Prawie taka sama

0
0
0
/

- Salon warszawski przeniósł się na ''patelnię'', na schodki obok Złotych Tarasów i we wciśnięty w kąt stolik w McDonaldzie, gdzie kipią nad GazWyb emocje polityczno-jedzeniowe - pisze Marta Cywińska o współczesnej Warszawie.


Warszawa pod przewodnictwem ostatniego króla „wrzała salonowym zżyciem” (określenie z epoki – przyp. M.C.) Pławiła się w barwach, marnotrawstwie, zbytku, przepychu, eksponując kosztowne stroje. Epatowała szałem balów, festynów, światłem iście wersalskiego zbytku rozciągającego się na ówczesne granice administracyjnego stolicy.


Od tego czasu w ekspansji blichtru zmieniło się niewiele, no może ciężar fryzur i strojów, sposób płacenia kawałkiem kolorowego plastiku i format środków lokomocji. Igrzyska trwają dalej, baliki i bale, festyny i festiwale, maskarady, które korciłoby nazwać maskaradami. Ruch salonowo-towarzyski nabrał już dawno tempa współczesnego roller coastera. Konwersacje wylewne, równie puste, tyle, że nie w języku francuskim, który wraz z epoką prawdziwych salonów przepadł.


Niegdysiejsze salony warszawskie wzorowane były na dworskiej swawoli francuskiej i za ostatniego króla jedynie niektóre nazwiska w warszawskich salonach miały polski wydźwięk. To bynajmniej nie pastisz „Baśni dla dorosłych”, opowiadanych ze swadą na telewizyjnym ekranie przez Jana Kobuszewskiego w siermiężnych latach siedemdziesiątych, lecz snuję o Warszawie lat stanisławowskich.


Teraz Warszawa niezmiennie „wrze salonowym życiem” na zgliszczach: wśród upadających tradycyjnych księgarń, ustawionych debat politycznych, eskalacji blichtru i przemocy w szkołach, joggingu i publicznej medytacji w Łazienkach Królewskich, Wega – Targów, przymusu odwiedzenia wystaw typu „Papież awangardy. Tadeusz Peiper w Hiszpanii, Polsce, Europie” ( jako literaturoznawca specjalizujący się w problematyce wszelkich dwudziestowiecznych -izmów przynajmniej jeden felieton musiałabym poświęcić na polemikę z tytułem „papieża awangardy” przyznaną temu, który część własnej twórczości po prostu sobie wymyślił – przyp. M.C.).


Warszawa spaceruje tematycznie, choć tematyka narzucanych spacerów jest coraz bardziej multi-kulti, bywa na piknikach sąsiedzkich ( choć sąsiad sąsiadowi szklanki cukru by nie pożyczył gdyby głód miastu zagrażał – mniej lub bardziej metaforycznie), na kursach haftu dla dorosłych i na wernisażach totalnie nieformalnych grup artystycznych, podczas których naciera z siłą człowieka prehistorycznego na trunki i wątłe kanapki nie rzuciwszy nawet okiem na zawartość artystyczną zdarzenia. Z uwagą przygląda się performance z wykorzystaniem pustych butelek walających się w krzakach. Warszawa oniryczna coraz bardziej splata się z rzeczywistą.


Salon warszawski przeniósł się na „patelnię”, na schodki obok Złotych Tarasów i we wciśnięty w kąt stolik w McDonaldzie, gdzie kipią nad GazWyb emocje polityczno-jedzeniowe.


Już nawet „słoiki” nie wzbudzają większych emocji na salonach, wszak „salony kuchni” i „salony łazienek” w sąsiedztwie „pogrzebowych” już od lat nikogo nie szokują, bowiem bywalcom salonów warszawskich nic się nie chce. Nawet nie chce im się nie chcieć.


Marta Cywińska


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną