Przyjaciel neonazisty reprezentuje Niemcy
/
Na stronie serbołużyckiego działacza Hajko Kozela, zasiadającego w saksońskich Landtagu, można natknąć się na informację, którą powinny zająć się polskie władze. Ale czy w dobie wielkiej miłości polskiego premiera do kanclerzyny Merkel jest to możliwe?
Na wrocławskim rynku, pod numerem 7 mieści się Biuro Łącznikowe landu Saksonii w stolicy Dolnego Śląska. Od niedawna jego kierownikiem jest Andreas Grapatin. Ze strony goldenline.pl możemy dowiedzieć się między innymi, że ukończył techniczne studia licencjackie. Oprócz ojczystego posługuje się angielskim i w mniejszym stopniu polskim. Z hobby lubi czytać i podróżować.
Dzięki wpisowi na stronie Hajko Kozela znamy też „inne zainteresowania” saksońskiego dyplomaty we Wrocławiu. Wiemy między innymi, że Grapentin był długoletnim pełnomocnikiem saskiej CDU do spraw wysiedlonych. W okresie piastowania przez niego tej funkcji środowiska te domagały się, aby przyjęcie Polski do Unii Europejskiej uzależnić od unieważnienia tzw. „Dekretów Bieruta”. Jednocześnie podjęto szeroko zakrojona akcję na rzecz powstania w Berlinie Centrum przeciwko Wypędzeniom oraz ustanowienia Narodowego Dnia Pamięci Ofiar Wypędzenia.
Polityk ten, stosując typową dla niemieckiej chadecji CDU/CSU metodę „równania niesprawiedliwości”, publicznie na forum sejmiku krajowego Saksonii porównywał wysiedlenie Niemców z Europy Środkowej z eksterminacją Żydów.
Grapatin miał przekazać Przewodniczącemu Konferencji Biskupów Niemieckich, kard. Karlowi Lehmannowi list, w którym groził duchownemu karnymi konsekwencjami w wypadku uregulowania kwestii własności kościelnej na terenach polskich diecezji zachodnich i północnych.
Przeczytaj także: Paraordung po niemiecku >>
Trudno również nie wspomnieć o jednym z jego przyjaciół, dosyć szczególnego autoramentu. Jest nim Hans-Holger Malcomeß „führer” neonazistowskiej Wikingjugend, wspólnie, z którym w 1996 r. Grapatin bawił się hucznie na wspólnej imprezie urodzinowej.
Nas Polaków powinien też uderzać fakt, że w nazwie Biura Łącznikowego nie uznano za potrzebne umieszczenie polskiej nazwy miasta, w którym je otwarto. Sprawą nie interesują się też włodarze stolicy Dolnego Śląska. W europejskim Wrocławiu po prostu nie wypada?
Zatrudniając Grapatina we Wrocławiu saska kancelaria państwa dała wyraz lekceważeniu swoich potencjalnych polskich partnerów. Może warto, więc zapytać, na ile, tak często artykułowane przez niego w przeszłości publicznie opinie na stosunki polsko – niemieckie nadal są aktualne.
Tym bardziej, że jak z nieoficjalnych źródeł wiadomo, po objęciu placówki we Wrocławiu podejmował już tam przedstawicieli kręgów tzw. „wypędzonych”. Czy Andreas Grapatin uważa, że pracuje u siebie, w niemieckim Breslau”?
Wanda Grudzień
Żródło: http://www.heiko-kosel.de/index.php?id=9,345,0,0,1,0
fot. Wikimedia Commons
Źródło: prawy.pl