Syryjski impas
W Syrii trwają walki z przeciwnikami Baszara al-Assada. Od marca zeszłego roku śmierć poniosło w nich około 7 tys. osób, w tym 2 tys. policjantów i żołnierzy. Wielu obawia się, że Syria podzieli los Libii - „wyzwolonego” kraju, rządzonego przez dobrze uzbrojone bojówki.
W Syrii trwa partyzancka wojna na wyniszczenie. Przebieg jej będzie poważniejszy niż w przypadku Libii. Nie sposób przy tym nie odnieść wrażenia, że terytorium Syrii stało się polem próby sił między popierającą Assada Rosją, a Stanami Zjednoczonymi, domagającymi się ustąpienia syryjskiego przywódcy. Kraj ten powoli staje się poligonem, jako że Rosja wysyła do Syrii broń, natomiast USA planują atak ze strony Turcji i Izraela.
Assad nie jest osamotniony
Turcja odgrywa podwójną rolę. Z jednej bowiem strony gości na swojej ziemi dowódców NATO i centrum kontrolne w prowincji Hatay, w pobliżu granicy z Syrią, z drugiej – oferuje Assadowi azyl, jeżeli chciałby zrezygnować i opuścić swój kraj. Z kolei Izraelowi trudno się opowiedzieć po którejkolwiek ze stron. Wszystko wskazuje na to, iż woli on znanego wroga, niż ewentualne, nieprzewidywalne, postassadowskie rządy Bractwa Muzułmańskiego.
Niewątpliwym sojusznikiem Assada jest Iran, rząd w Bagdadzie (Irak opowiedział się przeciwko nałożeniu sankcji na Syrię), Liban, a przede wszystkim Rosja, obawiająca się utraty swojej bazy morskiej w Tartus oraz Chiny – główny partner handlowy Syrii.
Syjonistyczny spisek
Syryjczycy są podzieleni. Ci, którzy wspierają reżim, a jest ich 55 proc., mówią o spisku syjonistycznym i uważają, że to przede wszystkim uzbrojone gangi – infiltrowane przez obcokrajowców – są odpowiedzialne za najgorsze akty przemocy. Podkreślają, że dysydenci i podzielona cywilna opozycja była zawsze spokojna i nieuzbrojona. Potem zaczęła otrzymywać protekcję ze strony wojskowych zdrajców, którzy przynieśli ze sobą lekką broń. Siły opozycyjne reprezentuje Syryjska Rada Narodowa (SNC), powiązana z Armią Wolnej Syrii (FSA), złożoną z sunnickich dezerterów, dzielącą się na uzbrojone gangi. Nawet Liga Arabska musiała przyznać, że FSA zabija cywilów i przedstawicieli sił bezpieczeństwa, bombarduje budynki, pociągi i rurociągi. Uzbrojona opozycja nie posiada centralnego dowództwa. To ostatnie jest głównie lokalne i nie posiada broni ciężkiej. W ostatnich tygodniach stało się jasne, że różnorodna zbieranina partyzantów znana jako Armia Wolnej Syrii posiada większe możliwości niż dotychczas przypuszczano. FSA kontroluje teraz miasto Zabadani, niedaleko od granicy z Libanem, które przekształciła w mini-"Wolną Syrię". Utrzymuje też pozycje w pobliżu granicy tureckiej w prowincji Idlib w północnej Syrii. FSA ma w najlepszym razie około 20 tysięcy bojowników. Reżim może wciąż mówić o blisko 300 tysiącach, w tym swoich służbach bezpieczeństwa i nieregularnych oddziałach alawickich. Rebelianci nie posiadają sił opancerzonych, ani artyleryjskich. Dysponują jedynie elementarną infrastrukturą logistyczną.
Wszyscy oni zaprzeczają rządowej wersji wydarzeń, uważając ją za czystą propagandę. Dla nich, prawdziwi uzbrojeni terroryści to sabbiha – mordercze, paramilitarne gangi opłacane przez rząd. Sabbiha („Duchy”) są opisywani przez alawitów, chrześcijan i druzów, dorosłych i dzieci, jako noszący ciemne okulary, białe sportowe obuwie, kolorowe opaski na ramię i uzbrojeni w noże oraz pałki. Między sobą posługują się pseudonimami. Ich przywódcy to dobrze zbudowane typy poruszające się w ciemnych mercedesach.
Opozycja podzielona
Cywilna opozycja jest podzielona – nie posiada przy tym żadnego programu politycznego, oprócz „pragnienia upadku reżimu”. Wprawdzie Zachód życzyłby sobie, aby Assad ustąpił, ten jednak nie zamierza tego uczynić. Reżim Baszara Al-Assada nie upadł, gdyż nadal popiera go ponad połowa Syryjczyków. Assad może liczyć na armię, elitę biznesu oraz klasę średnią w większości dużych miast, w tym Damaszku i Aleppo, świeckich, dobrze wykształconych sunnitów oraz mniejszości: od chrześcijan, przez Kurdów aż po druzów. Nawet Syryjczycy, którzy opowiadają się za zmianą reżimu, a którzy nie są zdeklarowanymi islamistami, są przeciwni sankcjom Zachodu oraz dokonywanym przez NATO bombardowaniom. Jeżeli reżim Assada upadnie, a wszystko na to wskazuje, Rosja straci Syrię bezpowrotnie, jako że cała syryjska opozycja, zarówno w jak i poza granicami kraju, jest nastawiona antyrosyjsko. Islamscy fundamentaliści już nie raz zaatakowali rosyjskie ambasady w Sudanie i Libii. Stąd tak silny nacisk Moskwy na demokratyczne reformy w Syrii. Do Damaszku udali się we wtorek w tej sprawie szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow oraz dyrektor wywiadu Michaił Fradkow. Prezydent Assad zapowiedział im stworzenie projektu nowej konstytucji, który wkrótce ma zostać ogłoszony. Tymczasem źródła zbliżone do amerykańskiej dyplomacji poinformowały, że Biały Dom zlecił Pentagonowi dokonanie symulacji scenariuszy ewentualnej bezpośredniej interwencji wojskowej po stronie rebeliantów. Jeżeli do niej dojdzie, Rosja zapewne nie pozostanie bezczynna, gdyż będzie to oznaczało naruszenie strefy jej wpływów. Czy czeka nas zatem kolejny światowy konflikt?
Anna Wiejak
Źródło: prawy.pl