Głodówka, apetyty władzy, a tożsamość
/
- Po jaką cholerę polska młodzież ma uczyć się nikomu nie potrzebnej historii, kiedy w tym czasie kopiując ciężką pracę premiera może pobiegać na orliku z fajną piłką, pokiwać się, jak premier z opozycją i z ... Polską - pisze dla Prawy.pl w swym felietonie Jacek K. Matysiak.
Kilka dni temu otrzymałem wiadomość, że do protestacyjnej głodówki sprzeciwiającej się reformom ograniczającym nauczanie historii w szkołach średnich dołączył były działacz Wolnych Związków Zawodowych z Wybrzeża (okres późnego Gierka), Janek Karandziej z Kudowy Zdrój.
Z miejsca skojarzyłem zachowanie Janka z pewnym fenomenem w przyrodzie. Otóż jeśli wywieziemy daleko od domu gołębia i wypuścimy go w przestrzeń, to nie poleci on do najbliższego karmika, ale wzbije się jak może najwyżej i wyposażony w boski GPS, niezawodnie obierze kierunek ku domowi.
Podejrzewam, że Janek Karandziej ma wbudowany taki podobny boski GPS i kiedy Polska jest w niebezpieczeństwie, zawsze obiera kierunek aby ją wesprzeć, pomóc, osłonić w najbardziej zagrożonym i kruchym miejscu.
Janka poznałem na przełomie lat 80. w Kalifornii, koło San Francisco, gdzie rzucony przez historyczne wypadki zabierał się do organizowania biblioteki polskiej. Książki polskie wypożyczał chętnym Polakom po każdej Mszy Św. z bagażnika swojego samochodu.
Następnie, kiedy młoda emigracja (po stanie wojennym) zaczeła się organizować, Janek nie ustał dopóki nie namówił mnie, śp. Marka Piekarskiego (Tczew), Zdziśka Krowickiego (Nowy Targ) i kilku innych osób na wydawanie dwutygodnika, biuletynu politycznego „WIADOMOŚCI”, czym z powodzeniem trudniliśmy się przez 4 lata.
Pamiętam, zawsze skromny, serdeczny, pomocny i rodzinny, wyróżniał się w naszej emigranckiej zbieraninie. Kiedy na misje doinformowania polskiej emigracji o sytuacji w Kraju po stanie wojennym przyjeżdzali słynni opozycjoniści jak Anna Walentynowicz, czy Joanna Duda i Andrzej Gwiazda, wszyscy zatrzymywali się u swoich starych znajomych, Karandziejów.
Ten jego „boski” patriotyczny GPS nie wypadł przysłowiowej sroce (a tym bardziej wronie!) spod ogona. Opowiadał, jak po braterskim zdobyciu Polski w 1939 roku, przez zaprzyjażnione siły socjalistyczne (komunistów i nazistów), jego rodzina wywieziona przez sowietów nad Morze Białe (niestety nie na wczasy!), do zimnej sowieckiej Karelii odmówiła przyjęcia wmuszanego jej sowieckiego obywatelstwa. Odpokutowała to dłuższym pobytem w kraju wiecznej szczęśliwości. Tam też na wygnaniu urodził się Janek. Więc jak to powiadają ci ze wschodu, tak hartowała się stal, Janek urodził się w patriotycznej rodzinie, w której służba i wierność POLSCE stały zawsze na pierwszym miejscu.
Parafrazując antypolskie żydowskie powiedzenie: „Janek wyssał patriotyzm z mlekiem Matki”. Tak między nami, mogę powiedzieć, że Janek Karandziej to uparta i „twarda” sztuka i z patriotycznego szlaku nie zwiodą go żadne miraże apanaży, czy błysk współczesnych” koralików”. Janek chory jest na Polskę, niestety potrafi też tę chorobę roznosić i zarażać innych. Można nawet go z Polski na jakiś czas wywieżć, przepędzić, ale Polska w nim zostanie na zawsze.
Wiadomo, że głód władzy prowadzi „wybrańców” za suto zastawione stoły, do wygodnych partyjnych i rządowych foteli, gabinetów i limuzyn. Aby żyło im się jeszcze lepiej i łatwiej kierowało populacją, wzięli się oni za wypatroszenie polskiej młodzieży z jej patriotycznej tożsamości.
W nagrodę niecierpliwym młodym otwarto wrota Europy, aby stali się przyszłością Europy i Europejczykami, takimi bez lokalnych obciążeń. Trochę przypomina to czasy wschodniego kibucu, kiedy to rodzice tych młodych Polaków mieli stać się nadzieją nowego komunistycznego dobrobytu i postępowego, nowoczesnego świata...
Ograniczając naukę i poznanie historii własnego kraju powodujemy, że młody człowiek nie ma swoich korzeni, może być nikim i wszystkim. Nie ma pojęcia za jakie wartości jego przodkowie oddawali życie w zmaganiach z odwiecznymi szkodnikami polskiego interesu narodowego.
Po ograniczeniu i zawężeniu nauczania historii współczesnej Polski, młody człowiek stanie się właśnie pożądaną wydmuszką, użytecznym łatwo kierowanym idiotą, po prostu wspaniałym Europejczykiem, bez żadych lokalnych i narodowych uprzedzeń.
Diabli wiedzą, czy to głupota ekip dorywających się do władzy, czy to jednak sprawa poważniejsza? Czy szkoły mają po prostu „nowocześnie” produkować ograniczone automaty, których baterie ładowane są przez TV i inne media, wykastrowane z tożsamości narodowej, ograniczane i nakierowane na zaspakajanie rozbudzonego własnego „ja”, „tu i teraz”? Kształcić roboty, tożsamość za płoty!
Czy polska edukacja ma wyglądać tak jak polskie banki? Czy ten rząd rzeczywiście służy polskim interesom? Czasem wydaje się , że bezczelnie je zaniedbuje, tak jakby kierowały nim inne niż narodowe cele.
Największym problemem jawi się zagadnienie autorstwa takiego planu wynarodowienia polskiej młodzieży. Przecież nikt przy zdrowych zmysłach nie przypuszcza chyba, że to lokalny pomysł „naszych elit”. Dlatego wypada zapytać dla kogo oni pracują odmóżdżając polską młodzież. Czy w taką misję wierzą, czy wykonują tylko umowę na zlecenie? Tak dla własnej korzyści.
Nie tak dawno nasi wrogowie musieli polskich patriotów ścigać zbrojnie i zabijać (II w.ś.) , tak aby odciąć myślącą głowę od tułowia Narodu. Później sowieci z powodzeniem paraliżowali terroryzmem i strachem tych Polaków, którzy przeżyli wojnę. Polska była jak kobieta, którą brutal ostrzegał: jeśli nie zrobisz tego sama i dobrze, to będę zmuszony cię zgwałcić... Przy pełnej kontroli, postawić się takiej władzy może tylko „oszołom”, człowiek którego strach nie paraliżuje, ale pobudza do jeszcze większego oporu.
Przed wynarodowionym młodym Polakiem, otwiera się granice Europy i zaprasza do czarującej kariery przy zmywaku, a czasem i w lepszej profesji. Tylko biegnijcie za mamoną i gadżetami, a zapomnijcie o swojej tożsamości. Takie nowoczesne janczarstwo w zachodnim kibucu.
Po jaką cholerę polska młodzież ma uczyć się nikomu nie potrzebnej historii, kiedy w tym czasie kopiując ciężką pracę premiera może pobiegać na orliku z fajną piłką, pokiwać się, jak premier z opozycją i z ... Polską. Jeśli komuś z młodych chciałoby się jeszcze tracić czas na poznanie polskiej historii, niech poogląda patriotów z dobrych polskich rodzin jak Miecugowa, Palikota, czy innych błyszczących cyngli.
Pomyśleć można, że jednak mamy nowoczesność. Kiedyś aby wybić Polakom z głowy tożsamość , aby sobie ich podporządkować, rozpętywano wojny. W takim Zakopanem przemęczeni oficerowie NKWD i GESTAPO nie dosypiając, po nocach radzili jakby tu wyciąć, wymordować polską inteligencję i kler, aby nie miał kto już uczyć młodzież polskiej historii. Później w zdezelowanych wagonach dowożono do lasu katyńskiego i w inne miejsca i rozstrzeliwano i zasypywano spychaczami „kwiat” Narodu. Mówiąc po tym: „to nie my!”.
Dzisiaj kojarzy się mniej czy bardziej uprawniona analogia: nowoczesność, samolot błyszczący na niebie jak chirurgiczny instrument, sprawnie odcina głowę od tułowia. A wszystko to we mgle jak powracający potworny sen. Czas przetrzeć oczy i obudzić się z letargu. Czas wziąć odpowiedzialność za nowy dzień i mieć pewność, że właśnie dzisiaj zrobimy coś ważnego dla szarganej Polski...
Jacek K. Matysiak
fot. Agata Bruchwald
Źródło: prawy.pl