Aby przywrócić normalność
W okresie transformacji i późniejszej tzw. normalizacji dokonywano regularnego rozkradania majątku narodowego. Na hura wpuszczano do nas obcy kapitał, głównie niemiecki, sprzedawano za bezcen sektor finansowy i medialny.
Wkrótce rozpleniły się u nas, jak grzyby po deszczu, obce banki, które doiły i doją niemiłosiernie Polaków. Wpędziły w kredytową pułapkę frankowiczów, którzy po kilkuletnich regularnych spłatach kredytu, mają obecnie na swoim koncie o wiele większe zadłużenie niż w godzinie startu.
Obcych banków nie obłożono podatkiem. Ten raj bananowy trwał aż do dziś.
Podobnie supermarkety, które rozpleniły się niemal na każdej ulicy naszych miast. Pożarły właściwie rodzimy handel. Wystarczy przejść ulicami Warszawy, aby zobaczyć, i to na głównych ulicach, pozamykane na głucho sklepy. Czasami niczym efemeryda otworzy się nowy sklepik, czy punkt usługowy, aby po kilku miesiącach zakończyć swoją działalność. A supermarkety mają się świetnie. Na przestrzeni zaledwie kilku ulic są trzy Biedronki, Lidl, dwa Tesco i Carrefour.
Zapadły się gdzieś pod ziemię punkty usługowe. Nie ma gdzie naprawić butów, naostrzyć noży, dokonać poprawek krawieckich. Wszystko pożarły zbyt wygórowane czynsze wynajmowanych lokali.
Na początku swojej działalności supermarkety próbowały jeszcze zdobyć klienta, proponując mu niskie ceny towarów. Obecnie, gdy nie trafi się na promocję, ceny w hipermarketach niewiele się różnią od tych rodzimych.
Z jeszcze gorszej strony supermarkety postrzegają ludzie w nich zatrudnieni. Głośne były protesty pracowników Biedronki czy Lidla, gdzie za bardzo niskie wynagrodzenie, pracownik traktowany był jak niewolnik.
I tak jest w każdym sektorze naszego życia. Rodzimy przemysł sprzedano obcemu kapitałowi za bezcen. Jak drzewa na wyrębie padały kolejne polskie zakłady przemysłowe. W okresie transformacji hale przemysłowe straszyły pustką, aby już wkrótce gościć nowych właścicieli – banki.
Doszło do tego, że nie mamy polskiego przemysłu. Staliśmy się jedynie producentem śrubek dla światowych koncernów.
Jakoś inne państwa bloku postkomunistycznego potrafiły obronić swoje marki. Spójrzmy na Czechy, które nadal z sukcesem produkują samochody, czy choćby buty znanej firmy „Bata”
U nas wszystko niszczono, wyprzedawano. Mamiono nas szybkimi przekształceniami. Wystarczy wspomnieć sprawę polskich stoczni. Unia nie pozwoliła wspomóc ich rządowymi pieniędzmi, a w tym samym czasie niemiecki kapitał inwestował swoje finanse w modernizację stoczni w Hamburgu.
Tusk snuł miraże o inwestorach katarskich, którzy nigdy nie pojawili się w Polsce.
W połowie lat dziewięćdziesiątych rozpadł się polski rynek prasowy. Masowo sprzedawano nasze gazety, oddając je w obce ręce.
Wpuszczono do nas, na zasadach dyktowanych przez obcy kapitał, przeróżne Springery i Bauery, które zaśmieciły kioski i umysły Polek. Narzuciły obce nam zasady pracy dla dziennikarzy, instruując, kto ma być odbiorcą ich tekstów. - Musicie wiedzieć, że trafią one do kobiet niezbyt rozgarniętych, skupiających się głównie na obrazkach – mówiono. Jakakolwiek myśl, głębsza refleksja nie wchodziła w grę.
I czego dorobiliśmy się obecnie na rynku prasowym? Niezliczonej ilości magazynów podobnych jeden do drugiego, jak dwie krople wody. Oferujących multum porad, które powodują mętlik w głowach czytelniczek, takiej samej ilości kulinariów, nijak mających się do rzeczywistości i promowaniu pustego życia celebryckiego.
Ale ostatnio pojawiło się światełko w tunelu niszczycielskiej manii. W życie weszła ustawa o ustroju rolnym. Ma ona radykalnie ograniczyć swobodę handlu polską ziemią. A już 1 maja tego roku miały wygasnąć ograniczenia dla obywateli państw Unii Europejskiej przy zakupie naszej ziemi rolnej. Liczono na dobry interes kupna ziemi tańszej nawet o kilkanaście razy od gruntów na niektórych obszarach UE.
Oczywiście nowa ustawa trafiła na ostry sprzeciw opozycji. Zarzucano jej zbyt restrykcyjne przepisy, które utrudnią życie rolnikom i deweloperom, a w konsekwencji wszystkim tym, którzy chcą kupić mieszkanie czy dom.
Jeżeli jest nawet nadmiernie restrykcyjna, to lepiej, że stanowi zaporę dla wykupu naszej ziemi w obce ręce. Z czasem będzie można ją znowelizować, złagodzić jej nadmierną restrykcyjność.
Lepsze to, niż późniejsze odkupywanie po zawyżonych pieniądzach wcześniej bezmyślnie sprzedanej ziemi.
Źródło: prawy.pl