Stanisław Michalkiewicz: Jak wy naszych, to my waszych!

0
0
0
/

W „Jarmarku sensacji” Egon Erwin Kisch wspomina zblazowanych starych dziennikarzy praskich, których nic nie było w sanie zaskoczyć, bo jak nie jeden, to drugi zaraz przypominał sobie podobne zdarzenie z przeszłości.

 

Toteż patrząc na dokonującą się na naszych oczach rzeź schetyniątek, jaką przeprowadza CBA - bo akurat pretekstem do tej rzezi jest korupcja, a nie, dajmy na to, zdrada stanu – nie mogą oprzeć się pokusie przypomnienia podobnego wydarzenia z czerwca roku 2007, kiedy to niezawisły, jakże by inaczej, Trybunał Konstytucyjny ogłosił uzasadnienie swego orzeczenia z 11 maja 2007 roku w sprawie ustawy lustracyjnej. Orzeczenie to praktycznie zablokowało lustrację m.in. na skutek uznania wzoru oświadczenia lustracyjnego za sprzeczny z konstytucją.


W samym orzeczeniu Trybunał nie szczędził pouczeń moralnych. Było ich tyle i w dodatku takich, że gdyby czytali je źli naziści, to na pewno popłakaliby się z żalu, że to nie właśnie ten Trybunał osadzał ich czyny, bo wtedy żaden z nich nie zostałby ani uznany winnym, ani skazany.


Uzasadnienie to liczyło 223 strony, z czego 138 stron zajmowało samo uzasadnienie, a resztę - „zdania odrębne”. W ogóle z 41 zakwestionowanych przepisów ustawy aż 40 okazało się niezgodnych z art. 2 konstytucji, który twierdzi, że RP jest „demokratycznym państwem prawnym, urzeczywistniającym zasady sprawiedliwości społecznej”.


To nagromadzenie nonsensów i sprzeczności w jednym tylko i w dodatku krótkim zdaniu nasuwa skojarzenia z gonitwą myśli, jaka musi panować w głowie naszego Kukuńka, ale przecież on nie został nawet na odległość strzału dopuszczony do redagowania konstytucji, a poza tym Kukuniek pod pozorem gonitwy myśli staranie ukrywa rozważania, jakby tu wynieść za bramę puszkę farby, żeby w razie czego podejrzenie padło na wartownika.


Tak w każdym razie twierdził ongiś reżyser Paweł Pitera, z tym zastrzeżeniem oczywiście, że raz chodzi o puszkę farby w sensie dosłownym, a innym razem – o cały nasz nieszczęśliwy kraj, którego Kukuniek był prezydentem.


Rzecz bowiem w tym, że państwo „prawne” , to znaczy – funkcjonujące według zasad prawnych – jest nomokratyczne, a nie demokratyczne. Demokratyczne być nie może, bo skoro w demokracji o wszystkim decyduje większość, to jasne jest, że żadne zasady nie obowiązują.


A w dodatku ta nieszczęsna „sprawiedliwość społeczna”, która jest tylko elegancka nazwą kradzieży zuchwałej. Polega ona bowiem na tym, że funkcjonariusze publiczni rabują jednych obywateli pod pretekstem wspierania innych obywateli. Gdyby taki obywatel zażądał pod przymusem wsparcia od innego obywatela, byłby to najzwyczajniejszy w świecie rabunek. Jeśli jednak wynajmie sobie w tym celu funkcjonariusza państwowego, to ten rabunek staje się „sprawiedliwością społeczną”. Ciekawe, że nawet Kościół dał się na to nabrać, w czym, mówiąc nawiasem, upatruję jedną z przyczyn kryzysu, jaki obecnie przeżywa.
 

Wróćmy jednak do uzasadnienia, a zwłaszcza – do tych 9 zdań odrębnych. Dzieliły się one na dwie grupy: jedne uważały orzeczenie za zbyt surowe, podczas gdy inne – za zbyt łagodne. Ale nie to było najważniejsze, tylko to, że o wszystkim przesądzała data nominacji autora votum separatum na sędziego TK. Sędziowie uważający wyrok za zbyt łagodny dla ustawy nominacje swe uzyskali przed 2005 rokiem, to znaczy – że do tej godności sądowej wypromowała je większość sejmowa zdominowana przez Sojusz Lewicy Demokratycznej i Polskie Stronnictwo Ludowe. Sędziowie, którzy nominację uzyskali po roku 2005, a więc ci, których do tej godności wysunęła większość sejmowa zdominowana przez PiS, LPR i Samoobronę, uważali orzeczenie za zbyt dla ustawy surowe. Skłania to do podejrzeń, że te wszystkie deklaracje o niezawisłości sądów w naszym nieszczęśliwym kraju można spokojnie włożyć między bajki.
 

A przypomniało mi się to wszystko na widok rzezi schetyniątek, przeprowadzanej przez Centralne Biuro Antykorupcyjne, utworzone w celu załatwiania porachunków między partiami a przede wszystkim – między bezpieczniackimi watahy, które rozkradają i eksploatują nasz nieszczęśliwy kraj albo bezpośrednio, albo przez swoich konfidentów, wysuniętych na ważne stanowiska w administracji państwowej lub aparacie zarządzającym strategicznymi sektorami gospodarki.


W tej chwili gołym okiem widać, że bezpieczniackie watahy nie wyrzynają się bezpośrednio, tylko pod pretekstem korupcji wyrzynają sobie nawzajem konfidentów: jak wy naszych, to my waszych – chociaż casus pana generała Skrzypczaka pokazuje, że eskalacja konfliktu możliwa jest w każdej chwili.
 

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną