Eva Kaili dalej kompromituje europarlament. Teraz bredzi o spisku
Po miesiącach milczenia podczas jej zatrzymania i aresztu domowego, najbardziej znana podejrzana w aferze Qatargate, w weekend nagle pojawiła się wszędzie.
W trzech wywiadach udzielonych europejskim mediom, grecka posłanka do Parlamentu Europejskiego chętnie ogłosiła swoją niewinność, twierdząc, że nigdy nie wzięła żadnej z rzekomych łapówek, które władze twierdzą, że kraje takie jak Katar i Maroko wykorzystywały do wpływania na brukselską maszynerię.
Ale miała też do opowiedzenia historię jeszcze mroczniejszą niż Qatargate, obejmującą insynuacje dotyczące nikczemnego szpiegostwa rządowego i sugestie, że być może, tylko być może, jej aresztowanie było motywowane politycznie. Argumentowała, że jej praca polegająca na badaniu nielegalnego wykorzystania oprogramowania szpiegującego Pegasus w Europie postawiła ją na celowniku europejskich rządów.
"Z akt sądowych moi prawnicy dowiedzieli się, że belgijskie służby specjalne rzekomo monitorowały działania członków specjalnej komisji Pegasus" - powiedziała włoskiej gazecie Corriere Della Sera.
"Fakt, że wybrani członkowie Parlamentu są szpiegowani przez tajne służby, powinien budzić większe obawy o zdrowie naszej europejskiej demokracji", dodała. "Myślę, że to jest prawdziwy skandal".
W miarę jak Kaili pojawia się ponownie i zaczyna wskazywać palcem na rząd, belgijska prokuratura postanowiła zachować milczenie. Rzecznik w poniedziałek powiedział, że prokuratura "nie zamierza odpowiadać" na zarzuty Kaili.
"Naruszyłoby to poufność śledztwa i domniemanie niewinności" - dodał rzecznik. "Dowody zostaną przedstawione w sądzie w odpowiednim czasie".
Niemniej jednak jej PR-owy blitz jest prawdopodobną zapowiedzią kolejnego rozdziału Qatargate: Bitwy o wygranie publicznej narracji.
Źródło: POLITICO