonał mnie do tezy o zamachu, ale sposób prowadzenia śledztwa usilnie odpycha mnie od jednoznacznego stwierdzenia o nieszczęśliwego wypadku.
10 kwietnia 2010 roku tak bardzo zmienił polską politykę, że prawdziwych akrobacji i uników trzeba dokonywać, aby nie wdepnąć w Smoleńsk. Smoleńsk wpływający na niemal każdy aspekt życia politycznego w Polsce. Dominujący niemal każdą kluczową debatę, a jak pokazują ostatnie dni – być może decydujący o wyborczym rezultacie. Jestem człowiekiem uważnie obserwującym politykę i komentującym wszystko to co warte w niej uwagi. Mimo to, nigdy nie opowiedziałem się po stronie „normalnych” lub „oszołomów”. „Realistów” albo „sekty smoleńskiej”. Obserwowałem.
Z roku na rok coraz bardziej skłaniało mnie jednak ku tzw. „sekciarzom”. Wcale nie dlatego, że wraku Tupolewa ani czarnych skrzynek w Polsce dalej nie mamy i mieć nie będziemy. Nie będziemy, bo obecnej elicie rządzącej nie należy na wyjaśnieniu tej katastrofy, tak długo jak przynosi im ona polityczne korzyści. Kontrolowany wyciek stenogramów kilka dni przed rocznicą jest tylko jednym z wielu posunięć tego typu i nie zdziwiłbym się, jeżeli zapewni PO wyborcze zwycięstwo. Właśnie dlatego Komorowski otwarcie bagatelizuje potrzebę odzyskania wraku Tupolewa i stanowczo sprzeciwia się międzynarodowemu śledztwu. Ku „oszołomom” nie ciągnie mnie również fakt, że w swojej argumentacji o zamachu są przekonujący, bo nie są. Wielokrotnie mieliśmy okazję się przekonać, że ich tezy nie były podparte żadną rzeczową argumentacją, a graniem na ludzkich emocjach. Jestem w stanie zrozumieć jednak naczelnego „oszołoma” Jarosława Kaczyńskiego. Nie wiemy jak my zachowalibyśmy się, gdyby lotnicza tragedia zabrała nam najbliższą osobę w życiu. Brata, przyjaciela i najbliższego politycznego współpracownika. Po ludzku mu współczuję i staram się zrozumieć.
Być może to właśnie współczucie doprowadziło mnie tutaj. Nie spodziewałem się, że kiedyś złamie te swoje wewnętrzne postanowienie, ale miarka się przebrała. Smoleńskiem szafowało się już setki razy, trumny stały się brutalnym narzędziem polityki zarówno partii rządzącej jak i opozycji. Nikomu nie zdarzyło się jednak zejść do poziomu jaki zaprezentował „Newsweek”. Nowa okładka szmatławca Tomasza Lisa jest tak obrzydliwa, że przez dłuższy czas zastanawiałem się czy zasługuje na wspomnienie. Hiena zwana dziennikarzem zeszła do poziomu rynsztoku. Osiedlowe „żule” są o klasę wyżej od niego, bo nie wydaję mi się, aby kiedykolwiek odważyli się tak obrzydliwie kpić ze śmierci. Nie jestem pewien czy najgorsze świnie pokroju Jerzego Urbana upadły kiedyś tak nisko. Na dole tego artykułu jest mały odnośnik do wspominanej okładki – nie wkleiłem jej tutaj, bo nawet wstyd jest mi pokazywać ją ludziom.
Jestem katolikiem. Staram się nigdy nie ulegać pogardzie, co w naszej rzeczywistości bywa czasem bardzo trudne. Proszę mi jednak powiedzieć: jak można szanować człowieka, który naśmiewa się z największych świętości? Kpiącego z wiary i żerującego na krzywdzie. Niszczącego życie niewinnych ludzi. Człowieka, który szacunku nie ma nawet do ludzkiej śmierci. 96 znaczących osób polskiego świata politycznego, duchowni, wojskowi i obsługa samolotu straciło życie w katastrofie. Można było tych ludzi lubić lub nie. Różne są ich oceny. Katastrofa nie powinna nam wypaczać sprawiedliwego spojrzenia na ich poczynania. Wszyscy jednak zasługują na szacunek. Nawet najwięksi przeciwnicy polityczni okazali im mniej lub więcej tego szacunku. Wychodzi życiowe zero utrzymujące się z obrażania innych i pluje na groby tych wszystkich ofiar. Czy taka osoba zasługuje na szacunek? Gdybym spotkał go na ulicy to bez wahania naplułbym mu w twarz. W obronie pamięci tych wszystkich ludzi i człowieka, który stracił najbliższą rodzinę w katastrofie.
Przemysław Stolarski
Źródło: prawy.pl