Wojciech Podjacki: Afgańska pułapka
Uroczystości Święta Wojska Polskiego stały się okazją do autoprezentacji polityków z PO, a głównym wodzirejem był tym razem prezydent Komorowski, który z doskonale udawaną troską o przyszłość Polski, ogłosił zakończenie wysyłania polskich żołnierzy na krańce świata oraz zapowiedział, że nasz kraj będzie od tej pory uczestniczył w misjach zagranicznych „na miarę naszych potrzeb i możliwości”.
Chciałoby się rzec, że nareszcie zmądrzeli, ale nic z tych rzeczy, ponieważ oficjalne ogłoszenie zakończenia afgańskiej ekspedycji jest jedynie desperacką próbą podreperowania spadających notowań ich partii. Służyć ma także uspokojeniu nastrojów społecznych, bowiem większość Polaków przeciwna jest dalszej obecności naszych wojsk w Afganistanie, a o zakończeniu tej misji i tak zdecydowali za nas Amerykanie.
W sprawie naszego zaangażowania militarnego w różne lokalne wojny, jak dotąd, wszyscy rządzący politycy byli wyjątkowo zgodni, bez względu na to do jakiej partii należeli. Decyzję o wysłaniu polskich wojsk do Iraku i Afganistanu podejmowali jeszcze „miłujący pokój” politycy SLD. Tłumaczyli wtedy, że Polska ma zobowiązania sojusznicze i dlatego musi wysyłać żołnierzy w tak odległe zakątki świata, aby „zaprowadzać pokój i stabilizację w regionach ogarniętych wojną”. Tymczasem, gdy bogatsi od nas sojusznicy z NATO, angażują się tylko symbolicznie, Polska ponosi znaczne straty w ludziach i sprzęcie oraz wydatkuje wielkie sumy na utrzymanie zagranicznych kontyngentów. W mojej opinii jest to ewidentne szafowanie krwią polskiego żołnierza i służy jedynie zaspokojeniu niezdrowych ambicji rządzących polityków i dowodzących generałów. Poza tym, nie ma to nic wspólnego z myśleniem w kategoriach interesu narodowego.
Podczas swojego przemówienia Komorowski stwierdził również, iż ubolewa nad cięciami w wydatkach na armię, które wyniosły w nowelizacji budżetowej aż 3,14 mld zł, lecz jego zdaniem „jeżeli będą one jednorazowe to nie ma katastrofy”. Przypomnę więc, że zgodnie z ustawą o finansowaniu armii z 2001 roku, wydatki na wojsko zostały określone w wysokości 1,95% PKB z roku poprzedniego i na tej podstawie ustalany jest budżet MON. Jednak rzadko się zdarza, aby w takiej wysokości były one realizowane. W 2013 roku wydatki na wojsko zaplanowano w wysokości 31,4 mld zł, na zakup nowego uzbrojenia przeznaczono 6,3 mld zł, a cięcia w większości dotyczą właśnie wydatków modernizacyjnych.
Nie wszystkie oszczędności w wydatkach na obronę można tłumaczyć fatalną sytuacją finansów publicznych, ponieważ wiele z nich wynika z rozrzutności resortowych urzędników lub złych decyzji rządu. Ogromnym obciążeniem budżetu MON jest nie tylko konieczność utrzymywania zbyt drogiej armii zawodowej, ale również finansowanie wielu zagranicznych misji, z których najbardziej egzotyczną była misja w Republice Czadu. Takie postępowanie jest niczym innym jak tylko marnotrawstwem środków budżetowych i osłabianiem naszego potencjału obronnego, ponieważ najlepsze oddziały wojskowe rozproszone są po całym świecie i stacjonują tysiące kilometrów od kraju. W dodatku większość wysiłków finansowych, organizacyjnych, szkoleniowych oraz zakupów sprzętu podporządkowanych jest obsłudze i zabezpieczeniu tych misji.
Obecność naszych wojsk w Iraku kosztowała polskich podatników w latach 2003-2008 ponad miliard złotych. Jednak nie uczyniła Polski bezpieczniejszą, a Iraku bardziej stabilnym. Zawiodły także oczekiwania dotyczące reaktywowania współpracy gospodarczej i handlowej, ponieważ polski eksport do tego kraju wyniósł w latach 2005-2011 zaledwie nieco ponad 460 mln dolarów. Chińczycy natomiast nie uczestnicząc w tym konflikcie zawierają kontrakty warte miliardy dolarów. Nawet Czechy przegoniły nas pod względem wielkości eksportu do Iraku, a dużą aktywność przejawiają też firmy tureckie, irańskie, indyjskie i pakistańskie.
Misja w Iraku była kosztowną eskapadą. Ale o wiele drożej kosztuje nas ekspedycja afgańska, według danych MON do 2012 roku wydaliśmy na nią około 5 mld złotych, a to przecież nie koniec, bo w dalszym ciągu ponosimy wydatki na utrzymanie Polskiego Kontyngentu Wojskowego. W bieżącym roku rząd ma zamiar wydać na ten cel 531 mln zł, a czeka nas jeszcze bardzo kosztowna operacja związana z wycofaniem polskich żołnierzy. Koncepcja Sztabu Generalnego WP zakłada, że wszyscy żołnierze i pracownicy wojska wraz ze sprzętem będącym na wyposażeniu PKW, wrócą do kraju do 31 grudnia 2014 roku. Jednak, jak stwierdził dowódca operacyjny sił zbrojnych gen. broni Edward Gruszka, przygotowanie ewakuacji jest „niesamowitym problemem dla NATO”, ponieważ droga przez Pakistan jest aktualnie ze względów logistycznych zablokowana, natomiast kierunek północny przez Uzbekistan, Kazachstan, Rosję i Ukrainę jest „nieaktywny” z powodu kłopotów na granicach, blokowania przejazdu, braku zgód itd. Ewidentnie jest to spowodowane ochłodzeniem stosunków między Rosją a Stanami Zjednoczonymi. Czeka nas więc bardzo skomplikowana i kosztowna operacja z wykorzystaniem transportu drogowego do pakistańskiego portu w Karaczi lub lotniczego do wybranego portu w Zatoce Perskiej, skąd mienie PKW ma być potem przewiezione do Polski drogą morską. Wysoką cenę przyjdzie nam zatem zapłacić za wydostanie się z afgańskiej pułapki.
Do kosztów naszego zaangażowania w Afganistanie należy również doliczyć wartość wydatków na pomoc rozwojową dla tego kraju, realizowaną z funduszy polskiego MSZ przez tzw. Prowincjonalny Zespół Odbudowy (Provincial Reconstruction Team - PRT), który w latach 2008-2012 wydał ponad 96 mln zł. Działania PRT miały na celu oprócz odbudowy prowincji Ghazni (budowa dróg i wodociągów, remonty budynków użyteczności publicznej, elektryfikacja) oraz zakupu wyposażenia dla szkół, szpitali, urzędów itp., także realizowanie zadań edukacyjno-szkoleniowych z miejscową ludnością. I pomimo tego, że dowódcy NATO stale podkreślają, jakoby PRT były kluczem „do zdobycia serc i umysłów Afgańczyków”, zdarza się coraz częściej, że talibowie niszczą to co zbudowano.
Dla przykładu w październiku 2007 roku spalili wybudowaną na południu kraju szkołę, mordując także sprowadzoną do niej nauczycielkę. Widać więc wyraźnie, że wbrew temu, co głosi oficjalna propaganda trudno jest pozyskać wdzięczność zwykłych Afgańczyków, którzy „nie chcą korzystać z projektów PRT, bo boją się zemsty talibów, którzy, jeśli wrócą, będą się mścić za kolaborację z NATO”. Ministra Sikorskiego nie obchodzą jednak koszty jego filantropii w Afganistanie, tak jak nie zajmują go wcale problemy polskiego szkolnictwa za granicą, na które budżet państwa wyda w tym roku nieco ponad 37 mln złotych, co przy postępującym w szybkim tempie procesie wynaradawiania setek tysięcy dzieci z rodzin polskich emigrantów jest kwotą śmieszną i haniebną.
