Bunt wyborców w USA – elity polityczne w poważnym kryzysie
Tegoroczne prawybory prezydenckie w USA obfitują w duże niespodzianki i dotyczy to obydwu partii. Podobnie jak w Europie i w Polsce widać wyraźny kryzys dotychczasowych elit, przeciwko którym buntują się wielokrotnie wyprowadzeni w pole wyborcy.
Najciekawsze jest to, że na dobrą sprawę nie wiemy jeszcze, kto zdobędzie nominacje w obydwu partiach. U demokratów sytuacja wydawała się prostsza, w tle przegrywa Bernie Sanders wcześniej ożywiwszy młodych wyborców i partyjne doły. Zwycięża odepchnięta w 2008 r. przez Baracka Husseina Obamę, ale teraz namaszczona Hillary Clinton. Jednak i ta wersja niekoniecznie musi się sprawdzić, szef FBI James Comey (ten spec od “polskich obozów śmierci”) skierował 147 agentów do rozpoznania ewentualnych nadużyć w/s narażenia tajemnic państwowych przez Clinton. Są głosy, że po ewentualnym oskarżeniu Clinton, demokraci wystawią wiceprezydenta Joe Bidena, bo Sandersa niewielu bierze na serio.
Ostatnio jednak obserwujemy dobrą passę Sandersa wygrywającego jeden stan za drugim, z ostatnich 6 stanów wygrał 5. Przychodzą mu też pieniądze, tylko w marcu wygenerował, aż $44 mln. Jednak przewaga Clinton jest ogromna (wygrała już w 20 stanach z 1711 delegatami, w tym ok. 500 super delegatów), aby wygrać u demokratów potrzeba 2,383 delegatów, Sanders według „New York Times” musiałby wygrywać średnio w każdym ze stanów ponad 60% delegatów.Sytuacja komplikuje się także wśród republikanów, gdzie króluje prawdziwy chaos. Republikanie buntują się przeciwko establishmentowi nie dlatego, że przegrali bitwy o swoje konserwatywne wartości i programy. Buntują się, bo ich wybrańcy i liderzy wcale nie walczą bitew, które dla dobra swoich wyborców zamierzali wydać, stąd rozczarowanie i szansa dla kandydatów spoza establishmentu. Miliarder, deweloper, telewizyjny guru i autor książek o negocjacjach, Donald J. Trump po zaskakującym szalonym slalomie w pokonywaniu przeciwieństw i własnych gaf, chyba zbyt mocno uderzył w bandę. On sam i jego zespół mocno szminkują stłuczkę i nikt nie wie, czy Trump odzyska dobry wiatr dla dalszego żeglowania w kierunku nominacji (ciągle ma wielką przewagę), czy też ambitnie zakopie się w samouwielbieniu i poczuciu doznanej krzywdy.
Jak wcześniej pisałem, do uzyskania nominacji Partii Republikańskiej potrzeba 1,237 delegatów, przy pozostałych jeszcze 959 delegatów do zdobycia. Na dzień dzisiejszy Trump zdobył 736 delegatów, Ted Cruz 463, John Casich 143, (choć Marco Rubio, który zawiesił kampanię ma ich 166, a Ben Carson 8). Trump potrzebuje wygrać 52% pozostających do zdobycia kandydatów, aby zdobyć nominację, Cruz potrzebuje, aż 81%, a Kasich… 114% (!).
Pojawienie się kandydata prezydenckiego Trumpa kompletnie zaskoczyło scenę polityczną i sam republikański establishment, wprowadzając spektakularny stan chaosu. To dotychczasowa polityka establishmentu stworzyła zapotrzebowanie na liderów typu Trump i Cruz. Trump nie jest rasowym republikaninem, na pewno nie jest konserwatystą, jest narcyzem, mitomanem i oportunistą, który sprytnie usiłuje wpisać się w zapotrzebowanie i piętrzące się wyzwania będącej w kryzysie amerykańskiej demokracji.
Trump w swojej karierze był dłuższy czas demokratą, republikaninem, niezależnym (dalej Partia Reform) i ponownie republikaninem. Jest kowbojem, który pojawia się w miasteczku pełnym rozczarowanych i zdradzonych przez dotychczasowego szeryfa mieszkańców.
Stworzył swój wizerunek na modłę Batmana, czy Supermana, według którego to on jednoosobowo rozwiąże wszystkie ważne problemy Amerykanów. Problemem Trumpa jest to, że jest porywczy, nie potrafi zapanować nad swoim szczęściem i powodzeniem, wdając się w niepotrzebne, gorszące obserwatorów bijatyki, co z kolei wystawia go na koszącą krytykę. To, że jest pewnym siebie uwodzicielem tłumów, przynosiło mu sukces i akceptację, ale również może go zgubić.
Ostatnie dwa tygodnie były doskonałą ilustracją słabości i braku gotowości Trumpa do medialnie postrzeganej pozycji męża stanu. Kiedy sprzyjający konserwatystom, w tym Cruzowi Make America Awesome super PAC zamieścił “nagie” zdjęcie trzeciej żony Trumpa z czasów jej kariery jako supermodelki, Trump około północy wrzucił do Twittera ładne zdjęcie swojej żony, obok niekorzystnego zdjęcia żony Cruza, Heidi, grożąc jednocześnie Cruzowi dalszymi negatywnymi publikacjami odnośnie jego żony. Oburzony Cruz, który nie miał z publikacją Super PAC-u nic wspólnego (nie może mieć według prawa) ostro odpowiedział konkurentowi na ten personalny atak przeciwko jego żonie, nazywając go tchórzem atakującym kobiety. Podejrzany był też artykuł w tabloidzie donoszący o rzekomo pięciu kobietach, z którymi miał zdradzać swoją żonę Cruz. Właścicielem “National Enquirer” jest przyjaciel Trumpa, a jedynym cytowanym źródłem był stary kumpel Trumpa od mokrej roboty (który odszedł wcześniej z jego kampanii) Roger Stone. Oczywiście wymienione kobiety odrzuciły pomówienia o romansowanie z Cruzem. Cruz: “To są wyssane z palca kłamstwa. To są śmiecie, potwierdzające jak nisko gra Donald Trump.”
Obecnie w społecznej percepcji problemem Trumpa jest jego zachowanie wobec kobiet. Pamiętamy jego głośne żenujące ataki wobec Megyn Kelly z FOX News, następnie nonsensowny personalny brutalny atak na wygląd (twarz) kandydatki na prezydenta Carly Fioriny. Metody, sposób walki na zniszczenie, oplucie i wyśmianie konkurenta przypomina poziom szkoły podstawowej. Ostatnio wiedziony swoją szczęśliwą gwiazdą i poczuciem nieomylności wystąpił w programie lewackiego Chrisa Matthewsa, gdzie dał wyraźną plamę, głosząc, że w przypadku zmiany prawa i zdelegalizowania aborcji, to właśnie kobiety należałoby podawać karze (!). Oczywiście zaraz po tym zaczął pośpiesznie wycofywać się z zajętego stanowiska, co stało się już jego typowym zachowaniem.
W ostatnich dniach wyszedł na światło dzienne skandal z menadżerem kampanii Trumpa, 41-letnim Corey'em Lewandowskim, który jest oskarżony o użycie siły (chodziło jedynie o ściśnięcie przedramienia) wobec 28-letniej dziennikarki. Dziewczyna oczekiwała przeprosin, ale kiedy Trump i Lewandowski robili z niej “głupią” powiadomiła organy ścigania.
Oczywiście impulsywny, niekontrolowany pęd Trumpa do ciągłego, permanentnego dominowania sceny zaowocował już wieloma kwiatkami jak np. obrzucaniem epitetami Marco Rubio: “Malutki Marco”, Cruza: “Kłamliwy Ted”, czy też opowiadaniem (w debacie prezydenckiej) o rozmiarach własnego penisa…
Lider republikanów nie pije alkoholu (jego brat poległ w walce z tym nałogiem) i nie pali. Wstaje rano, czyta gazety, w miejsce kawy pije Diet Coke. Najchętniej jada mięso, a nawet korzysta z McDonald i Wendy’s. Poza golfem nie przesadza ze sportem, sugerując (na wzór Marka Twaina), że jego atletyczni znajomi ciągle muszą wymieniać a to kolano, a to biodro. Jest czyściochem, nie lubi podawać ręki (bakterie!), ale w kampanii musi to robić. Jego głównym konsultantem jest (jak podkreśla) on sam, czyli sam wie wszystko najlepiej, co czasem prowadzi go na manowce. Nie jest facetem pryncypialnym, często zmienia zdanie, więc trudno wierzyć w jego obietnice, które jednak wyjawia w bardzo sugestywny sposób...
Szybko nadchodzą prawybory w stanie Wisconsin (5 kwietnia), gdzie do wygrania jest 42 delegatów i gdzie według najnowszych sondaży nieoczekiwanie prowadzi Cruz z 40%, przed Trumpem 30% i Kasichem z 20%. Dotąd w prawyborach Trump jest liderem i uzyskał 48% wszystkich delegatów. W Wisconsin, w którym w prezydenckich wyborach ostatnio zwyciężali demokraci, mieszkają prominentni republikanie, gubernator (były kandydat na prezydenta) Scott Walker, przewodniczący Kongresu Paul Ryan i przewodniczący partii republikańskiej Reince Priebus.
Swoją kandydaturę zgłosił w czerwcu 2015 r., we wrześniu podobnie jak inni kandydaci podpisał zobowiązanie, że będzie popierał wybranego na konwencji republikańskiej kandydata na prezydenta. Nie przeszkadza mu to grać obrażonej panny, cały czas podkreślając, że jego poparcie jest warunkowe jeśli będzie sprawiedliwie traktowany przez establishment Partii Republikańskiej. Trump jest nie tylko uwielbiany, ale również znienawidzony, w ostatnich miesiącach otrzymał wiele pogróżek. Jego bliski wieloletni przyjaciel Roger Stone niedawno poinformował, że na wszystkich publicznych wystąpieniach Trump ubrany jest w kamizelkę kuloodporną.
Ostatnio Trump odmówił uczestnictwa w debacie z Tedem Cruzem i Johnem Kasichem, pewnie obawiając się mistrzowskiego doświadczenia w debatach Cruza, który mógłby być skuteczny przy małej liczbie debatujących. Trump uchodzi za dobrego biznesmena, ale jego doświadczenia były różne. Jego głośne biznesy bankrutowały cztery razy, chociażby Trump Tower Tampa, gdzie zaproszeni inwestorzy stracili ogromne sumy pieniędzy, w innych przypadkach podwykonawcy zostali z długami na lodzie. Do listy porażek Trumpa jeszcze dodać trzeba jego Trump Vodka, Trump Shuttle, Trump Magazine, Trump Vitamins (piramida), oraz Trump University, Trump Steaks i Trump Mortgage.
Przeciwko Trumpowi powstają liczne grupy - po jego potknięciach z kobietami powstała koalicja “Kobiety dla Cruza”, również koalicja https://nevertrump.com/, już ok. 22,000 sygnatariuszy przyrzekających nigdy nie głosować na Trumpa. Obrażana przez Trumpa w debacie Carly Fiorina agituje za Cruzem dowodząc, że Trump w ewentualnym starciu z Hillary Clinton przegra z kretesem, ponieważ utracił poparcie kobiet. Fiorina oskarża Trumpa jako bogatego członka establishmentu, korzystającego z obecnej struktury podatków, zagrożonego przez proponowaną reformę podatkową Cruza. Według NBC News grupy anty-Trump-owych kobiet sprzysięgły się, aby nie randkować i nie sypiać z facetami popierającymi Trumpa (“Vote Trump, Get Dumped”).
Do kampanii Cruza dołączył Neil Bush, syn i brat byłych prezydentów i brat byłego kandydata Jeba. Cruz zgromadził już $70 mln, a średni datek na jego kampanię wynosi $61,00. Żona Cruza, Heidi, jest menadżerem (na urlopie) w osławionym banku Goldman Sachs, przez jakiś czas była nawet członkiem Council on Foreign Relations.
Siły przeciwne Trumpowi zamierzają wydać na akcję propagandową $3,8 mln, w tym $1,7 mln przez super PAC (Political Action Committe) popierajace Cruza, Our Principles and Club for Growth Action. Ale super PAC popierajacy Trumpa również zapowiedział podobnie kosztowną odpowiedź. Ważność prawyborów w Wisconsin wiąże się z tym, że następne większe miejsce starcia będzie dopiero 19 kwietnia na terenie Trumpa (w stanie Nowy Jork), w którym zwycięzca zdobędzie 95 delegatów.
Po Wisconsin następne prawybory odbędą się w Kolorado (9 kwietnia) gdzie do zdobycia będzie 34 delegatów. Dalej, jak wspomniałem, 19 kwietnia Nowy Jork (95) i 26 kwietnia kiedy do gry wchodzą Connecticut (28), Maryland (38), Rode Island (19), Delaware (16) i Pennsylvania (71). Trzeba dodać, że na dzień dzisiejszy duże wpływy w tych stanach posiada Trump. Ostatecznie będziemy mieli lepsze rozeznanie dopiero 7 czerwca, kiedy do gry wejdzie Kalifornia ze swoimi 172 delegatami. Wtedy jeszcze prawybory odbędą się w Montanie (27), Nowym Meksyku (24) i Południowej Dakocie (29).
Trudno dziś przewidzieć stan na dzień 18 lipca, kiedy w Cleveland w stanie Ohio zbierze się 2 472 delegatów Partii Republikańskiej, aby wybrać kandydata, który przystąpi do walki o prezydenturę z kandydatem nominowanym przez Partię Demokratyczną. Sondaże Washington Post/ABC News i Gallup jasno wykazują, że Donald J. Trump jest najbardziej niepopularnym kandydatem na prezydenta w ciągu ostatnich kilku dekad. W złym świetle widzi go aż ¾ kobiet, ⅔ niezależnych, 80% młodych wyborców, 85% Latynosów i blisko połowa Republikanów i związanych z republikanami niezależnych wyborców. Sytuacja ta może odbić się czkawką w dniu prezydenckich wyborów.
Przypomnijmy, że zasady uzyskiwania delegatów są różne w różnych stanach, tylko w niektórych zwycięzca bierze wszystko. Co więcej na konwencji delegaci są zobligowani głosować na przypisanego kandydata jedynie w pierwszej turze, jeśli jednak nie zdobędzie on co najmniej 1 273 głosów, wtedy do gry wchodzi skomplikowany negocjacyjny mechanizm regulujący uwalnianie “lojalności” delegatów. Anomalią są delegaci (112) wybrani na stanowych konwencjach partii w Północnej Dakocie, Kolorado, Wyoming, Amerykan Samoa i Guam, którzy już w pierwszej turze mogą głosować na kogo tylko będą chcieli.
Prawdą jest, że zanim dojdzie do wyborów Demokraci tradycyjnie mają poparcie powyżej 90% głosów czarnych wyborców i ok. 60-75% Latynosów i Azjatów. Jeżeli wewnętrzne tarcia i nienawiści w obozie republikańskim (wyborcy Trumpa, Cruza i establishment) zniechęcą jedną z tych grup do uczestnictwa w wyborach, to wtedy najzwyczajniej wygrają Demokraci.
Podobnie głosują amerykańscy Żydzi, w 2008 r. demokrata Barack H. Obama wygrał z 78% poparciem Żydów. W 2012 r. mimo głośnych zgrzytów i nieporozumień z premierem Izraela Bibi Netanjahu, Obama wygrał z poparciem 69% żydowskich głosów.
W narodowym sondażu Fox News senator z Teksasu Cruz jest drugi (38%), za Trumpem (41%), trzeci jest Kasich (17%). Co jest zaskakujące to to, że z całej trójki największe szanse na pobicie Clinton ma Kasich (51% do 40%), Cruz wygrałby 47% do 44%), ale Trump przegrałby 38% do 49% dla Clinton. Clinton prowadziłaby z Sandersem (50% do 44%), Sanders zdecydowanie wygrywa wśród młodych demokratycznych wyborców (18 do 34 lat), natomiast Clinton wyraźnie wygrywa wśród starszych. W sondażu przeprowadzonym przez Free Beacon pod warunkiem zrezygnowania Kasicha Cruza poparłoby 48%, zaś 36% poparłoby Trumpa.
Republikański establishment bardziej nienawidzi Cruza niż Trumpa, którego popiera m.in. były kandydat na prezydenta, gubernator New Jersey, Chris Christi, licząc, że z Trumpem (który z politykami był dotąd w komitywie) zawsze można się dogadać, choć jednak na jego warunkach, co groziłoby utratą ciepłych stołków i kierowania partią.
Pryncypialny Cruz, który wygrał senatorski stołek zwalczając właśnie kandydata establishmentu, jest od początku postacią nielubianą, co jednak ostatnio zmieniło się po ataku Trumpa na Heidi Cruz. Senator Cruz o popularność Trumpa obwinia mainstreamowe media, które lansując każde kichnięcie Trumpa dały mu czas antenowy warty ok. $2 mld. Wygląda na to, że partyjny establishment zaciskając zęby zaczyna pomagać Cruzowi. W tej zmianie chodzi bardziej o rozegranie Trumpa i pozbawienie go możliwości zdobycia wymaganej ilości 1 273 delegatów. W ten sposób establishment decydując o regulacjach i przepisach konwencji będzie ciągle w grze.
W kolejnym artykule napiszę o poglądach Trumpa i Cruza na temat polityki zagranicznej, stosunku do NATO, Chin, Rosji, Iranu i ISIS…
Fot. wikimedia.commons, YouTube
Źródło: prawy.pl