Ekspertka ds. żywienia zjadła potrawy w sejmowej kantynie. Oto co powiedziała!
Ekspertka ds. żywienia i dziennikarka Katarzyna Bosacka wybrała się do sejmowej restauracji, by spróbować serwowanych tam dań. Po zjedzeniu powiedziała wprost: w stołówce jest tak naprawdę dość bidnie!
Mity, mity i jeszcze raz mity wpływają na naszą świadomość i niestety często również na ocenę danego faktu. Zamiast weryfikacji, wierzymy mediom - niestety - i sami oszukujemy się w swoich analizach (jeśli nie zweryfikujemy przedstawianych danych, a wystarczy przeczytać w różnych źródłach co piszą).
Jednym z takich mitów jest jedzenie w sejmowej restauracji. Wiele osób uważa, że serwuje się tam bogate potrawy w cenie jak w barze mlecznym. Czy to prawda?
Bosacka - dziennikarka oraz ekspertka ds. żywieniowych wybrała się do resteuracji dla posłów i spróbowała tamtejszych dań.
Oto co powiedziała po zjedzeniu niektórych z nich:
Te wszystkie mity, które mówią, że stołówka sejmowa jest taka na bogato i że można tam kawiory i najróżniejszych alkoholi wypróbować... To nie jest prawda, dlatego że w stołówce jest tak naprawdę dość bidnie.
-Powiedziałabym, że trochę przypomina ona stołówkę szkolną. Może poziom wyżej, a do tego te dania, choć bardzo tanie, to pozostawiają wiele do życzenia - stwierdziła. Bosacka zaczęła degustację od zestawu dnia, czyli zupy grochowej, polędwiczek wieprzowych z ziemniakami i zasmażanymi buraczkami oraz zestawem surówek. Już po kilku pierwszych łyżkach grochówki stwierdziła, że zupa była niedoprawiona i mdła, a ziemniaczka można było w niej ze świecą szukać. W sumie wyglądało to trochę tak, jakby ktoś gotował w sanatorium dla chorych, a nie dla posłów, senatorów oraz gości, bo w tej stołówce również jedzą goście sejmowi, wycieczki szkolne. Taka stołówka jest trochę wizytówką naszego parlamentu.
Widać, że wszystko ma swoje odcienie prawdy i fałszu, nawet poselska kantyna.
Źródło: plotek.pl