Wielu Polaków zastanawia się nad sensownością polskiego udziału w Misji Międzynarodowych Sił Wspierania Bezpieczeństwa (International Security Assistance Force - ISAF) w Afganistanie, która jest operacją stabilizacyjną, prowadzoną na podstawie rezolucji Rady Bezpieczeństwa ONZ. Dla Sił Zbrojnych RP stanowi ona jedno z największych wyzwań ostatnich lat, ponieważ realizowana jest w warunkach, które pod względem kulturowym, cywilizacyjnym i klimatycznym całkowicie odbiegają od realiów europejskich. Bez wątpienia poprawiło się wyszkolenie naszej armii, która nabrała doświadczenia bojowego. W sumie służbę w Afganistanie pełniło około 14 tysięcy polskich żołnierzy, dla 43 z nich misja zakończyła się tragicznie. Dokonano też zakupu nowego uzbrojenia, m.in. śmigłowców, transporterów opancerzonych Rosomak, sprzętu optycznego, noktowizyjnego i bezzałogowych systemów rozpoznawczych. Jednakże w trakcie takiej operacji sprzęt się szybciej zużywa, więc trzeba go będzie wymienić na nowy lub poddać kosztownemu remontowi. Część wyposażenia utracono bezpowrotnie w wyniku strat bojowych lub całkowitego zużycia, a na dodatek postanowiono część sprzętu pozostawić w darze armii afgańskiej i organizacjom humanitarnym. Dlatego nie wszystkie wydatki na zakup nowego sprzętu przyczynią się do trwałej modernizacji naszej armii. Zdaniem rządowych propagandystów udział Polski w operacji afgańskiej przyczynił się także do wzmocnienia pozycji naszego kraju w NATO. Jednak trudno to dostrzec, natomiast widać jak na dłoni, że zostaliśmy po raz kolejny cynicznie wykorzystani nie uzyskując w zamian praktycznie żadnych wymiernych korzyści.
Pojawiają się również opinie, że międzynarodowa misja w Afganistanie nie osiągnęła swoich celów, i że w niektórych rejonach tego kraju sytuacja jest gorsza niż za rządów talibów. Prawdą jest to, że pomimo wielkich wysiłków w dziedzinie militarnej, politycznej i gospodarczej poziom bezpieczeństwa prowincji afgańskich ciągle jest niezadowalający. Nastąpiło wznowienie militarnej działalności talibów połączone z odzyskaniem przez nich wpływów politycznych wśród miejscowej ludności.
Odżyły też wewnętrzne konflikty, spadła popularność władz z Kabulu, a na prowincji coraz bardziej umacnia się władza lokalnych przywódców klanowych, często powiązanych z narkobiznesem. W takiej sytuacji ISAF mają opuścić ten kraj po 2014 roku, natomiast odpowiedzialność za zapewnienie bezpieczeństwa przejmie afgańskie wojsko. W Afganistanie pozostaną jednak zachodni doradcy i instruktorzy, a państwo to ma nadal otrzymywać finansową pomoc z Zachodu, zapewne również z Polski.
W mojej opinii nasz kraj z nawiązką wypełnił zobowiązania sojusznicze wobec NATO. Dlatego powinniśmy jak najszybciej wycofać nasze wojska z Afganistanu. Oszczędzi to nam zbędnych wydatków i przyspieszy modernizację polskiej armii. W naszym interesie nie leży udział w egzotycznych konfliktach, powinniśmy natomiast skupić się na zabezpieczeniu naszych granic i obronie własnego terytorium. Nie możemy pozwolić sobie na uczestnictwo w kolejnych wojennych awanturach, które służą jedynie zabezpieczeniu mocarstwowych interesów USA. W ramach rekompensaty należy się także domagać od Stanów Zjednoczonych większego udziału w procesie unowocześnienia Wojska Polskiego, na co sobie zasłużyliśmy udzielaniem wieloletniego wsparcia armii amerykańskiej, wykraczającego daleko poza zakres „naszych potrzeb i możliwości”.
Wojciech Podjacki
Autor jest Przewodniczącym Ligi Obrony Suwerenności.
Artykuł ukazał się w tygodniku „Myśl Polska” z 13-20 października 2013, s. 7.
fot. sxc.hu
Źródło: prawy.pl