Spóźniona decyzja
Prace nad wprowadzeniem programu 500+ wchodzą w decydującą fazę. Wszystko wskazuje na to, że zgodnie z rządowymi zapowiedziami program wystartuje 1 kwietnia. Będzie to program, w przeciwieństwie do wszelkich poprzednich form wsparcia rodziny, nie socjalny a właśnie prorodzinny.
To znaczy że posiadanie dzieci nie traktuje, jak w przypadku polityki socjalnej, jako problem, a właśnie jak przystało na rzeczywistą politykę rodzinną, jako wartość. Nie ulega wątpliwości, że po latach braku skutecznej polityki prorodzinnej, wreszcie będziemy mieli program realnie wspierający materialnie polskie rodziny. Bowiem dotychczasowe wsparcie miało charakter zdecydowanie niedostateczny i w żaden sposób nie odpowiadało na wyzwanie, jakim jest katastrofa demograficzna.
Ten program traktuje bowiem dzieci nie jako obciążenie, nie wydatek budżetowy, a właśnie jako inwestycję w przyszłość. Co więcej - jako inwestycję o fundamentalnym znaczeniu dla przyszłości naszego narodu. Do tej pory bowiem, poza nielicznymi instrumentami polityki rodzinnej, takimi jak dłuższe urlopy macierzyńskie czy duża ulga podatkowa, rodzinę traktowano tylko jako przedmiot opieki społecznej, a wielodzietność jako swoistą patologię.
Efektem takiego podejścia, oprócz innych przyczyn, jest dramatyczny spadek urodzeń. Od początku lat 90. pokolenie dzieci nie odtwarza pokolenia rodziców, a w ostatnich kilkunastu latach poziom urodzeń jest mniejszy o około 40% od pokolenia rodziców. To jest sytuacja wręcz katastrofalna. W dłuższej perspektywie czasowej, prowadzi nie tylko do załamania systemu emerytalnego, na który po prostu nie będzie komu pracować, ale także do głębokiego kryzysu ekonomicznego.
Starzenie się społeczeństwa staje się najważniejszą barierą rozwojową. Już dziś Polska potrzebuje milionów pracowników, żeby utrzymać rozwój gospodarczy. Spadek ludności i brak pracowników prowadzi do zmniejszania się rynku wewnętrznego i w praktyce oznaczać będzie długotrwałą i głęboką recesję ze wszystkimi konsekwencjami tego faktu. Nie mówiąc już o spadku pozycji Polski na płaszczyźnie międzynarodowej. Sytuacje jeszcze bardziej pogarsza fakt, że Polska stała się krajem emigracyjnym.
Młode pokolenie masowo opuszcza nasz kraj przenosząc się do państw zachodnich w nadziei znalezienia lepiej płatnej pracy. Kryzys demograficzny tylko te procesy będzie potęgował. Nic też dziwnego, że w końcu dostrzeżono ten problem. Już rządy PO zaczęły podejmować prorodzinne rozwiązania, takie jak wydłużenie urlopów macierzyńskich czy wprowadzenie jednorocznych zasiłków dla matek nie posiadających dochodu. Ale oczywiście te rozwiązania, podobnie jak poprzednie były spóźnione i niedostateczne i nie były w stanie zmienić postaw rodzicielskich.
Program 500+ jest pierwszym realnym wsparciem dla polskich rodzin, zdolnym do odwrócenia tendencji demograficznych. Nie ulega wątpliwości, że to będzie wsparcie rzeczywiste i społecznie odczuwalne. Nie mniej według danych podanych w uzasadnieniu projektu ustawy, wpływ tego programu na wzrost dzietności polskich rodzin będzie minimalny. Autorzy programu szacują, że nastąpi wzrost urodzeń od 11 tysięcy w roku bieżącym do około 35 tys. za dziesięć lat.
Ten wzrost urodzeń, choć bardzo potrzebny, nie rozwiązuje jednak zasadniczego problemu jakim jest katastrofa demograficzna. On go tylko nieznacznie łagodzi. Według autorów ustawy w ciągu następnego dziesięciolecia poziom urodzeń nie przekroczy 400 tys. dzieci. A to oznacza, że nie unikniemy w przyszłości konsekwencji ekonomicznych i społecznych tej zapaści demograficznej.
Dopiero przekroczenie poziomu 500 tys. urodzeń dawałoby rzeczywistą szansę na przezwyciężenie katastrofy demograficznej i szanse na skuteczne złagodzenie jej ekonomicznych konsekwencji. Dlatego w polityce prorodzinnej nie można ograniczać się tylko do tego programu. Jest on bardzo istotnym elementem, ale zdecydowanie niewystarczającym. Potrzebne są bowiem jeszcze działania zmierzające do zmiany kodu kulturowego propagującego model rodziny wielodzietnej i dalsze wsparcie rodziny, przede wszystkim poprzez wydłużenie urlopów macierzyńskich do trzech lat, przynajmniej od trzeciego dziecka. Tak aby statystyczna polska rodzina decydowała się na co najmniej trójkę potomstwa. Bez osiągnięcia tego celu nie będzie można mówić o sukcesie polityki rodzinnej w Polsce.
Jakie są trudności z osiągnięciem tego poziomu? Przede wszystkim trzeba pamiętać, iż obecnie mamy już do czynienia z wkraczaniem w wiek reprodukcyjny pokolenia niżu demograficznego urodzonego w latach 90. To są roczniki znacznie mniej liczne niż roczniki urodzone w latach 80., a zwłaszcza na przełomie lat 70. i 80., gdy poziom urodzeń przekroczył 700 tysięcy. Lata 90. to systematyczny spadek urodzeń. Pomimo tego spadku państwo polskie nie zareagowało w swojej polityce na to demograficzne zagrożenie. Kluczowym czynnikiem blokującym była postawa wicepremiera Leszka Balcerowicza w okresie koalicji AWS-UW, gdy podjęto pierwsze inicjatywy polityki prorodzinnej (m.in. wydłużenie urlopów macierzyńskich). Ta blokada, a następnie cofnięcie wszystkich, nieznacznych przecież instrumentów polityki rodzinnej, przez rząd
Leszka Milera spowodowały utrwalenie bardzo niskiego poziomu urodzeń w naszym kraju.
Wydawało się , że dojście do władzy PiS w 2005 roku stwarza nadzieje na skuteczną reakcję na narastający kryzys. Tym bardziej, że w wieku reprodukcyjnym były jeszcze roczniki wyżu demograficznego początku lat 80. Program wyborczy PiS bowiem zawierał już wówczas propozycję zwaną dziś 500+. Niestety, jak się okazało, cały program wyborczy PiS w zakresie polityki rodzinnej, okazał się tylko wyborczym sloganem. Autor propozycji 500+ dr Cezary Mech został bardzo szybko odwołany z funkcji wiceministra finansów a sam program wyrzucony do kosza.
Wszelkie próby wdrożenia innych instrumentów polityki rodzinnej skutecznie były blokowane. Polityka ekonomiczna i społeczna została oddana pani Zycie Gilowskiej i minister Kluzik-Rostkowskiej, które aktywnie walczyły przeciwko wprowadzeniu polityki prorodzinnej. Zgodziły się tylko na jej pozorowanie, jakim było wydłużenie urlopów macierzyńskich tylko o 2 tygodnie i tzw. małą ulgę podatków. Tego typu działania obliczone były tylko na propagandę wyborczą, na powiedzenie wyborcom, że coś się w tym temacie robi, czyli innymi słowy na manipulację nastojami własnego elektoratu, ale nie na sprostanie wyzwaniu jakim jest kryzys demograficzny. Duża ulga podatkowa uchwalona w 2007 roku, została uchwalona przy sprzeciwie PiS-u.
Dziesięć lat temu, gdy struktura wiekowa polskiego społeczeństwa była bardziej korzystna i pokolenie wyżu z przełomu lat 70. i 80. było jeszcze w okresie reprodukcyjnym, to osiągnięcie pozytywnych skutków demograficznych, po wprowadzeniu ówczesnego programu wyborczego PiS, byłby znaczący. Bowiem samo wprowadzenie dużej ulgi podatkowej spowodowało w ciągu trzech następnych lat wzrost urodzeń, o około 30 tys. w porównaniu z urodzeniami w 2007 roku, czyli osiągnięto wynik znacznie lepszy, niż obecnie prognozuje się przy użyciu środków pięciokrotnie wyższych. Wprowadzenie wówczas tak znaczącej pomocy materialnej mogłoby doprowadzić już wówczas do osiągnięcia poziomu urodzeń 500 tys. rocznie. I to by spowodowało, że dziś bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji i demograficznej i ekonomicznej. Co więcej, wprowadzenie wówczas tak znaczącego wsparcia materialnego dla młodych rodzin, radykalnie ograniczyłoby emigracje zarobkową młodych ludzi, oraz poprawiłoby, poprzez zwiększenie możliwości podażowych polskiego społeczeństwa, dynamikę rozwoju gospodarczego.
Niestety zarzucenie tego programu pogłębiło zapaść demograficzną. W miarę pogarszania się struktury wiekowej polskiego społeczeństwa związanego z wkraczaniem w wiek reprodukcyjny roczników niżu demograficznego osiągnięcie znaczącej poprawy poziomu urodzeń będzie coraz trudniejsze i coraz bardziej kosztowne. I choć dziś ten program ma też cechy wyborcze, wiązania elektoratu z PiS, na co zwraca uwagę Paweł Kukiz, nie zmienia to faktu, iż wsparcie rodzin jest konieczne. To jest ostatnia deska ratunku dla naszego narodu, bowiem pozwoli on złagodzić skutki katastrofy demograficznej.
I dlatego dziś nie można się ograniczać tylko do programu 500+, ale należy rozszerzyć program polityki rodzinnej, tak aby był bardziej skuteczny w maksymalizowaniu poziomu urodzeń. Chodzi tu zarówno o dalsze wydłużanie urlopów macierzyńskich, zwłaszcza na drugie i trzecie dziecko. Bowiem kobiety znajdujące się na urlopie macierzyńskim bardziej są skłonne rodzić kolejne dziecko niż kobiety, które nie korzystają z tego typu urlopu. Należy też wprowadzić inne działania zmierzające do materialnego wsparcia wychowania dzieci, a także w zakresie polityki mieszkaniowej, zwłaszcza małej i średniej przedsiębiorczości, poprawiającej kondycję materialną polskich rodzin. Potrzebna też jest odpowiednia polityka kulturowa propagująca model rodziny wielodzietnej.
Kwestia polityki rodzinnej nasuwa jedną zdecydowaną refleksję. A mianowicie, że obecna katastrofa demograficzna to efekt braku rzeczywistego przywództwa narodowego w okresie po odzyskaniu wolności w 1989 roku. Przywództwo państwowe, bowiem było przez lata ślepe na narastający kryzys demograficzny. Polskie państwo ma swoje przywództwo, ale główną troską tego przywództwa było zawsze okupowanie stanowisk państwowych, a nie odpowiedź na zasadnicze wyzwania stojące przed naszym narodem.
Rzeczywiste przywództwo narodowe zawsze bowiem stara się zdiagnozować długofalowe wyzwania stojące przed narodem, zarówno szanse, jak i zagrożenia, a także wypracować skuteczne odpowiedzi na te wyzwania, po to aby zagrożenia zminimalizować, a szanse zmaksymalizować. Obowiązkiem przywódców jest bowiem dostrzeganie rzeczywistości, która przyjdzie za kilka, kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt lat i w tej perspektywie kształtować politykę własnego państwa. Do tej pory mamy tylko przywództwo, które troszczy się tylko o najbliższe wybory, o to, jakie zastosować hasła i jak pozyskać wyborców, aby wygrać następne wybory, a nie odpowiadać na długofalowe wyzwania.
Takie przywództwo reaguje na wyzwania, tylko wtedy, gdy zapobieżenie negatywnym skutkom wyzwań jest najczęściej już za późno. To jest forma zdegenerowanego przywództwa. I tak jest w przypadku katastrofy demograficznej. Wprowadzana obecnie polityka rodzinna jest konieczna, ale zdecydowanie spóźniona. Zaprzepaszczony bowiem został moment, kiedy jej wprowadzenie mogło skutecznie odwrócić niebezpieczne tendencje. Obecnie z każdym rokiem będzie bardziej kosztowna, jeżeli chcemy uniknąć zupełnej katastrofy, ale już jest za późno na uniknięcie wielu niekorzystnych konsekwencji dla naszego życia narodowego, ekonomicznego i społecznego.
Przywództwo ma wyprzedzać i odpowiadać na rysujące się wyzwania, a nie tylko reagować, kiedy są one już w stadium krytycznym. Gdyby dziesięć lat temu ta polityka była zastosowana, to dziś bylibyśmy w zupełnie innej sytuacji. Dlatego witając wdrożenie programu 500+ z nadzieją, nie należy się łudzić, że ten program zapobiegnie w sposób skuteczny zagrożeniu, jakim jest katastrofa demograficzna. Może on go złagodzić, jeżeli oprócz tego programu zostaną wprowadzone dalsze rozwiązania prorodzinne, tak aby doprowadzić do wzrostu urodzeń, na poziomie 500 tys. dzieci. I dopiero ten poziom urodzeń będzie świadczył o jej sukcesie. Ten program, to dobra decyzja, ale o dziesięć lat spóźniona.
Marian Piłka
Historyk, wiceprezes Prawicy Rzeczypospolitej
WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl