Europarlament i mięsne nazwy wegańskiego żarcia [FELIETON]
Zawsze twierdziłem, że Parlament Europejski to instytucja fasadowa i skrajnie pasożytnicza. I jest nam potrzebna jak rybie ręcznik. W tym małpim cyrku nie potrafi się dojść do jakichkolwiek sensownych pomysłów, ani rozwiązań prawdziwych, realnych problemów. Najlepszym przykładem jest to, że w czasie tak zwanej „globalnej pandemii” ta instytucja pajaców zajmuje się... mięsnymi nazwami potraw wegańskich. Wcześniej europarlament zapowiedział że kilka lat zajmie im... likwidacja zmiany czasu z zimowego na letni i odwrotnie.
W tym tygodniu Parlament Europejski zagłosuje dwie poprawki, które zakazują używania nazw mięsnych potraw i nabiału do ich roślinnych zamienników. Chodzi o coraz popularniejsze w sektorze roślinnym zamienniki mięsa i nabiału: wegetariańskie burgery, sojowe kotlety mielone, roślinne kiełbaski, sojowe parówki, schabowe z boczniaków, czy substytuty sera. Ponieważ na rozpoczynającej się zdalnej sesji Parlamentu Europejskiego deputowani będą głosować nad regulacjami dot. wspólnej organizacji rynków rolnych. Wśród przepisów znalazły się dwie poprawki z komisji do spraw rolnictwa, które „wzbudziły niepokój aktywistów - w tym klimatycznych i niektórych organizacji pozarządowych”.
I tak poprawka 165 zakazuje „używana terminów kojarzonych z potrawami mięsnymi do ich roślinnych zamienników. Chodzi o takie potrawy jak wege burger, roślinny stek, parówka sojowa, roślinne kiełbaski”. Natomiast druga poprawka - nr 171 - dotyczy nabiału. Już w tej chwili nazwy takie jak masło, jogurt, mleko są (jak najbardziej słusznie) zarezerwowane dla nabiału. Poprawka ma jeszcze zaostrzyć te wymogi. I nie będzie wolno używać określeń: „przypominający jogurt”, „zamiennik sera”, czy określeń charakterystycznych dla nabiału, takich jak kremowy, maślany. Takie poprawki mają zapobiec sytuacjom wprowadzenia konsumentów w błąd co do składu produktu, takich jak nazywanie margaryn masłem. Zasadniczo ma to sens, tymczasem klimatyczni, wegańscy i wegetariańscy aktywiści, część europarlamentarzystów i co najmniej 200 tysięcy osób, które podpisały petycję sprzeciwia się tym poprawkom.
Klimatyczne świrowanie
Protestujący aktywiści i podpisujący petycję twierdzą, że dieta roślinna jest zbawieniem dla klimatu i naszej wspaniałej matki Ziemi. A samo spożycie mięsa i nabiału „wiąże się z bardzo negatywnym wpływem na środowisko”. Działacze opowiadają że „hodowla zwierząt odpowiada za dużą część emisji dwutlenku węgla, przyczyniając się do zmian klimatu”. A „wykarmienie zwierząt wymaga przeznaczenia ogromnych zasobów (nawozów, ziemi, wody), niewspółmiernie do wartości odżywczych w porównaniu do roślin. Prowadzi także do wylesiania na wielką skalę. W Amazonii dżungla jest wycinana pod uprawy soi wykorzystywanej nie do spożycia przez ludzi, ale jako karma dla zwierząt”. Z tych właśnie postaw wynika głęboka niechęć, a w zasadzie nienawiść wobec mięsożerców i rolników, w tym zwłaszcza hodowców. I twierdzenie, że „walka z kryzysem klimatycznym i środowiskowym wymaga ograniczenia spożywania mięsa. Zamiast tego z masowej, przemysłowej produkcji lepiej jeść niewielkie ilości ze zrównoważonych hodowli”. Także organizacje w rodzaju Europejskiej Organizacji Konsumentów popierają to szaleństwo pisząc, że „w swojej własnej strategii dla rolnictwa Unia Europejska mówi o potrzebie zmiany diety Europejczyków na w większym stopniu opartą o produkty roślinne i z mniejszą ilością czerwonego i przetworzonego mięsa”.
Tłumacząc to z eurowegańskiego na polski – ludzie mają przestać żreć czerwone mięso, potem białe mięso. Żeby im to ułatwić trzeba będzie najpierw zlikwidować produkcję mięsną. Rozpoczynając od unijnych państw peryferyjnych w rodzaju Polski. O czym piątka dla zwierząt najlepiej świadczy.
Jedyne co będzie dozwolone, to sojowe badziewie w każdej postaci. Cóż taka roślinna monodieta. Bez smaku i o konsystencji psiej kupy. To, co obywatel ma jeść to przykład współczesnego totalitaryzmu. Oczywiście elity dalej będą się zażerały najlepszą wołowinką i cielęcinka z hodowli ekologicznych. A lud będzie jadł mięso ustami swoich przedstawicieli.
Piotr Stępień
Źródło: redakcja