Kiszczakowa bajki-brednie pisze
Wybory za kilka dni. A generał Kiszczak z małżonką za historię Polski się wzięli. Wzięli się pod pachę i zakręcili kilka kółeczek. Zatańczyli w „Super Expressie”, „TVN24”. W kolejce czekają z wypiekami na policzkach Tomasz Lis, Piotr Kraśko, Beata Tadla i wielu, wielu innych.
Zasłużony w dziele zniszczenia Polski sowiecki generał siedzi na werandzie swojej willi za miastem z zapatrzonym wzorkiem, zapatrzonym w lata młodości junackiej, tej pięknej, czystej zdrady, gdy kto bolszewik i nie-bolszewik było jasne. Otrzepuje papierosa z popiołu i milczy przez chwilę. Wspomina rzewnie, gdy rozkaz z Moskwy był jak promień słońca, który wyznaczał kierunek życia i jego sensu. Gdy słowo Wojciecha J. porządkowało dzień i kasowało wyrzuty sumienia. Gdy listy pasterskie z Moskwy wyznaczały plany 3-letnie, 5-letnie i 100- letnie. To były czasy.
Generał, oczywiście będąc przy okazji obłożnie chorym, popija wódeczkę i zwierza się małżonce Marii ze swoich trosk, z bólu, który w duszy esbeskiej dzwoni. A to, że Popiełuszko organizował seanse nienawiści, a to że Grzegorz Przemyk sam się prosił, a że Kukliński, to przecież zasłużył. A ona, jak to kochająca żona najpierw zapłakała.
Przyniosła kocyk na zbolałe barki męża swego i męża stanu… sowieckiego. Okryła go i wpatrując się w jego zatroskane oczy słucha dalej. Spijała każe słowo z ust. A następnie, żeby nie tracić czasu, pobiegała i opowiedziała psiapsiółkom i redaktorkom, co bardziej wrażliwym. Pani Maria przedstawia się jako nauczycielka, ekonomistka i pisarka bajek, jak podaje „Super Express”. No to już rozumiem. Ten ostatni obszar aktywności do mnie przemawia.
Maria Kiszczakowa, pisarka bajek. Brzechwa może zacząć się bać. Problem w tym, że ona nie tylko pisze o kotku i myszce, mchu i paproci, ale także opowiada brednie o historii Polski. Ma tak po mężu. A to już przesada. Szkoda czasu na egzegezę jej twórczości, ale warto odnotować. Zdrajcy Polski nie chcą odchodzić w milczeniu.
Żeby tę sielankę przerwać przypomnijmy sobie co nieco. Komunistyczni zdrajcy i okupanci decyzją sądu wojskowego w Warszawie w dniu 23 maja skazali zaocznie na karę śmierci śp. Pułkownika Ryszarda Kuklińskiego w roku 1984. Kilkanaście dni wcześniej, w dniu 14 maja, milicjanci zakatowali na śmierć Grzegorza Przemyka. Młodego chłopca, który z kolegami świętował zdanie matury. Według pani Kiszczak za głośno i hałaśliwie.
W tym samym roku generałowie Wojciech Jaruzelski i Czesław Kiszczak wydali rozkaz zabicia ks. Jerzego Popiełuszki, i go zabili rękami Grzegorza Piotrowskiego, Waldemara Chmielewskiego i Leszka Pękali w dniu 18 października. Mija właśnie 31 rocznica tego bestialskiego mordu.
A pani Kiszczak, ekonomistka, bajkopisarka, mówi o atmosferze tamtych lat, o Grzegorzu Przemyku. „… śledziłam tę sprawę, wiadomości miałam nie od męża, ale z mediów. Został zabrany z posterunku, gdzie go przesłuchiwano, przez pogotowie. Bo to on zaczął atakować policjantów! (…) Karetka go wiozła do szpitala, wtedy zaatakował jednego z sanitariuszy. Zaczął go walić pięściami, może był po narkotykach? To ten go raz, drugi, trzeci… Potem ludzie widzieli w przychodni, jak go wyciągano za nogi. Taki był agresywny. I wrzeszczał”.
No, skoro wiadomości czerpała z mediów, to co innego. Jerzy Urban wzorem wiarygodności był i jest, i pozostanie. Tymczasem wspomniane morderstwo na Księdzu Jerzym poprzedziła akcja propagandowa pod przewodnictwem wspomnianego, zakłamanego Jerzego Urbana, rzecznika ówczesnego marionetkowego rządu, oraz Kiszczaka.
Wszyscy oni mówili prawdę, tylko prawdę i zawsze prawdę. Prawdę „etapu”. Może małżonka Maria przysłuchiwała się wówczas nocnym rozmowom, może słyszała, jak małżonek targany wyrzutami sumienia spać nie może. I troska się bardzo o los bolszewickiej wówczas krainy, dla niepoznaki nazywanej Polską Rzeczpospolitą Ludową.
Jerzy Urban i Czesław Kiszczak do dziś brylują na salonach i w reżimowych telewizorniach. Gdzie w zaświatach Wojciech Jaruzelski się włóczy, to nie wiem, podobno się nawrócił przed śmiercią. Pan Bóg wie i to już nie moja sprawa. Ale pani Kiszczakowa, bajko-bredniopisarka, buduje nam nową narrację o latach 80-tych. Rzecze pani Maria dla SE: „Ta zła atmosfera wokół mojego męża jest stworzona sztucznie. Społeczeństwo zostało poddane praniu mózgu (…) księża zrobili ludziom pranie mózgu. Wzburzało mnie to, co słyszałam z ambon. Np. poszłam z rodziną na pasterkę na kościoła w Wilanowie, a tam ksiądz od razu dzielił ludzi na patriotów i kolaborantów. Wydźwięk był taki, że najlepiej byłoby zabijać tych kolaborantów. Wtedy przestałam chodzić do Kościoła, chociaż jestem wierząca”.
No proszę, a w tym samym czasie mąż z kolegami planował działania „nieznanych sprawców” i „seryjnych samobójców”. A potem ginęli wrogowie kolaborantów, czy kolaboranci? Pani Mario, to jako z tym zabijaniem było. Piotr Bartoszcze, działacz Solidarności Rolników Indywidualnych, zamordowany w nocy z 7 na 8 lutego 1984, ks. Stefan Niedzielak zamordowany na plebanii w nocy 20 na 21 stycznia 1989, ks. Stanisław Suchowolec zamordowany 30 stycznia 1989, ks. Sylwester Zych zamordowany 11 lipca 1989, itd.
Paradoks, czyż nie? Martwię się o wiarę pani Kiszczakowej, czyż to ks. Piotr Skarga z nieba przyszedł i rzucił piorunem w czasie pamiętnej pasterki, że straciła wiarę?
Lata mijają, a metody się nie zmieniają. Ludzie giną z rak „seryjnego samobójcy”, a tymczasem marionetki z rządu Platformy i Stronnictwa, a w TVP także przy udziale Sojuszu Lewicy Demokratycznej, wciąż ochoczo i twórczo wykorzystują dziedzictwo komunizmu. Bo to jest ich dziedzictwo.
Pani Ewa Kopacz zaczynała karierę w latach 80-tych w szeregach przystwkowego Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego. ZSL było przystawką PZPR jakby ktoś zapomniał. Dzisiejsze działania premier Kopacz wpisują się w ówczesną linię partii. Służyć obcym, to jest główny kierunek działania. Nie ważnie czy z Moskwy, czy z Brukseli, czy z Berlina rozkazy nadchodzą. Najważniejsze jest – wykonać rozkaz. Nie dyskutować. Merkel każe, Kopacz musi. Kiszczak z pewnością jest zadowolony z takiej podwładnej.
Dlatego przypomnijmy ku podniesieniu wiedzy narodu, czy jest zdrada stanu, bo może się okazać, że w bliskiej przyszłości prokuratorzy częściej będą szukać odpowiednich artykułów w Kodeksie Karnym. Artykuł 127 KK głosi, co następuje:
§ 1. Kto, mając na celu pozbawienie niepodległości, oderwanie części obszaru lub zmianę przemocą konstytucyjnego ustroju Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje w porozumieniu z innymi osobami działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 10, karze 25 lat pozbawienia wolności albo karze dożywotniego pozbawienia wolności.
§ 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3.
Powyższe paragrafy zostały uzupełnione następującymi w artykule 128: § 1. Kto, w celu usunięcia przemocą konstytucyjnego organu Rzeczypospolitej Polskiej, podejmuje działalność zmierzającą bezpośrednio do urzeczywistnienia tego celu, podlega karze pozbawienia wolności na czas nie krótszy od lat 3. § 2. Kto czyni przygotowania do popełnienia przestępstwa określonego w § 1, podlega karze pozbawienia wolności od 3 miesięcy do lat 5.
Niech pani Kiszczak wraz z „obolałym” mężem przeczyta. I niech zamilknie. Niech pani Kopacz przeczyta. I niech odejdzie. Bo Polacy choć nie są pamiętliwi, to nie są zdrajcami swej ojczyzny i zdrajców nie chcą słuchać.
Dr Paweł Janowski, KUL
Przegląd Oświatowy
Felieton ukazał się w najnowszym wydaniu „Tygodnika Solidarność”
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl