Sylwestrowe rape-party po muzułmańsku
Po sylwestrowej nocy w Kolonii a także w szeregu innych miast Niemiec i Europy - od Finlandii po Szwajcarię - wielu Europejczyków powinno sobie zadać jedno trudne pytanie: Co byś zrobił, gdyby Twoja kobieta (żona, córka, siostra) została skrzywdzona przez bandę muzułmańskich emigrantów, których sprowadzili rzekomo twoi demokratycznie wybrani politycy?
Cóż, kiedy muzułmańska dzicz urządziła sobie noworoczne "polowanie" na Niemki. W samej Kolonii na policję zgłosiło się ponad 500 kobiet. Może powinniśmy poczekać, aż zaczniemy ginąć z ich rąk, a kobiety muszą być masowo gwałcone. To jest cena naszej europejskości i człowieczeństwa.
To, że druga strona ma mentalność jakby dopiero zeszła z wielbłąda, żeby wysłuchać pierwszej nauki Proroka, nie ma żadnego znaczenia. Przypomnijmy fakty – około tysiąca imigrantów, w tym wielu także tych biednych rzekomo uciekajacych przed wojną Syryjczyków zrobiło sobie "zabawę", masowo obmacując, rozbierając i okradając setki kobiet. Co najmniej kilka z nich zgwałcono. Podobne zdarzenia miały miejsce także w innych niemieckich i europejskich miastach.
Niemiecka policja w ogóle sobie z tym nie potrafiła poradzić - w Kolonii sztab kryzysowy zebrał się 4 dni po zadymie. Co więcej, wprowadziła blokadę informacyjną. Podobnie jak niemieckie media, które - zarówno publiczne, jak i prywatne - przez cztery dni starały się przemilczeć sprawę.
Zajęte troską o los demokracji w Polsce germańskie media nie zauważyły rape-party nie tylko w Kilonii, ale także w Hamburgu i Stuttgarcie. To się chyba nazywa blokada informacji? Ta ostatnia w pełni pokazała pluralizm i dążenie do prawdy w mediach niemieckich. Jednak w dobie internetu okazało się to niewykonalne, więc po kilku dniach zaczęły informować o faktach.
Cóż, ciekawa postawa mediów, które przez cztery dni nawet nie zająknęły się o kolońskiej rape-party i zachowały się jak za najlepszych czasów III Rzeszy, wskazuje na to, że jeśli chodzi o agresywnych i roszczeniowych imigroli, europejskim standardem jest przemilczanie i wybielanie bandytów, złodziei i gwałcicieli, ale tylko w tym przypadku, kiedy są oni z innego kręgu kulturowego. Ponieważ mówienie i pisanie prawdy spowodowałoby, że poparcie dla imigracji i chorej doktryny multi-kulti byłoby jeszcze mniejsze niż jest, a wielu osobom otworzyłyby się oczy. I pytanie, co wielcy tego świata zamierzają zrobić z tym niepokornym internetem, przez który rzecz się skandalicznie wydała?
Oczywiście zdychająca Czerska gadzinówka pana "nadredaktora" pisząca, że "zorganizowane grupy mężczyzn molestowały kobiety w Kolonii" pięknie pominęła w tytule pochodzenie etniczne tych zbydlęconych przestępców. I oczywiście wyłączyła komentarze pod artykułem. "Wolna prasa" w wydaniu nadredaktora zawsze była przecież bardziej wolna i demokratyczna, niż u kogoś innego.
Niemieckie lewicowe media tak się zakręciły swojej poprawności politycznej, że nie miały odwagi poinformować o masowych przestępstwach rzekomych „uchodźców wojennych”. Przecież to byłoby „prawicowym odstępstwem” i podpadało pod moją ulubioną kategorię - „rasizm”. Mainstream w swojej głupocie był przekonany, że w dobie internetu ma szansę na utrzymanie monopolu na nieinformowanie o niewygodnych faktach. I ciężko się pomylił.
Wiara nawet przekonanych do swojego państwa obywateli, jak Niemcy dołuje. Zaczynają bowiem widzieć, że policja nie radzi sobie i z agresywnymi muzułmańskimi imigrantami, za to leje wodę i puszcza gaz na protestujących przeciwko bezprawiu Niemców. Tak, jak to miało miejsce w Kolonii. Obywatele więc zaczynają rozumieć, że politycy zarówno krajowi, jak i lokalni mają ich gdzieś, wybierając swoje partykularne interesy, policja jest do utrzymania polityków u władzy, a nie do zapewnienia porządku, a me(n)dia chodzą na smyczy rządu i grup wielkiego kapitału. Czy z tego wyniknie jakaś europejska kontrrewolucja? O tym się przekonamy w najbliższym czasie.
Michał Miłosz
WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl