Ukraina o krok od państwa totalitarnego?

0
0
0
/

- Wiele wskazuje na to, że za eskalacją protestów stoją... władze Ukrainy, które niezależnie od tego, czy stało się to z pomocą rosyjskich służb specjalnych, czy bez, zyskują na trwającej anarchii - pisze Anna Wiejak.

 

Jeżeli ktokolwiek twierdzi, że jest w stanie wytłumaczyć to, co obecnie dzieje się na Ukrainie, albo daje się ponieść grzechowi pychy, albo pozostaje nieświadomym własnej ignorancji.


Przywódcy prounijnych partii opozycyjnych nie kontrolują protestów, ustępując pola neonazistowskim bojówkarzom banderowskiego autoramentu - to nijak się ma do szafowanych tak chętnie stwierdzeń o pragnieniu włączenia Ukrainy do Unii Europejskiej.


O co zatem chodzi? Wprawdzie więcej można postawić pytań, niż uzyskać na nie odpowiedzi, wiele wskazuje jednak na to, że za eskalacją protestów stoją... władze Ukrainy, które niezależnie od tego, czy stało się to z pomocą rosyjskich służb specjalnych, czy bez, zyskują na trwającej anarchii, nie tylko dlatego, że udało im się stworzyć w ten sposób wentyl bezpieczeństwa.


Wydaje się oczywistym, że aby wprowadzić zaostrzone prawo i ograniczyć zakres przysługujących obywatelom praw, najłatwiej wywołać zamieszki, uzasadniające to w normalnych warunkach nie do zaakceptowania dla nich posunięcie.


Warto w tym miejscu zwrócić uwagę na systematyczne ograniczanie praw obywatelskich na Ukrainie w zasadzie we wszystkich aspektach życia. 16 stycznia Rada Najwyższa Ukrainy przyjęła restrykcyjną ustawę budżetową wraz z dziesięcioma innymi ustawami, w znaczący sposób ograniczającymi możliwości samoorganizacji społeczeństwa, wolność gromadzenia się, wolność mediów, w tym również internetu.


Błyskawiczne uzyskanie przez nie podpisu prezydenta Wiktora Janukowycza nie mogło spodobać się społeczeństwu. Być może więc władze zdecydowały o rozładowaniu nastrojów właśnie przez wywołanie zamieszek. To jedynie kolejna hipoteza, niemniej jednak bardzo prawdopodobna, jako że hasłami prounijnymi gra się na Ukrainie w zasadzie stale, a o ich realizacji chyba nikt poważnie nie myśli.


Wśród uczestników zamieszek prym wiodą obecnie neonazistowscy ultranacjonaliści, co biorąc pod uwagę, że reprezentująca ich partia, Svoboda, jest czwartym co do liczby deputowanych ugrupowaniem w ukraińskim parlamencie oraz fakt, iż banderowskie marzenie o Wielkiej Ukrainie nie tylko jest ciągle żywe, ale coraz bardziej powszechne, nie sposób wykluczyć, że na fali tych starć do władzy dojdą ukraińscy nacjonaliści. Potem może być, jak w latach 30. w Niemczech – tam też był kryzys i równie zacięte walki o władzę.


W 2015 roku odbędą się na Ukrainie wybory parlamentarne. Polska może jedynie mieć nadzieję, że neonaziści w nich przepadną, jednak wydaje się to coraz mniej prawdopodobne. Jeżeli to nastąpi, to zapewne z błogosławieństwem Europy Zachodniej, która dotychczas zupełnie ignoruje fakt znacznego udziału w walkach neonazistowskich band. W tej sytuacji wspieranie przez Polskę którejkolwiek ze stron ukraińskiego konfliktu wydaje się nie tylko bezcelowe, ale zgubne w skutkach.


Anna Wiejak
Na zdjęciu: Marsz Walki z października 2013 r., poświęcony 71. rocznicy stworzenia Ukraińskiej Powstańczej Armii (UPA), a zorganizowany przez opozycyjną, neobanderowską partię Swoboda, fot. wykop.pl


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną