Unia jeszcze nic nie dała, a już zabrała – odszkodowania dla rolników za wjazd ukraińskiej żywności
Komisja Europejska „wyraziła zaniepokojenie działaniem Słowacji i Węgier w sprawie importu towarów z Ukrainy”. Dlatego wypłata 100 mln euro (z których Polska miała dostać około 40 milionów złotych) rekompensat dla rolników została wstrzymana.
Stary dowcip mówi o tym, jak pewien polityk, żeby zostać wybrany obiecał wszystkim wszystko. I jak tylko dostał się do sejmu to o obietnicach szybko zapomniał. I kiedyś jak przyjechał do swojego miasteczka paru mieszkańców poszło do niego, spytać co z jego obietnicami przedwyborczymi? A wtedy ten wkurzony i oburzony wrzasnął na swoich wyborczych baranów – „To wam nie wystarczy, że wam obiecałem”? Czemu podałem ten dowcip otóż - taka sama jest Unia Europejska. Jeszcze nic nie dała, a już zabrała. O co chodzi? O pomoc rolnikom z Europy Środkowej, którzy stracili ogromne pieniądze dzięki wjazdowi do niczego się nie nadającej, ale tańszej żywności z Ukrainy.
Unia ma nas gdzieś…
Gdzie każdy może się domyślić. Inaczej Komisja Europejska by nie zablokowała wypłatę rekompensat w wysokości 100 milionów euro ze względu na to, że Słowacja i Węgry nadal utrzymują zakaz importu ukraińskich towarów. Polska miała z tej kwoty utrzymać największą część, czyli około 40 milionów euro. Co i tak stanowi grosze – ponieważ Polska może wydać na interwencyjny skup zboża od polskich rolników nawet kilka miliardów złotych! Dlatego gdyby rząd miał odrobinę godności to już dawno zawiesiłby polską składkę członkowską do Unii Europejskiej. I kazał eurokratom spadać, już przy Krajowym Planie Odbudowy.
Miało być, a nie będzie
Na briefiengu prasowym po rozmowie z ministrami Węgier, Rumunii, Słowacji i Bułgarii polski minister rolnictwa Robert Telus stwierdził między innymi „Dowiedzieliśmy się, że Komisja Europejska odroczyła decyzje o przyznaniu 100 mln euro pomocy pięciu krajom przyfrontowym. Dlatego zorganizowałem spotkanie online z ministrami. (...) Podczas spotkania Słowacja i Węgry poinformowały, że zniosą jednostronne ograniczenia w imporcie produktów z Ukrainy. Podjęliśmy wspólnie decyzję o wystąpienie do krajów członkowskich z listem opisującym sytuację w naszych krajach. Możliwe, że nie mają pełnych informacji. (...) W liście przedstawiciele pięciu państwa przyfrontowych zwrócili uwagę na niebezpieczny dla nich zapis o rozporządzeniu KE z 2 maja w sprawie wcześniej zawartych kontraktów. W liście będą zawarte trzy ważne elementy. Po pierwsze zaapelujemy o solidarność europejską. Koszty pomocy Ukrainie powinny ponieść wszystkie państwa Unii Europejskiej. Po drugie wnioskujemy o przedłużenie terminu rozporządzenia – przynajmniej do końca roku. Po trzecie, wnioskujemy o jak najszybsze podjęcie decyzji w sprawie środków finansowych na pomoc rolnictwu w naszych krajach”.
Dowcipny minister…
Co więcej wjazd do Polski od 4 do nawet kilkunastu milionów ton ukraińskiego zboża „technicznego” (ciekawe, że do czasu wjazdu tego syfu w polskich normach prawnych coś takiego w ogóle nie występowało) to żaden problem. Ponieważ „nasz” minister zaznaczył, że „obecna sytuacja nie jest zagrożeniem dla polskiego rolnictwa. Nasze obietnice i rozporządzenia dotyczące dopłat będą realizowane. Robimy wszystko, aby to co rozpoczęliśmy, było kontynuowane. Poradzimy sobie, nawet jeśli nie wpłyną środki z UE”. I wiem nawet jak – zmarnujecie budżetowe pieniądze podnosząc inflację w kraju, a jak braknie to dodrukujecie.
Jak widać Słowacy i Węgrzy są o wiele mądrzejsi od nas. Widzą, że to, co im obiecała Unia to są grosze, wobec strat ponoszonych przez ich rolników i blokują wjazd tego żywnościowego syfu z Ukrainy, podczas gdy my potwierdzamy starą maksymę znaną jeszcze od czasów Mikołaja Reja, że „nową przypowieść Polak sobie kupi, że i przed szkodą i po szkodzie głupi”.
Tylko my będziemy się poświęcać – dla Ukrainy, Stanów Zjednoczonych, Unii Europejskiej. I niszczyć własne rolnictwo (ostatnią dziedzinę gospodarki, gdzie własność jest polska), żeby tylko dobrze było zachodnim (w tym przede wszystkim amerykańskim i niemieckim) koncernom i ukraińskim oligarchom, bo to oni zarabiają krocie na wjeździe tej pseudożywności, produkowanej bez zachowania jakichkolwiek norm. Dlatego wszystkim miłośnikom chlebka z marketów życzę smacznego.
Michał Miłosz
Tekst ukazał się w miesięczniku Moja Rodzina.
Źródło: własne