„Poza Kościołem nie ma zbawienia”. Czy Sobór Watykański II zakwestionował tę prawdę?

0
0
0
zdjęcie ilustracyjne
zdjęcie ilustracyjne / prawy.pl

Łacińska maksyma pochodząca jeszcze z czasów Ojców Kościoła mówi, że „Extra Ecclesiam nulla salus” – „Poza Kościołem nie ma zbawienia”. Dzisiaj wielu ludzi, nawet katolików może się na nią oburzać, bo przecież co z wyznawcami innych religii? Nauczanie to jednak wynika wprost z Ewangelii.

Jezus Chrystus wielokrotnie zwracał uwagę, że jest jedynym Zbawicielem i pośrednikiem między Bogiem i ludźmi. Przypomniał o tym także Sobór Watykański II w dokumencie Lumen Gentium: „Sobór święty zwraca się w pierwszym rzędzie do wiernych katolików. Uczy zaś, opierając się na Piśmie świętym i Tradycji, że ten pielgrzymujący Kościół konieczny jest do zbawienia. Chrystus bowiem jest jedynym Pośrednikiem i drogą zbawienia, On, co staje się dla nas obecny w Ciele swoim, którym jest Kościół, On to właśnie podkreślając wyraźnie konieczność wiary i chrztu (por. Mk 16,10, J 3,5) potwierdził równocześnie konieczność Kościoła, do którego ludzie dostają się przez chrzest jak przez bramę” (par. 14). Przed Soborem Watykańskim II zwracano uwagę, że wyznawcy innych religii i ateiści mogą zostać zbawieni, ale tylko wtedy, kiedy nie byli w stanie poznać bądź przyjąć nauki chrześcijańskiej. Mogli ją bowiem np. poznać w zdeformowanej wersji, albo mogli pozostawać pod wpływem ludzi, którzy utrwalili w nich błędne zapatrywania. Zawsze jednak byliby zbawieni przez Jezusa Chrystusa, o ile dobrze by żyli i poszukiwali prawdy (chrzest intencji) Do tego zdaje się nawiązywać ostatni sobór: „Nie mogliby tedy być zbawieni ludzie, którzy wiedząc, że Kościół założony został przez Boga za pośrednictwem Chrystusa jako konieczny, mimo to nie chcieliby bądź przystąpić do niego, bądź też w nim wytrwać” (par. 14). Na pierwszy rzut oka Sobór Watykański II powtórzył tradycyjną naukę. Lumen Gentium postanowiło jednak w specyficzny sposób wyjaśnić, jak zbawieni mogą być także niekatolicy. W tym celu autorzy dokumentu stworzyli całą konstrukcję intelektualną, która nie neguje zasady, że „Poza Kościołem nie ma zbawienia”, ale całkowicie pozbawia ją znaczenia, wywracając do góry naukę katolicką. Uznali mianowicie, że chociaż katolicy „do społeczności Kościoła wcieleni są w pełni” (łac. Illi plene Ecclesiae societati incorporantur), to jednak protestanci także w jakiś sposób do niego należą m.in przez wyznawanie wiary w Zbawiciela, Żydzi przez to, że mają z chrześcijanami wspólną historię, Muzułmanie z powodu tego, że również wierzą w jednego Boga, wyznawcy innych religii, a nawet ateiści, bo kierują się sumieniem. Lumen Gentium używa wielu określeń w odniesieniu do tego jak to niekatolicy należą do Kościoła katolickiego. Mowa jest w nim choćby: „Ci wreszcie, którzy jeszcze nie przyjęli Ewangelii, w rozmaity sposób przyporządkowani są do Ludu Bożego” (ad Populum Dei diversis rationibus ordinantur). „Przyporządkowanie” jest jednym z terminów, który ma wyrażać to przekonanie. W różnego typu objaśnieniach do soborowego dokumentu można spotkać się z grafiką okręgów wpisanych w siebie. Ten w samym centrum wyraża pełnię prawdy i oznacza katolicyzm. Ten najbardziej zewnętrzny to ateizm. Kościół obejmuje je wszystkie, bo w każdym z nich jest jakieś podobieństwo do głoszonej przez niego nauki: jest wiara w Chrystusa, albo przynajmniej w Boga, albo przynajmniej uznanie głosu sumienia. Ta soborowa konstrukcja intelektualna spotkała się z aprobatą pobożnych katolików, bo wydaje się zawierać dwa najważniejsze tradycyjne stwierdzenia. Po pierwsze, że pełnia prawdy jest tylko w Kościele katolickim, a po drugie, że zbawienie każdego człowieka dokonuje się jedynie mocą Chrystusa. Przy tej okazji wyjaśniono też w jaki sposób Zbawiciel działa poza Kościołem katolickim – na tej zasadzie, że w istocie nigdy tego Kościoła nie opuszcza, ale to wyznawcy innych religii jakoś do niego przynależą. W momencie ogłoszenia Lumen Gentium stało się jednak coś, czego powszechnie nie zauważono. Dokonała się rewolucja, której skutki widzieliśmy np. w adhortacji posynodalnej papieża Franciszka pt. „Amoris Laetitia”. Nagle to, co niestopniowalne stało się stopniowalne. Zasadniczo język, który wyraża myśl, stopniowalność odnosi tylko do przymiotników i przysłówków odprzymiotnikowych. Można być mniej lub bardziej inteligentnym, mądrym, pięknym, ale człowiekiem, policjantem, mężczyzną się po prostu jest. Tego też uczy klasyczna zasada logiki, zasada wyłączonego środka, albo coś jest, albo czegoś nie ma. Nagle po Soborze Watykańskim II okazało się, że Kościół jest rzeczywistością stopniowalną. Katolicy należą do niego w 100%, ale protestanci, na mocy tego myślenia, powiedzmy w 90%, Żydzi – 60%, Muzułmanie – 40%, buddyści – 20%, a dobrzy ateiści – 10%. Poza Kościołem wciąż nie ma zbawienia, ale jakie to ma znaczenie, skoro wszyscy, w ten lub inny sposób do niego należą, nawet jeśli o tym nie wiedzą albo nie chcą mieć z nim nic wspólnego? Podobnie papież Franciszek w „Amoric Laetitia” uznał opis zwykłego, katolickiego małżeństwa jako opis ideału. Kilkakrotnie w jego dokumencie mowa jest o „obiektywnym ideale”, „chrześcijańskim ideale”, „katolickim ideale”. Eufemistyczne sformułowanie „inne formy związków”, które może obejmować wszelkie relacje, jak choćby relację homoseksualną, są docenione ze względu na „częściową realizację” ideału małżeństwa. Można sobie wyobrazić osobę, która nie porzuca swojego współmałżonka, ale zdradza go i wykorzystuje. Mimo to, w ramach tej logiki, należałoby docenić, że przynajmniej nie opuszcza swojej drugiej połówki. W ten sposób jakoś realizuje, częściowo i „analogicznie”, ideał małżeństwa choćby w 5%. Mówienie o ideale małżeństwa i o częściowej jego realizacji jest wprowadzeniem do małżeństwa stopniowalności, czego dotąd nigdy nie czyniono. Albo mamy do czynienia z małżeństwem albo nie. Czym innym jest przy tym fakt, czy dane małżeństwo żyje po katolicku, czy nie. Franciszek podkreślił, że „Kościół w żadnym przypadku nie może wyrzec się proponowania pełnego ideału małżeństwa, planu Bożego w całej swej okazałości” i „Zrozumienie sytuacji wyjątkowych nigdy nie oznacza ukrywania światła pełniejszego ideału ani proponowania mniej, niż to, co Jezus oferuje człowiekowi”. Wypowiedzi te wskazują, że Kościół powinien przedstawiać pełen ideał małżeństwa, czyli integralną naukę katolicką na ten temat. Jednocześnie jednak Papież uznał, że w danej chwili, pośród konkretnych okoliczności nawet tylko częściowe zrealizowanie ideału może być po myśli Bożej. Mówiąc inaczej na danym etapie życia może okazać się, że ktoś nie musi realizować w pełni nauki katolickiej. Potwierdza to uwaga Papieża, który zalecił duszpasterstwo pozytywne, w którym stopniowo pogłębia się wymagania Ewangelii. Mamy w tym wypadku do czynienia ze stopniowalnością prawa, którą odrzucił Jan Paweł II, gdzie wymagania Ewangelii różnicuje się ze względu na etap rozwoju, jaki ktoś osiągnął. To wprowadzenie stopniowalności do nauki katolickiej, i to stopniowalności rzeczy, które nie są stopniowalne, spowodowało niebywały relatywizm. Kierując się takim myśleniem, można obalić dowolną prawdę katolicką lub pozbawić jej znaczenia. Wyobraźmy sobie bowiem, że ktoś głosi, że Bóg jest istotą okrutną i złą. Przy powyższej logice należałoby docenić, że ktoś w ogóle mówi o Bogu i to w dodatku o jednym, czyli w jakiś stopniu, np. 50%, wyraża katolicką naukę. Możemy więc powiedzieć, że ktoś kto to głosi, już w jakiś sposób jest katolikiem.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną