Stanisław Michalkiewicz: Wstydźmy się, jak Żydzi?

0
0
0
/

Nikt tak skrupulatnie nie przestrzega leninowskich przykazań o organizatorskiej funkcji prasy, jak „Gazeta Wyborcza”. Naiwny obserwator mógłby odnieść wrażenie, że obecność tych czy innych materiałów prasowych jest w tej gazecie przypadkowa – ale tak nie jest.

 

Jeśli już redakcyjny judenrat kwalifikuje jakiś materiał do druku, to żadnych przypadków tu nie ma; wszystko jest podporządkowane leninowskim normom o organizatorskiej funkcji prasy.


Najogólniej rzecz biorąc, organizatorska funkcja prasy polega na tak zwanej z rosyjska padgatowce. Publikacja w gazecie jest przeważnie tylko wstępem do zmasowanej kampanii zwanej również nagonką, która też jest tylko wstępem do tak zwanych działań administracyjnych.


Jeśli na przykład najweselszy w „GW” dział religijny nagle zainteresował się sprawą pedofilii wśród duchowieństwa, a pani red. Katarzyna Wiśniewska molestuje arcybiskupa Michalika i molestuje, to tylko patrzeć, jak pojawi się jakaś inicjatywa polityczna, albo nawet ustawodawcza, wspierająca „ministra cyfryzacji” Michała Boniego, w jego negocjacjach z Episkopatem na temat wysokości odpisu podatkowego.
 

Dlatego z zainteresowaniem przeczytałem nie tyle może rozmowę Marka Wąsa z panią dr Sylwią Bykowską, co jej tytuł: „Rodowici mieszkańcy Pomorza wstydzą się podpisania volkslisty”. Taki wniosek wynika podobno z badań, jaki pani doktor na Pomorzu przeprowadziła, ale równie dobrze może oznaczać rozkaz, w jaki sposób mają odtąd wypowiadać się na ten temat autorytety moralne, funkcjonariusze służb i konfidenci delegowani do pisania komentarzy na forach internetowych.


Wprawdzie podpisanie volkslisty nie jest niczym chwalebnym, ale czyż chwalebne było podpisanie deklaracji członkowskiej Polskiej Partii Robotniczej, czy Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej? Taka deklaracja była odpowiednikiem volkslisty, co znajduje potwierdzenie w wypowiedzi Mieczysława Moczara, że „dla nas, partyjniaków” prawdziwą ojczyzną jest Związek Radziecki. Moczar expressis verbis przyznaje, że zostanie „partyjniakiem” to znaczy – podpisanie deklaracji PPR, czy PZPR, oznacza wybór nie tyle partii politycznej, co ojczyzny. Któż takie rzeczy mógł wiedzieć lepiej od Mieczysława Moczara, który nazywał się również Michał Diomko, a może jeszcze inaczej?
 

Nie przypominam sobie, by „Gazeta Wyborcza” kiedykolwiek instruowała, by PPR-owcy lub PZPR-owcy, a więc ci, którzy w swoim czasie podpisali volkslistę sowiecką, dzisiaj powinni się tego „wstydzić”.


Odwrotnie – generał Czesław Kiszczak, który na drogę kolaboracji z ZSRR wszedł bardzo dawno i wytrwał na niej aż do końca, został przez głównego cadyka „GW” uznany za „człowieka honoru”. Najwyraźniej ścisłe kierownictwo „GW” potępia tylko kolaborację z Rzeszą Niemiecką, natomiast kolaboracji ze Związkiem Sowieckim nie tylko nie potępia, ale uważa ją za okoliczność nobilitującą.


Nie ulega wątpliwości, że taka odmienność wynika z przyjęcia żydowskiego punktu widzenia – ale bo też „Gazeta Wyborcza” jest żydowską gazetą dla Polaków.
 

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną