No, wreszcie jest jakiś porządny pretekst do politycznej wojny w naszym nieszczęśliwym kraju – bo przecież składu Trybunału Konstytucyjnego , czy publikacji jego orzeczeń, nie mówiąc już o fochach jego prezesa, przypominającego nadęta purchawę pana Andrzeja Rzeplińskiego, niepodobna uznać za pretekst nawet do bójki na rynku w Psiej Wólce, a cóż dopiero – do politycznej wojny w naszym nieszczęśliwym kraju, do której wciągane są i Moce i Trony – również zagraniczne!
Najlepiej byłoby w ogóle zlikwidować Trybunał Konstytucyjny, bo nie ma co mnożyć organów władzy ponad potrzebę – zaś materie którymi on się zajmuje, przekazać Sądowi Najwyższemu. Jak wiadomo, Sąd Najwyższy, podobnie jak i wszystkie inne sądy, jest niezawisły, co oznacza tylko tyle, że jak trzeba, to się słucha, a jak nie trzeba, to się nie słucha Prawdziwej Władzy – bo w demokracji, jak to w demokracji; są dekoracje i jest Władza Prawdziwa, która niekoniecznie musi rzucać się w oczy, zgodnie z przenikliwym spostrzeżeniem Antoniego de Saint-Exupery, który w „Małym Księciu” zauważył, że „najważniejsze jest niewidoczne dla oczu”. Sąd Najwyższy wielokrotnie udowodnił, że zna mores i ma poczucie misji, więc w tej sytuacji nie ma potrzeby fatygować jakichś nowych sędziów, zaprzysięgać ich, przebierać ich w „śmieszne średniowieczne łachy” i płacić im pensje, kiedy Sąd Najwyższy za te same pieniądze zrobi wszystko, jak się należy.
Oczywiście są ludzie, którym się wydaje, że nie mogą wytrzymać bez Trybunału Konstytucyjnego i czytania jego orzeczeń w dziennikach urzędowych. Niedawno spotkałem taką osobę na rynku w Gnieźnie, gdzie próbowała namówić mnie do podpisania jakiejś petycji – bodaj w sprawie publikacji jakiegoś orzeczenia TK. Kiedy zapytałem ją, czy nie ma większych zmartwień, odparła, że jest „ważnym posłem” Nowoczesnej. Zapytałem ją tedy, czy mogę zadać jej osobiste pytanie, a kiedy mi pozwoliła, zapytałem, czy jest konfidentką którejś z tajnych służb. Trochę zarumieniona odparła, że nie. - To nie jest pani żadnym ważnym posłem – odpowiedziałem i oddaliłem się w swoją drogę. Ale nie tylko ważni, mniej ważni i całkiem nieważni posłowie mają wrażenie, że nie będą mogli wytrzymać bez Trybunału Konstytucyjnego i lektury jego orzeczeń. Za sprawą oficerów prowadzących przekonanie takie upowszechniło się w środowisku konfidentów, pożytecznych idiotów, no i oczywiście - w środowiskach żydowskich („a my wszyscy za Trybunałem Konstytucyjnym!”), więc dla nich, w czynie społecznym, składam propozycję zmiany sposobu wybierania sędziów TK. Ponieważ głównym zadaniem Trybunału jest recenzowanie prac Sejmu pod kątem ich zgodności z konstytucją, a poza tym panuje gusło, że Trybunał powinien być apolityczny (trzeba co prawda być kompletnym idiotą, by nie rozumieć, że – jak powiedziała Anna Bojarska - „od polityki uciec niepodobna”), to nie jest dobrze, jeśli tych nieszczęsnych sędziów wybiera Sejm. Sejm jest organem par excellence politycznym, najbardziej chyba upolitycznionym wśród organów państwa, więc jakże można wierzyć, że ten skrajnie upolityczniony organ potrafi wyłonić z siebie coś apolitycznego? Tylko idiota może wierzyć w takie bzdury, więc nic dziwnego, że nasz nieszczęśliwy kraj wygląda tak, jak wygląda. Jesteśmy w mocy wariatów, a to nie może skończyć się żadnym wesołym oberkiem. Zatem dla tych, co nie mogą wytrzymać bez Trybunału Konstytucyjnego, mam propozycję, by pozbawic Sejm możliwości wybierania sędziów TK. Kandydatów na sędziów powinna wyznaczać Krajowa Rada Sądownictwa – po trzech na każdy wakat – a spośród tej trójki prezydent wybierałby jednego sędziego i go zaprzysięgał.
Jak się okazuje, rozwiązanie problemu Trybunału Konstytucyjnego jest bardzo proste, a jeśli do tej pory nie został on rozwiązany to tylko dlatego, że służył Wojskowym Służbom Informacyjnym za dogodny pretekst, by za pośrednictwem swoich politycznych ekspozytur, za jakie uważam Platformę Obywatelską i Nowoczesną z panem Petru na fasadzie, zainicjować i krok po kroku realizować scenariusz skierowany na niemiecką interwencję w Polsce, w następstwie której soldateska uzyska gwarancje pozostawania przy korycie w zamian za wykonywanie wobec mniej wartościowego narodu tubylczego brudnych czynności burgrabiowskich w służbie państw poważnych.
Teraz jednak można już plunąć na ten cały Trybunał, bo jest jeszcze lepszy pretekst dla politycznej wojny w Polsce. Oto 7 maja odbyły się w Warszawie demonstracje. Obok parady Szumańskiego Komsomołu pod hasłem „Tu jest Europa!” (ciekawe kogo i w jakim celu Szumański Komsomoł informuje o czymś, o czym powinien wiedzieć nawet każdy chłopczyk?) z udziałem byłego prezydenta Komorowskiego i pani Hanny Gronkiewicz-Waltz, której najwyraźniej musiały spowszednieć ekstazy i orgazmy z Duchem Świętym – więc obok parady Szumańskiego Komsomołu odbyła się demonstracja Komitetu Obrony Demokracji, w której filutowi „na utrzymaniu żony”, kreowanemu na „Bolka” naszych czasów i wysuniętemu na fasadę KOD, asystowali aktualni oraz byli ludzie. Ponieważ organizatorom się wydawało, że było ich co najmniej ćwierć miliona, podczas gdy policja twierdzi, że tylko 30 tysięcy, aktualni i byli ludzie uznali to za lekceważenie, bo przecież ci wszyscy konfidenci, ci wszyscy pożyteczni idioci, ci wszyscy utrzymankowie partii nie tylko przybyli ale nawet podnosili do góry ręce w geście „Hande hoch!” - zapewne na znak posłuszeństwa wobec Naszej Złotej Pani. Rozgorzał zatem spór przypominający ten z opowiadania Stanisława Lema, kiedy to dwa mocarstwa prowadziły wojnę przez 10 lat, a potem jeszcze przez cztery – już tylko o to, by ustalić, kto właściwie wygrał. Czyż ten pretekst nie jest lepszy od tego całego Trybunału Konstytucyjnego, jego orzeczeń i przypominającego nadętą purchawę pana prezesa Andrzeja Rzeplińskiego?
Stanisław Michalkiewicz