Wojciech Podjacki: RENEGACI
- Niegdyś przed laty byli stałymi gośćmi na Kremlu, gdzie od władców sowieckiego imperium odbierali rozkazy. Dzisiaj regularnie podróżują do Brukseli, gdzie w zamian za wierną służbę zyskują „uznanie” Angeli Merkel i unijnych komisarzy oraz mogą sobie dość swobodnie brykać na europejskich salonach - pisze Wojciech Podjacki.
Obserwując życie polityczne w dzisiejszej Polsce, chcąc nie chcąc, nasuwają mi się analogie do czasów przedrozbiorowych, kiedy to wielu ludzi rekrutujących się spośród elity rządzącej I Rzeczpospolitej usilnie pracowało nad jej upadkiem.
Jedni robili to z fałszywie pojętej troski o „wolności szlacheckie”, drudzy dla zysku i splendoru, a jeszcze inni z polecenia obcych państw, których byli agentami. Na dworach mocarstw ościennych w Berlinie, Wiedniu, a w szczególności w Petersburgu, plątały się całe stada „wysoko urodzonych” Polaków, żądnych uznania i dobrobytu, gotowych za pensje i ordery zaprzedać w niewolę Ojczyznę i swoich rodaków.
Z takich to osobników rekrutowały się szeregi Konfederacji Targowickiej, której twórcy, dla zachowania swojej pozycji społecznej, gotowi byli rozbić Państwo Polskie lub „zjednoczyć” je pod berłem carów rosyjskich. Wielką cenę zapłacił Naród Polski za takich podłych przywódców, którzy bez zmrużenia oka skazali Polskę na ponad stuletnią niewolę.
Obecnie jest podobnie, bowiem od dwudziestu kilku lat zarządzają III Rzeczpospolitą „elity” postkomunistyczne i okrągłostołowe, które Polskę traktują jak „masę upadłościową”, na której każda sprytna szumowina może dorobić się majątku i pozycji społecznej. Większość ludzi z krajowego estabishmentu to osobnicy bez charakteru i honoru, gotowi zaprzedać duszę diabłu, aby w zamian zapewnić sobie życie w luksusie.
Niegdyś przed laty byli stałymi gośćmi na Kremlu, gdzie od władców sowieckiego imperium odbierali rozkazy. Dzisiaj regularnie podróżują do Brukseli, gdzie w zamian za wierną służbę zyskują „uznanie” Angeli Merkel i unijnych komisarzy oraz mogą sobie dość swobodnie brykać na europejskich salonach. Oczywiście do czasu, aż tamtejsi decydenci nie zrealizują propozycji Lecha Wałęsy, który podczas Szczytu Noblistów w Warszawie zaproponował, aby „jak najszybciej opracować program, a szczególnie czipy dla każdego polityka”, gdzie „wszystko, co robisz, wszystko, z kim śpisz, ma być (…) zapisane”, ponieważ zdaniem byłego prezydenta politycy „wymykają się (…) spod kontroli”.
Dlaczego Wałęsa uważa, że trzeba znaleźć nowe sposoby, aby kontrolować polityków? Zapewne z tego powodu, że szantaż zawartością archiwów byłej SB jest coraz mniej skuteczny, zwłaszcza, gdy do polityki garną się młode pokolenia ludzi, których poprzedni system nie mógł inwigilować, bowiem albo byli za młodzi, albo ich jeszcze w ogóle nie było na świecie.
Wałęsa jest zresztą specjalistą od „genialnych pomysłów”, w których twórczo rozwija własną teorię demokracji, gdzie najpierw proponuje pałować związkowców demonstrujących przeciw rządowi, a teraz postuluje czipowanie polityków. Warto więc postawić pytanie: komu i czemu miałyby służyć metody rządzenia propagowane przez „ikonę” walki z komuną? Przecież nie ugruntowaniu swobód obywatelskich i demokratyzacji życia publicznego.
Wałęsa słynie nie tylko z poronionych pomysłów, ale także z tego, że nie panuje nad swoim językiem, i często wygada coś, o czym się mówi na salonach dzisiejszej władzy, a co miało być owiane tajemnicą, aby „ciemny lud” nie wpadł w gniew i nie chwycił za kosy… A że groźba jest realna świadczy o tym reakcja Polaków na zdradę targowicką, którą była insurekcja kościuszkowska i wieszanie zdrajców, czego sprawcy obecnych klęsk naszej Ojczyzny, boją się jak ognia.
W tym wałęsowym ględzeniu jest coś co napawa grozą, ponieważ doskonale komponuje się z wypowiedziami innych tuzów polskiej polityki, zaskakujących nas, od czasu do czasu, swoim skandalicznym zachowaniem, które można zakwalifikować jako zdradę stanu. Szczególnie, gdy wykraczają poza warstwę werbalnych deklaracji, a wchodzą w fazę przygotowań do ich realizacji.
W listopadzie 2011 r. zbulwersowało Polaków wystąpienie ministra Sikorskiego w Berlinie, który bez owijania w bawełnę zaproponował oddanie przez nasz kraj suwerenności na rzecz instytucji unijnych i wezwał Niemcy do przejęcia przywództwa w federacyjnej Europie, która miałby powstać na gruzach państw narodowych. Palikot stając w obronie Sikorskiego, stwierdził bez ogródek, że „suwerenność to tylko retoryczna figura”.
I nie możemy się temu zbytnio dziwić skoro premier Tusk, który uznał jakiś czas temu, że „polskość to nienormalność”, otrzymał 13 maja 2010 r. w Akwizgranie Nagrodę Karola Wielkiego, za to, że zdaniem rzecznika kuratorium nagrody Juergena Lindena - „jest postacią, która symbolizuje przezwyciężanie nacjonalistycznych tendencji, kiełkujących przede wszystkim we wschodniej Europie” i usilnie „dąży do pogłębienia jedności europejskiej i bliskiej przyjaźni polsko-niemieckiej”.
W takim kontekście słowa Wałęsy wypowiedziane w wywiadzie dla rosyjskiej agencji ITAR-TASS, że „z Polski i Niemiec trzeba stworzyć jedno państwo” stają się w pełni zrozumiałe i nabierają nowego wymiaru. Świadczą bowiem o tym, że na salonach III RP dojrzewa myśl o likwidacji naszego państwa, nad czym pracują już tabuny akwizytorów unijnych interesów.
Nie może też dziwić zamiłowanie do zamordyzmu przejawiające się w coraz to nowych pomysłach inwigilowania społeczeństwa przez rządzących Polską renegatów, dla których kara infamii czy banicji może się okazać zbyt łagodną.
Wojciech Podjacki
Autor jest Przewodniczącym Ligi Obrony Suwerenności.
Artykuł ukazał się w kwartalniku „Polski Szaniec” nr 4 z 2013, s. 2.
Źródło: prawy.pl