Im gorzej, tym lepiej
Pomimo wielu prób ucieczki przed masowym atakiem przeróżnych, politycznych przynęt, nie udaje się prawie nikomu nie wiedzieć niczego o problemach współczesnej Europy.
Albo to, spokojnie przechodząc ulubionym skwerem, ni stąd ni zowąd dostanie się w plecy resztką rozerwanej petardy, rozganiającej skupionych celebrantów Dnia Odzyskania Niepodległości. Albo to przeraźliwy ryk roztrzęsionych wieprzków demokratycznie odrywanych od paśnika, bezceremonialnie zbałamuci, płynącą z słuchawek, linię melodyczną przyjaznej muzyki.
Dość powiedzieć, iż dzisiejsze społeczeństwo stało się rozpolitykowane nie z własnego upodobania, lecz z gwałtu możnych i kandydatów na możnych, na ich niezmąconym stanie błogiej niewiedzy. Może to i dobrze, bowiem minęły czasy, w których geopolityka działa się „gdzieś” i w miejscu tak odległym, że łatwo można było znaleźć azyl we własnym przytulisku. Dzisiaj problemy gastryczne przejedzonego Angola z Izby Lordów skutkują naruszeniem składu chemicznego powłoki gazowej polskiego powietrza.
Ot świat w geometrycznym tempie nie tylko psieje, ale przeraźliwie się kurczy. Zatem cóż z tak przykrej konstatacji wynika dla nas, Polaków początku dwudziestego pierwszego stulecia. Otóż dotychczasowe, europejsko-wspólnotowe działania przewidywały dla Polski jasny i prosty scenariusz; ustabilizować konsensus masowego, gospodarczego dojenia Rzeczypospolitej, czyniąc z Jej obywateli parobów z najwyższymi kosztami życia i z najniższą w Europie pensją.
Cały ten mechanizm opatrzyć jeszcze świadomością przeciętnego Polaka, iż to on jest obdarowanym, a nie niewolniczym darczyńcą. „A w dupie z matematyką” wykrzyknie raz po raz niepełny, niemiecki maturzysta rządzący Europą, szantażując nas wstrzymaniem bezwizowego ruchu ze Słowacją czy San Marino. Aby ten stan szczęśliwości trwał po wsze czasy Europa zabezpieczyła się prawnie. Dwudziestego czwartego lutego dwa tysiące czternastego roku, z polecenia Europy, miłościwie panujący Prezydent naszego kraju podpisał ustawę 1066 dającą uzbrojonym oddziałom porządkowym obcych państw możliwość wejścia na terytorium Polski. A więc jeśli jakiejś grupie Polaków nagle zapaliłaby się ostrzegawcza lampka, informująca nie tylko o zuchwałej kradzieży majętności, ale także o jawnym zamachu na suwerenność Ojczyzny, jest rozwiązanie.
Gnuśny Angol z butnym Niemcem i z nijakim Francuzem przybędą do nas z giwerami. Patriotów zaczną nazywać faszystami, grupy biologicznie pozbawione możliwości prokreacji nazwą przyszłością narodu, zabezpieczą należną ochronę prawomyślnej władzy, a nam ponownie ugruntują miejsce w szyku. I to wszystko w obronie demokracji.
Długi czas, pomimo wielu powstańczych iskierek, sytuacja jasno prowadziła do realizacji wydumanego scenariusza. Aż tu nagle dostrzegłem historyczny psikus, który może bez kontroli zaburzyć łajdackie plany nikczemnych decydentów. Widzę wyraźnie jak biedna europejska władza staje się niewolnikiem własnego frazesu poprawności politycznej. Ze zdumieniem obserwuję hordy innowierców, demolujące prawne systemy dotychczas cywilizowanych państw. Z niedowierzaniem towarzyszę wzrokowo nielegalnym pasażerom przemieszczającym się z Francji do Wielkiej Brytanii. Ze współczuciem liczę kolejne ofiary paryskiej rzezi. Z niesmakiem patrzę na niemieckie świętowanie sylwestrowej nocy, ociekające zwierzęcą chucią i opatrzone publicznym kłamstwem rządzących. Na moich oczach Europa z poukładanego kontynentu staje się poligonem rozbojów, gwałtów, bezsensownych zabójstw i wszelkich, innych bezeceństw.
Próbując zrozumieć nadchodzący, huczny finał samobójczych działań europejskich państw myślę, cóż dla mnie i moich pobratymców wynika z nowej sytuacji. Otóż wbrew zdrowemu rozsądkowi, bezmiar nieporadności systemów naszych unijnych „sojuszników” daje nam moment wytchnienia na okopanie się i zwarcie suwerennych szyków.
Daruje nam czas na refleksję i odbudowę wiary w polską rację stanu. Może i budowę wolnościowych struktur jak choćby Braunowskiej „Pobudki”. Zdaję sobie oczywiście sprawę z posiadanego asa w rękawie naszych „przyjaciół” w postaci możliwości wywołania kontrolowanego kryzysu finansowego, mniemam jednak, iż zasada „zawsze lepsze coś, niż nic” potrafi ostudzić niepochamowaną chciwość.
Wniosek zatem narzuca się okrutny w swoim pierwszym wydźwięku; „IM GORZEJ, TYM LEPIEJ”. Któż bowiem zmusi carycę Merkelową do zainteresowania się niepokorną Polską podczas przymusowej przymiarki twarzowej burki.
Leszek Posłuszny
WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl