Dobra zamiana miała dotrzeć do TVP. Dotarła w programach publicystycznych, w Wiadomościach. Natomiast sfera rozrywki, szeroko pojmowanej kultury nadal jest w zapaści.
Wyciąga się jakieś potworki filmowe, które nie wiadomo kogo mają bawić. Ich humor jest prymitywny, skierowany do bardzo ograniczonego umysłowo odbiorcy. A szefostwo cechuje jakaś dziwna złośliwość. Po niedzielnej całodniowej i wieczornej mizerii, serwuje się widzom ciekawy film „Elena” Zwiagincewa o godzinie 1.45. I tak jest często. Jeżeli coś ciekawego, to w późnych porach wieczornych lub nocnych. Jaki jest w tym sens? Dla kierownictwa telewizji widz to otępiały pracą osobnik, który z piwem w dłoni emocjonuje się filmami typu „zabili go i uciekł”, lub emerytka żyjąca perypetiami bohaterów serialowych. Dla tych, którzy szukają czegoś inspirującego intelektualnie, nie ma nic.
Ale to wszystko mały pikuś w porównaniu do programów TVP Kultura. Za poprzedniego kierownictwa stacja ta zdominowana była przez lewackie środowiska. Raczono widza dziwnymi filmami ociekającymi orgiastycznym seksem, dylematami gejów i lesbijek. Dyskusje prowadzono przeważnie wokół tych tematów. Nastąpiła zmiana kierownictwa. I co? I nic. Nowy szef Mateusz Matyszkowicz nadal jest bardzo otwarty na lewackie nurty. Filmy te same, tak samo jak dyskusje. Brak muzyki poważnej, poezji. A wystarczy przypomnieć transmisję ubiegłorocznego Festiwalu Chopinowskiego. Cieszył się olbrzymim zainteresowaniem. Polacy są spragnieni muzyki klasycznej, do której mają utrudniony dostęp. Bilety do Filharmonii są bardzo drogie i nie każdego na to stać. Jakikolwiek koncert muzyki poważnej w plenerze gromadzi pełną widownię. Po to chyba został powołany do życia kanał Kultura, aby dać telewidzom, również tym z małych miast, dostęp do prawdziwej kultury.
Obecnie w ramach edukacji kulturalnej możemy oglądać filmy obrazoburcze. W maju uraczono nas filmem dokumentalnym „Ukrzyżowanie – święty skandal”, a w czerwcu powtórką głośnego niegdyś filmu „Ostatnie kuszenie Chrystusa”.
Czy tymi emisjami zadbano o naszą edukację ateistyczną, o siane zamętu w katolickich głowach? Nie wiem, jaki miał być cel tych prezentacji. W obu wypadkach tematem był Chrystus i krzyż, czyli to, co dla katolików jest święte. Francuski twórca „Ukrzyżowania – świętego skandalu” wylewa na ekran swoje obsesyjne dywagacje wokół ekskrementów ludzkich.
Znamy doskonale ten temat. Celuje w tym zwłaszcza sztuka plastyczna z różnymi Markiewiczami i Nieznalskimi na czele. Podstawowym elementem owych dzieł jest krzyż. To na nim wiesza się genitalia, prezerwatywy, zakrwawione połacie mięsa. To z nim kopuluje się. To jego wstawia się w łajno, topi się w moczu. To są wszystko przykłady nowoczesnej, ”głębokiej” sztuki, która ma skłaniać widza do refleksji. Dlaczego największą naszą świętość bruka się obsesyjnie w nieczystościach. Ma to symbolizować przenikanie się sacrum z profanum? Jeżeli tak, to w wyjątkowo ordynarnej i prymitywnej formie. Te wszystkie „dzieła” prezentowane były na wystawach, niektóre gościły w Centrum Sztuki Nowoczesnej. Omijały jednak popularne programy telewizyjne.
Teraz za rządów Matyszkowicza mają trafić pod strzechy. Film „Ukrzyżowanie –święty skandal” to dywagacje historyków sztuki, a właściwie jednego nowojorczyka Serrano na temat oddawania moczu i kału przez Chrystusa rozpiętego na krzyżu. „Przecież wisiał na krzyżu kilka dni. Musiał się załatwiać” – bajdurzy Serrano. Męka i śmierć Zbawiciela tylko z tym się nowojorczykowi kojarzy? Tylko współczuć i radzić leczenie się z koprofilii. Jeżeli wyleczy się z tej obsesji, dotrą może do niego głębsze prawdy.
Emisję tego „dzieła” można by uznać za incydentalną wpadkę, gdyby nie kolejny film „Ostatnie kuszenie Chrystusa” Martina Scorsese'a, emitowany o 20.20. Poprzednio za dawnego kierownictwa, TVP Kultura uraczyła nim widzów w Wielki Czwartek. Jest to dzieło, które znalazło się na liście dziesięciu najbardziej antykatolickich filmów ogłoszonej przez amerykański magazyn Faith&Family.
Nie chcę analizować tego filmu w kategorii dobrej reżyserii, gry aktorskiej. Może to być nawet arcydzieło formy. To w tym wypadku nieistotne. Skupmy się zatem na treści. Twórca filmu mówi, że nie opierał się na żadnej Ewangelii. Życie Jezusa pokazane jest dowolnie. To zagubiony w rzeczywistości, niezbyt rozgarnięty osobnik, dręczony ludzkimi namiętnościami. Już we wczesnej młodości jako cieśla robił krzyże, na których życie tracili patrioci izraelscy. Tą swoistą kolaborację zarzuca mu Judasz, najbardziej pozytywna postać filmu. Judasz to rozsądny, mądry patriota, który ciągle jest niemal przymuszany do zdrady przez Jezusa. W końcu z pokrętną logiką wyznaje –„Kochałem cię tak bardzo, że cię wydałem”. A Jezus nie lubi sam siebie, mówiąc: „Jestem kłamcą, obłudnikiem”, a dalej „Jest we mnie Lucyfer”, „Patrzę na ludzi i czuję litość, nic więcej”. A wszystko skąpane jest w oparach seksu, brudu, rozkładających się śmieci. Nad całością króluje seks z Marią Magdaleną nierządnicą z burdelu, z której usług korzysta Jezus. Jest pełen winy i przeprasza ją za to.
Scorsese mówi o dwoistej naturze Jezusa – ludzkiej i boskiej. Zapomniał tylko o jednym, że Jezus był we wszystkim podobny do nas oprócz grzechu. A w filmie to właśnie grzech dominuje, boskość gdzieś się zagubiła. Aż trudno uwierzyć, że ktoś taki jak Jezus Scorsese'a potrafił porwać tłumy, sprawić, że rzucało się wszystko, aby iść za nim.
W tym pomieszaniu z poplątaniem nawet końcowe sekwencje filmu nie robią wrażenia. Wprawdzie Jezus kuszony przez szatana, odrzuca wszystko i wraca na krzyż, aby dokonać dzieła Zbawienia, ale w połączeniu z całością filmu wypada to całkiem nieprzekonująco.
Sumując to wszystko, nie ma najmniejszego powodu, aby nas karmić świętokradczymi bredniami, które są wymysłem reżysera. W telewizji publicznej nie chcemy oglądać podobnych dzieł sztuki, dlatego apel do prezesa TVP o jak najszybsze zmiany w TVP Kultura.