Przed warszawskim biurem Parlamentu Europejskiego przeciwko porozumieniu o wolnym handlu UE z Kanadą protestowali działacze Prawicy RP i Obozu Narodowo Radykalnego oraz posłowie Kukiz. Pikieta odbyła się na dzień przed ratyfikowaniem przez europarlament umowy CETA.
Prawica Rzeczypospolitej „zdecydowanie występuje przeciw akceptacji przez Polskę umowy o wolnym handlu między Unią Europejską a Kanadą (CETA) i przede wszystkim przeciw uruchomieniu analogicznego mechanizmu w relacjach ze Stanami Zjednoczonymi (negocjowana umowa TTIP)".
Zdaniem Prawicy RP „rząd Beaty Szydło, a zwłaszcza aktywny w tej kwestii wicepremier Morawiecki w sposób zdecydowany popiera tą ratyfikację. Także eurodeputowani PiS głosowali przeciwko próbie zablokowanie tej umowy poprzez sprzeciw skierowania jej do Trybunału Sprawiedliwości. CETA ma, bowiem zasadnicze znaczenie dla przyszłość naszego kraju. I to nie tylko przyszłości gospodarczej, ale także społecznie i naszej pozycji międzynarodowej. Bo umowa, ta, która jest tożsama z umową TTIP, prowadzi do rezygnacji naszego państwa z suwerenności w stosunku do międzynarodowych korporacji, nie mówiąc już o fundamentalnym zagrożeniu polskiego rolnictwa. Umowa ta jest fundamentalnym zaprzeczeniem całej gospodarczej ideologii głoszonej przez obóz rządowy. Jest to umowa, która nie tylko petryfikuje, ale pogłębia neokolonialny charakter polskiej gospodarki. Poparcie dla jej ratyfikacji, to rezygnacja z programu przezwyciężenia neokolonialnej zależności Polski i przekreślenie szans na bardziej dynamiczny rozwój gospodarczy naszego kraju".
Do zebranych przemówili politycy Prawicy RP, ONR, i posłowie klubu Kukiz. Ja w swoim wystąpieniu do zebranych zwróciłem uwagę na antywolnorynkowy charakter CETA.
Wolny rynek, wolny handel, niewątpliwie służą rozwojowi gospodarczemu i budowie dobrobytu. Tak korzystna społecznie wolność gospodarcza jest zagrożona nie tylko przez socjalizm (dążenie państwa do przejęcia kontroli nad procesami społecznymi i gospodarczymi) ale i przez działalność globalnych korporacji (których celem jest zyskanie monopolu). Sojusznikiem globalnych korporacji, chcących czerpać nienależne sobie zyski są władze państwowe gwarantujące korporacjom uprzywilejowane pozycje na rynku.
Antyrynkowego charakteru umów o rzekomym „wolnym handlu" nie kryją też eksperci. Na łamach internetowego czasopisma publikującego analizy ekspertów „Nowej Konfederacji" Stefan Sękowski w artykule „Czarne chmury nad TTIP", opisując głosy ekspertów o Transatlantyckim Partnerstwie na rzecz Handlu i Inwestycji, w skrócie TTIP, przypomniał, że w umowie tej nie chodzi o liberalizację handlu czy obniżenie ceł („już dziś średnia unijna stawka cła na amerykańskie produkty przemysłowe wynosi 4 proc., zaś na rolne 13,9 proc., z kolei w USA odpowiednio 3,3 proc. i 5 proc"). Obniżka ceł na amerykańskie produkty nie spowodowała by widocznej obniżki ich ceny.
Celem TTIP jest obniżka „kosztów związanych z barierami pozataryfowymi" czyli przestrzegania „norm, dotyczących czy to ochrony środowiska, czy zdrowia konsumentów", które są ostrzejsze w UE niż w USA, i ostrzejsze w USA normy odpowiedzialności prawnej („płacenie wielomilionowych odszkodowań za ewentualne wylanie na siebie kawy przez amerykańskiego konsumenta czy zatrucie wypitą farbą").
TTIP to także przejaw ograniczania suwerenności narodów. O zawarciu umowy nie decyduje wola narodów czy ich reprezentantów w krajowych parlamentach tylko widzimisię UE działającej w interesie globalnych koncernów (bo nawet europosłowie nie mają dostępu do treści umowy).
CETA to identyczna jak TTIP umowa, tylko że z Kanadą. Podczas gdy udało się czasowo zablokować przyjecie TTIP, to jej zapisy ma realizować właśnie CETA.
To czym, czym jest CETA przybliżył czytelnikom na stronach Ośrodka Studiów Wschodnich Konrad Popławski w tekście „SPD wyznacza swoje warunki akceptacji TTIP". Analityk ośrodka w swoim tekście przypomniał, że „CETA i TTIP mają przyczynić się do zniesienia niemal wszystkich istniejących ceł (w ramach CETA 98% ceł zostanie zredukowanych) i ujednolicenia standardów technicznych, tworząc de facto transatlantycki wspólny rynek"
Szczytny cel wolnego handlu obarczony jest ogromnym niebezpieczeństwem, spory między globalnymi koncernami a państwami rozstrzygać ma międzynarodowy trybunał arbitrażowy, co jednoznacznie odbiera suwerenność państwom i pozwala koncernom na obchodzenie nie wygodnych dla nich przepisów.
Walka z uprzywilejowaną pozycją korporacji na rynku (sprzeciw wobec ACTA, TTIP, CETA) to sprzeciw wobec ograniczania wolności gospodarczej w interesie globalnych korporacji. Przykładem tego jest między innymi kwestia GMO. Globalne koncerny chcą by uprawy i dystrybucja żywności genetycznie modyfikowanej były niczym nieograniczone. Koncerny wiedzą, że ziarno genetycznie modyfikowane wyprze z wyniku normalne ziarno (dumping cenowy sprawia, że uprawy GMO wydają się bardziej dochodowe). Uprawy tradycyjnego ziarna zostaną zanieczyszczone przez materiał genetyczny z upraw GMO, co pozwoli koncernom oskarżać rolników o kradzież własności intelektualnej i niszczyć ich finansowo. Kiedy wszyscy rolnicy uzależnieni od genetycznie modyfikowanego materiału siewnego (w GMO trzeba co roku od producenta kupować materiał siewny, bo jego owoc jest bezpłodny i nie nadaje się do powtórnego zasiania), jego ceny wzrosną i koncern przejmie wszystkie uprawne ziemie.
Taki scenariusz monopolizacji dzięki GMO upraw nie ma nic wspólnego z wolnym rynkiem, tylko realizuje scenariusz monopolu. Cechami wolnego rynku jest duża ilość producentów, dzięki której jest konkurencja, na której korzystają konsumenci (proscenium rywalizują ceną i jakością). W monopolu monopolista narzuca jedną wygórowana cenę i nie musi dbać o jakość. I niestety monopolista czy to państwowy czy prywatny zazwyczaj nie dba o konsumenta, tylko konkurencja, czyli wielość nie za dużych podmiotów gospodarczych zapewnia konsumentom korzyści.
Organizmy transgeniczne nie powstają na drodze naturalnej, są owocem nienaturalnego mieszania materiału genetycznego roślin i zwierząt. Geny obcych sobie zwierząt i roślin, są umieszczane w genotypie innych roślin i zwierząt za pomocą wirusów. Organizmy tak zmutowane są zdolne do replikacji.
Wykorzystywane do inżynierii genetyczne wirusy mogą ulec modyfikacji w śmiertelnie szkodliwe dla ludzi. Zmodyfikowane genetycznie rośliny i zwierzęta wywołują u konsumentów odporność na antybiotyki.
Uprawy GMO spowodowały większe zużycie szkodliwych dla środowiska i życia ludzi herbicydów, co prowadzi do epidemii alergii, chorób dróg oddechowych, oraz chorób genetycznych. Wbrew zapowiedziom uprawy GMO nie dają większych plonów. GMO pogłębiło też problem głodu – doprowadziło do wyjałowienia gleby, niskich plonów i stałego zagrożenie chorobami.
Rośliny GMO krzyżują się bardzo szybko z uprawami naturalnymi. Tym samym sąsiedztwo upraw GMO automatycznie skazuje na zagładę uprawy naturalne, a producentów na bankructwo. Dodatkowo rośliny zmodyfikowane szybko krzyżują się z chwastami, i tworzą nowe gatunki chwastów trudne do likwidacji.
Wprowadzenie GMO to likwidacja wolnego rynku. W uprawach naturalnych konkurowały ze sobą, z korzyścią dla konsumentów, miliony producentów. Producenci upraw naturalnych są nie zależni w swej działalności. Korporacje poprzez GMO chcą zmonopolizować rynek ze szkodą dla konsumentów. Zmonopolizowany, dzięki wsparciu rządu, przez korporacje rynek, ze szkodą dla konsumentów, doprowadzi do tego, że korporacje nie dbając o jakość będą mogły dyktować ceny. Już dziś firma należąca do firmy lidera GMO kontroluje 85% polskich centrali nasiennych, co zmusza polskich producentów żywności do kupowania nasion zagranicą.
Warto przy tym pamiętać, że logika działania korporacji jest często antyrynkowa. Najstabilniejsze dochody i najwyższe zyski daje im monopol i likwidacja rynku. Dlatego amerykańska finansjera sfinansowała rewolucję bolszewicką i przez kilka dekad sponsorowała gospodarkę ZSRR.
Bliskość upraw GMO powoduje spadek wartości gruntów oraz dochodów z turystyki – co w wypadku Polski, której jednym z niewielu zasobów jest nie skażona, atrakcyjna turystycznie natura, jest bardzo ważne.