Uwaga na nowy system oznaczania żywności w marketach
Lead Danone, Nestle i inni globalni producenci „żywności” właśnie dogadali się z wielkimi, międzynarodowymi sieciami handlowymi (i niektórymi rządami państw zachodnich). I wprowadzili wspólnie coś, co się nazywa systemem „Nutri Score”. Rzekomo po to, żebyśmy świadomie wybierali produkty „zdrowe”, a tak naprawdę po to, żeby zmaksymalizować swoje zyski w produkcji żywności, która z żywnością często niewiele ma wspólnego. A cały system jest absolutnie niewiarygodny. Jak poinformował Danone: „Wsparcie systemu Nutri-Score i stopniowe wdrażanie go na produktach Danone odzwierciedla nasze zaangażowanie w promowanie prawidłowego odżywiania i świadomych wyborów żywieniowych”.
Czy jest system Nutri-Score?
Nutri-Score (z języka angielskiego „ocena wartości odżywczych” lub „punktacja wartości odżywczych”) to system znakowania żywności typu FOP (z języka angielskiego „Front of Pack”, czyli z przodu opakowania). Rzekomo jest on „oparty na naukowej metodzie oceny wartości odżywczej produktów”. A tak naprawdę jest kolejnym narzędziem globalnych koncernów żywnościowych. Sam system jest bardzo prosty, ponieważ ponieważ składa się z prostego kodu składającego się z 5 liter (od A do E) i odpowiadających im kolorów (od zielonego do czerwonego). I rzekomo „przekazuje on konsumentom całościową ocenę wartości żywieniowej danego produktu”. Tylko co to za wartość, jak wspiera ją Danone i Nestle – dwaj najwięksi trucicieli spożywczy na Ziemi? I tak produkty „A” to są według producenta i naukowców „produkty o wysokiej wartości odżywczej”, a „E” – jeść mniej, albo unikać. I jak twierdzą giganci żywieniowi „System znakowania żywności Nutri-Score rozwiązuje ten problem. Ułatwia on konsumentom dokonywanie świadomych wyborów w oparciu o uproszczone informacje”.
Wytłumacz łopatologicznie klientowi co ma jeść
I dalej możemy się dowiedzieć ze strony Biedronki i Nestle, że „pomimo szczegółowych informacji o składzie na opakowaniach, konsumenci bardzo często nie wiedzą, jak wybierać wartościowe produkty spożywcze. Powodem tego jest nie tylko duży wybór na sklepowych półkach, ale i brak specjalistycznej wiedzy na temat poszczególnych składników produktu, a co za tym idzie - nieumiejętność interpretacji informacji widocznych na opakowaniu”. Jak widać koncerny żywieniowe i sieci handlowe mają swoich klientów za skończonych idiotów.
Dziwne zaszeregowanie do zdrowych i niezdrowych produktów
I tak na przykład Cola Light jest w grupie B (jasnozielonej), a więc jest to „Produkt o wysokiej wartości odżywczej. Produkt ważny w diecie. Produkt, który warto spożywać w większej ilości, lub częściej”. Tymczasem delikatny ser Brie w grupie E (czerwonej)! A więc jest „Produkt, który zawiera większą ilość składników, które powinny być ograniczone. Produkt, który należy spożywać w mniejszej ilości, lub rzadziej”. To samo dotyczy wartościowych serów, typu camembert, mascarpone, gruyere, limburger, cheddar, czy mozarella! Wszystkie one są w grupie E, albo D. Za to „zdrowe” są liczne napoje słodzone i wszystkie produkty wegańskie i wegetariańskie.
Wegańskie bzdury – burgery i owsianki
Większość produktów wegańskich znalazła się w grupie A. I tak burger zrobiony z soi, która już sama jest dla wielu ludzi nieprzyswajalna, a przynajmniej wysokoalergizująca (szczególnie, że jest jednym z najbardziej zmodyfikowanych genetycznie zbóż) to grupa A. Tymczasem białko sojowe to aż 20 procent owego burgera. Co więcej taki „burger”, który „smakuje jak burger wołowy” to nie tylko soja. To także robiący za klej gluten (jako substancja łącząca – sklejająca), woda, oleje roślinne w tym rzepakowy (ten, który powoduje insulinooporność, stany zapalne i uszkadza wątrobę), ekstrakt słodu jęczmiennego, ocet spirytusowy, sól, aromaty, stabilizatory, sztuczne smaki i konserwanty. Koncentraty roślinne o smaku buraka, jabłka i innych. Skrobia kukurydziana – a więc skrobia kolejnego zboża, które jest bardzo zmodyfikowane genetycznie. Jak widać burger wegański to wyjątkowo fantastyczny produkt. To coś w ogóle nie powinno być nazywane burgerem i rzekomo to jest produkt „zdrowy”. Drugą grupą które są w A i B to wszelkiego rodzaju owsianki. Rzekomo produkt bardzo „zdrowy”, tylko że owsianki to produkty wysokowęglowodanowe. I tak owsianka z czekoladą mleczną, która jest potężną bombą węglowodanową i zwiększająca problemy z powikłaniami po chorobach metabolicznych w postaci zawałów, udarów i miażdżcy (po insulinooporności i cukrzycy) jest w grupie B. W sekcji „napoje” – napój gazowany o smaku Coli zero cukru znajduje się oczywiście również w sekcji B (szkoda, że nie w A).
O nasze zdrowie nie zadba nikt inny. To jest ważne tylko dla nas. Jak koncerny żywnościowe (często powiązane z koncernami farmaceutycznymi), sieci handlowe, a często nawet lekarze. Im zależy żebyśmy jedli cały czas i brali leki od urodzenia do śmierci.
Ten artykuł ukazał się w miesięczniku Moja Rodzina. Zachęcamy do prenumeraty.
Magdalena Żuberska
Źródło: własne