Studio Polska na ZAKRĘCIE? Kryzys popularnego programu!

0
0
0
/

Studio Polska przeżywa wyraźny kryzys. W okresie pandemii musi się stosować do rygorów sanitarnych i już przez to straciło swoją spontaniczność. Zaproszeni goście są siłą rzeczy zdziesiątkowani. Jest ich niewielu. Rozsadzeni są od siebie w bezpiecznych odstępach, zaopatrzeni w przyłbice i rękawiczki. Ale nie to jest najważniejsze. W prawdzie prowadzący pozostał ten sam, Jacek Łęski, znany dziennikarz telewizyjny, Magdalenia Ogórek została zastąpiona przez Małgorzatę Ostrowską, która po początkowej tremie, nabrała swobody.

Dziwne jest co innego. Jak doświadczeni dziennikarze mogli ulec dominacji posłów lewicy. W poprzedniej wersji, jeszcze tej sprzed pandemii, byliśmy przyzwyczajeni do aroganckiego zachowania Rafała Lipskiego działacza partii Barbary Nowackiej i do pokrętnej argumentacji posła Szejny. Ale to mały pikuś w porównaniu do tego, co się obecnie dzieje w Studio Polska.  Program został zdominowany przez trzy agresywne i niemądre posłanki lewicy, na czele z panią prof. Joanną Senyszyn. Czego się spodziewać po niej, wie każdy od dawna: agresji, mijania się z prawdą, manipulacji. Teraz w tych działaniach dostała wsparcie od dwóch innych posłanek tego ugrupowania: Hanny Gill-Piątek i Małgorzaty Prokop-Paczkowskiej. I zaczęło się… Od kilku tygodni program został zdominowany przez  problematykę LGBT. Panie te we właściwy sobie sposób, potrafią zręcznie  każdą dyskusję przekuć na problematykę mniejszości seksualnych. Wydaje się, że gdyby rozmawiano o opadach deszczu, zaraz skręcono by w stronę gejów i lesbijek.


Wpisuje się to doskonale w działalność aktywistów tego ruchu, którzy swoją agresją, nietolerancją, wrzaskami i graniu roli krzywdzonej ofiary starają się narzucić postulaty LGBT i wszystkimi szczelinami wedrzeć się z promocją swojej cywilizacji śmierci.  W czynnej obronie chuliganów LGBT biorą udział właśnie dwie posłanki Lewicy, które potem swoje praktyki uliczne przenoszą do telewizyjnego studia. Uzbrojone w emblematy tęczowych, agresywne, przerywające wypowiedzi innym uczestnikom i nie dopuszczające ich do głosu, manipulujące wypowiedziami innych, tworzą kłamliwy przekaz, a wszystko to w otoczce obrony rzekomo pokrzywdzonych mniejszości seksualnych.


Na samym początku programu prezentowany jest skrót wydarzeń, wokół których będzie się toczyć dyskusja. Ale tak jest w teorii. Wczoraj miano dyskutować o sytuacji na Białorusi i o nowych nominacjach ministerialnych w rządzie. Skończyło się na tym, że rozpatrywano jedną z wypowiedzi prof. Zbigniewa Rau, powołanego na szefa Ministerstwa Spraw Zagranicznych. Wrzaskami posłanek lewicy dokonano na profesorze jego dyskredytacji jako ministra. Chodziło o wpis, w którym Zbigniew Rau  opierając się na nauce św. Jana Pawła, występuje przeciwko cywilizacji śmierci. Przez cały program toczyła się swoista „nawalanka” na nowo wybranego ministra. Tym samym nie doszło już do omówienia drugiej nominacji ministerialnej i do sytuacji na Białorusi. Ten temat dzięki aktywistkom LGBT spada już drugi raz z programu.


W rezultacie mamy serwowane aroganckie wypowiedzi o ruchach LGBT, tak jakby cały świat był jedynie skoncentrowany na tym problemie.  Ale LGBT-owcy już tak mają. Wszystko kreci się wokół seksualności i tylko to się liczy. Dzięki pokrzykiwaniom, wrzaskom, niedopuszczaniem innych do głosu starają się wcisnąć w każdą dziedzinę naszego życia. Ale dlaczego udaje im się to w Studio Polska? Dlaczego prowadzący nie potrafią przywołać ich do porządku, tylko ulegają narzuconej narracji.
Jedyną pociechą wczorajszego Studia jest zdecydowana postawa prof. posła Przemysława Czarnka, który ostro zareagował na manipulacje jego wypowiedzią przez Hannę Gill-Piątek. Na jej słowa o rzekomym nazwaniu przez profesora ludzi LGBT, podludźmi, zażądał od posłanki natychmiastowych przeprosin za mówienie nieprawdy, a gdy to nie nastąpi podczas nagrania w Studio Polska, skieruje sprawę do sądu. Bezcenna była mina posłanki i jej wicie się, aby nie doszło do przeprosin. Na szczęście prof. Czarnek dał sobie doskonale radę z kłamstwami Giil-Piątek, która przyparta do muru, musiała posła przeprosić.
Jak prowadzący w porę się nie opamiętają i nie ukrócą dominacji problematyki LGBT w swoim programie, muszą się liczyć, że ciekawy i żywy program umrze śmiercią naturalną, narzuconą przez lewicę. Ile czasu można słuchać o biednych ofiarach LGBT? Staje się to męczące, a zarazem irytujące. Najwyższa pora coś sensownego z tym zrobić, bo szkoda programu, który postanowiła zlikwidować lewica.

Iwona Galińska

 

Źródło: redakcja

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną