Chipowanie psów, rewizja rodowodów i kastracja bezdomnych zwierząt! Kłosiński z PPK wspiera reformę pełnomocnika ds. zwierząt

0
0
0
/ Fot. Collage gov.pl/Unia Felinologii Polskiej

Lider polskich kynologów, Piotr Kłosiński, uważa, że należy zlikwidować farsę fikcyjnych rodowodów, zachipować wszystkie psy w Polsce i wprowadzić kastrację części z nich, np. psów bezdomnych oraz wdrożyć system adopcyjny zamiast przelewania pieniędzy w bezdenną finansowo misję schronisk. Podobne propozycje oficjalnie zostały już zgłoszone przez Wojciecha Alberta Kurkowskiego, któremu misję bycia pełnomocnikiem ds. ochrony zwierząt powierzył minister rolnictwa. Zdaniem Kłosińskiego, prezesa Polskiego Porozumienia Kynologicznego, propozycje pełnomocnika oraz konieczność ukrócenia biznesu części organizacji prozwierzęcych może doprowadzić do furii baronów-animalsów, którzy stworzyli układ pochłaniający miliony złotych wydawane przez państwo i samorządy na walkę z bezdomnością psów i kotów i trafiające na prywatne konta organizacji pseudo-prozwierzęcych.

Z Piotrem Kłosińskim, prezesem Polskiego Porozumienia Kynologicznego, będącego członkiem World Kennel Union rozmawia Agnieszka Malinowska.


Agnieszka Malinowska: Jeden z pomysłów pełnomocnika ds. ochrony zwierząt przy ministrze rolnictwa, Wojciecha Alberta Kurkowskiego, to rewizja rodowodów zarówno psów jak i kotów. Pełnomocnik ministra Ardanowskiego twierdzi, że pojawiło się ostatnio wiele dokumentów nie mających wartości rodowodów, które służą raczej zarabianiu pieniędzy niż dokumentowaniu rasy psa zgodnej ze wzorcami rasy i udokumentowanej od trzech pokoleń. Lustracja rodowodów i wydawanie nowych na zmienionych zasadach to dobry pomysł?


Piotr Kłosiński (PPK): To bardzo dobry pomysł. Rewizja rodowodów i rzetelne zasady ich wydawania to długo oczekiwana reforma. Mam nadzieję, że dzięki nowej inicjatywie pełnomocnika do spraw zwierząt przy ministrze rolnictwa zostanie ona w końcu zrealizowana. Ujednolicenie nazewnictwa, kontrola w organizacjach dotycząca prawidłowości w wydawaniu dokumentacji czy jeszcze większa kontrola nad hodowcą. Tak, to świetny pomysł. Może trudno będzie anulować dokumentację wydaną przez firmy, przez podmioty nastawione na działalność gospodarczą, które z kynologią nie mają nic wspólnego, ale można ten przemysł produkowania fikcyjnych rodowodów zatrzymać. Trzeba zweryfikować też to co robią czy robili rodowodowi baronowie od fikcji dokumentacyjnej i może wyciągnąć konsekwencje karne tam, gdzie są ku temu podstawy; tam gdzie łamano zapisy Ustawy o ochronie zwierząt i inne zasady prawa oraz tam, gdzie przede wszystkim zwyczajnie oszukiwano hodowców czy nabywców zwierząt rasowych. Niestety, ponad 150 podmiotów zajmujących się kynologią i wydawaniem rodowodów nie robi nic dobrego poza przyjmowaniem wpłat na swoje konta. T smutne, ale mam nadzieję, że szybko uda się doprowadzić do certyfikacji, gdzie tylko hodowcy z uprawnionych organizacji będą mogli hodować psy czy koty jako prawdziwe hodowle, z prawdziwymi zasadami, realnymi rodowodami i transparentnością.


Pełnomocnik ds. zwierząt przy ministrze zapowiedział wprowadzenie całej gamy nowych przepisów. Jednym z takich rozwiązań miałby być obowiązek chipowania wszystkich psów w Polsce. Podobny postulat od lat podnosiło Polskie Porozumienie Kynologiczne, którego jest Pan prezesem. Jakie są główne korzyści z zachipowania polskich psów i komu najmniej będzie na tym zależało?


W Polskim Porozumieniu Kynologicznym od dawna chipujemy psy. Można powiedzieć, że wyprzedziliśmy i przetestowaliśmy pomysł pełnomocnika ds. zwierząt Wojciecha Kurkowskiego. Obowiązek chipowania psów już dawno powinien zostać wprowadzony w całym kraju, bo tylko w ten sposób podejdziemy do poważnego problemu bezdomności czy porzucania zwierząt. Uważam, że to świetny pomysł, ale czy uzyska on szeroką akceptację? Bardzo wątpię. Tam, gdzie chipowanie utrudniłoby handel zwierzętami czy przemieszczanie ich ze schronisk, pewne środowiska nie będą zadowolone. Mówiąc wprost, zachipowanie psów popsuje biznesy różnych szemranych grup z tzw. kartelu prozwierzęcego. Nie będzie już wystawiania faktur na tego samego kundelka, niby bezdomnego, a odławianego przez pseudo-animalsów w wielu gminach na terenie całej Polski. Jednocześnie zachipowanie psów pokaże prawdę, komu faktycznie zależy na likwidacji bezdomności psów w Polsce, a komu ta bezdomność jest finansowo na rękę. Myślę, że propozycje pełnomocnika powołanego w ministerstwie rolnictwa są przemyślane. To człowiek z ogromną wiedzą, a teraz przyjdzie czas próby czy poradzi sobie także politycznie. Od nas ma wsparcie i pomoc.  Po pierwszych rozmowach na nowo uwierzyłem, że da się to zrobić.


Taki projekt nie wykona się jednak sam. Zaangażowane będzie państwo, a w tym przypadku jedna instytucja. Czy Pana zdaniem Izba Weterynaryjna poradzi sobie z kontrolą psów i prowadzeniem bazy danych dotyczącej chipowania, czyli rejestru polskich psów?   


Ujednolicenie systemu i jedna centralna baza jest wymogiem w przeprowadzeniu dalszych zmian. Sądzę, że niezależnie od tego czy to będzie baza weterynaryjna czy zostanie wykorzystana baza paszportów to najprawdopodobniej bez problemu państwowe podmioty poradzą sobie z takim zadaniem. Kwestią dalszych uzgodnień jest jeszcze to, kto i do jakich danych będzie miał dostęp. Tylko jednolita baza zwierząt oznakowanych pozwoli na szybką weryfikację właściciela zwierzęcia i w ten sposób wiele zagubionych zwierząt niezwłocznie wróci do swojego domu.


Obowiązkowa kastracja psów i suk, które nie są wykorzystywane do hodowli. Mówił Pan o tym kiedyś w kontekście walki z bezdomnością. Dzisiaj taki projekt kładzie na stół pełnomocnik ds. zwierząt.


Wielokrotnie wspominaliśmy o obowiązku sterylizacji czy kastracji zwierząt. Tylko w ten sposób ograniczymy, a w przyszłości rozwiążemy problem bezdomności i niekontrolowanego rozmnażania w pseudohodowlach. Tutaj potrzebne będzie jeszcze większe wsparcie pełnomocnika Kurkowskiego, bo już ze chwilę odezwą się zwolennicy bezdomności, na której zarabiają dobre, chociaż nieetycznie zdobyte pieniądze. Proszę pamiętać, że gminy w Polsce wydają rocznie około 280 mln zł na działania związane z bezdomnością zwierząt, głównie psów. To olbrzymie pieniądze, które często zasilają prywatne portfele czy konta organizacji prozwierzęcych i nie mają nic wspólnego z walką z bezdomnością zwierząt. Ten problem sam się nie rozwiąże i tylko razem, z programami świadomej adopcji , edukacji czy likwidacji schronisk w ich obecnej formie, wspólnie z pełnomocnikiem do spraw zwierząt i przy wsparciu ministerstwa rolnictwa możemy okiełznać ten pewnego rodzaju układ, gdzie bezdomność jest na rękę biznesmanom „prozwierzęcym”. Ważne, by problemem zajęły się osoby, którym zależy na jego rozwiązaniu, a nie na obsesyjnym zarabianiu pieniędzy na psach i kotach. Mamy jeszcze inne propozycję, ale o tym w pierwszej kolejności porozmawiamy z panem Wojciechem Albertem Kurkowskim, który odważnie podjął problem rodowodów, chipowania czy obowiązkowej kastracji niektórych zwierząt, np. bezdomnych.


Jaki cel z kolei miałby jeszcze inny pomysł na reformę hodowli zwierząt towarzyszących, czyli certyfikacja organizacji kynologicznych i fenologicznych? Kurowski mówi o powstaniu samorządu kynologiczno-fenologicznego na wzór palestry jaką mają adwokaci.


To doskonały pomysł. Samorząd, taka palestra składająca się ze specjalistów kynologicznych, felinologicznych, którzy znają problemy i potrzeby to coś, na co czekamy od lat.  Potrzebna jest reforma obecnego systemu, który w wielu kwestiach jest wadliwy. Opinia samorządu, wspominanej kynologiczno-felinologicznej palestry – w moim rozumieniu – byłaby kluczowa przy certyfikacji organizacji, których hodowcy będą mieć prawo do wprowadzania zwierząt na rynek. Taka palestra mogłaby sprawować też nadzór nad prawidłową dokumentacją czy kontrolować hodowle. Stworzenie platformy informującej inne certyfikowane organizacje o wykluczonych pseudo hodowcach również mogłoby leżeć w kompetencjach palestry.  To trudne zagadnienie. Być może w wielu kwestiach organizacyjnie jesteśmy różni i to bardzo dobrze, ale jestem pewien że wspólnie dopracujemy dobre mechanizmy działania i wykluczymy pseudo-organizacje i pseudo-hodowców, którym zależy na biznesie na zwierzętach bardziej niż ich dobrostanie.


W trakcie spotkania w ministerstwie rolnictwa rzecznik Kurkowski zgodził się z Panem odnośnie konieczności podniesienia wiedzy u osób zajmujących się interwencyjnym odbiorem zwierząt. Mowa była głównie o tzw. inspektorach prozwierzęcych z setek organizacji pozarządowych, często mundurujących się, wydających decyzje imitujące dokumenty państwowe, używające – jak Pan wielokrotnie mówił – pieczątek z kartofla i odbierających zwierzęta na podstawie swojego widzi mi się. Rzecznik do spraw zwierząt stwierdził, że odbywać będą się kursy zakończone egzaminem, a więc dojdzie do pewnego rodzaju certyfikacji inspektorów, którzy dopiero wówczas mieliby prawo zajmować się interwencjami. To dobry pomysł? Jak powinna wyglądać w praktyce jego realizacja?


To, że część obecnych zapisów Ustawy o ochronie zwierząt, a zwłaszcza kontrowersyjny zapis artykułu 7 ustęp 3, prowadzą do wielu patologii, z tego doskonale zdają sobie sprawę wszyscy znający tę problematykę. Kradzieże zwierząt domowych czy gospodarskich to norma w działaniu pseudo pomagaczy, pseudo-animalsów. Wielokrotnie wypowiadając się publicznie mówiłem o prawidłowym działaniu wielu lokalnych organizacji prozwierzęcych i tu myślę że jest pole do kompromisu. Kompromisu dotyczącego interwencji. Naszym zdaniem tylko organy państwowe powinny podejmować decyzję o interwencyjnym odbiorze zwierząt. Natomiast po odpowiednich kursach czy zdaniu państwowego egzaminu, uzyskaniu certyfikacji, znaczącym głosem doradczym mogliby być inspektorzy do spraw ochrony zwierząt. Tylko odpowiednia wiedza, specjalizacja w określonej grupie zwierząt i współpraca z państwowymi instytucjami może przynieść zamierzony skutek. Dziś inspektorem może zostać każdy po odbyciu 30 minut szkolenia on-line… W każdej chwili możemy powołać ich 15 tysięcy, by udowodnić, że takie działania wykonywane są z wielką szkodą dla właścicieli zwierząt, ale i prawidłowo działających organizacji. I tu nasuwa się pytanie, dlaczego organizacje nie piętnują bandytów skazanych prawomocnymi wyrokami, nie wykluczają ich ze swojego grona. I w tym punkcie będzie największy hejt osób albo nie znających zagadnienia lub celowo wprowadzających opinię publiczną w błąd. Przy każdej próbie wymuszenia jakichkolwiek standardów u tzw. inspektorów zabierających zwierzęta ludziom, bo im się wydaje, że krowa za chuda a pies za gruby spotyka się z jednym granym do znudzenia refrenem, pewnego rodzaju larum pod tytułem: „zabronią nam ratowania zwierząt!”. Wiele razy słyszeliśmy podobne brednie. Nikt nie chce nikomu zabraniać ratowania zwierząt tylko chcemy, by to ratowanie odbywało się rękoma ludzi z odpowiednią wiedzą i doświadczeniem, a nie wrażliwością nastoletniego weganina, który oddałby życie za uratowanie myszy, na której przeprowadzono eksperymenty medyczne mające na celu ratowanie życia ludzi. Taka wrażliwość i jednoczesna bezdenna głupota to standard w wielu organizacjach prozwierzecych, które powinny zacząć rozliczać swoje publiczne zbiórki i pilnować powierzonych zwierząt, by im nie ginęły. To trudne, być może najtrudniejsze, bo po stronie hodowców, naukowców, ekspertów stoi wiedza, a po drugiej stronie emocje i ideologie, które często nie mają nic wspólnego z prawdziwym dobrem zwierząt. To wszystko zresztą, o czym mówiłem, to tylko mały wycinek problemów do rozwiązania przez pełnomocnika do spraw zwierząt Wojciecha Kurkowskiego, ale wierzymy, że rozsądek, determinacja, wiedza pozwoli nam wspólnie doprowadzić do końca sprawy psów, kotów i innych zwierząt.

Rozmawiała: Agnieszka Malinowska
Fot. Collage gov.pl/Unia Felinologii Polskiej

 

Źródło: redakcja

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną