Przyglądałam się dziś ze zdziwieniem jak to PO -wscy i Nowocześni śpiewali w marszach zorganizowanych pod hasłem „Kocham Cię Europo”- „Odę do radości”. To był zupełnie jak PRL owczy pęd, bez cienia głębszej refleksji i zadumy. Pokazać się swojemu środowisku z napisem „Zapluty karzeł Europy 1:27” to dopiero było coś. I to nawiązanie do pogardliwego określenia AK-wców przez narzuconą przez NKWD władzę ludową właśnie „karłem reakcji”. Pycha! Nareszcie wiadomo, czyi potomkowie maszerują z takim entuzjazmem w marszach dla eurokołchozu. Oni bez międzynarodowego kołchozu żyć nie umieją. To przypominało pochody 1 Majowe i akademie ku czci ludzi w czerwonych krawatach.
Tylko kompletnie nie rozumiem odśpiewania po „Odzie” hymnu narodowego. Jakoś nie pasowało w scenerii napisu „Zapluty karzeł Europy 1:27”. Bo jak można śpiewać polski hymn i jednocześnie odmawiać przedstawicielstwu własnego narodu prawa do innej opinii w sprawie wyboru kandydata na przewodniczącego Rady Europejskiej niż ukartowany wcześniej przez Niemców Donald Tusk?
Jak Bronisław Komorowski może mówić, że „Polska może być europejska, albo moskiewska, trzeciej drogi nie ma”. Któryś z internautów słusznie zauważył, że to prymitywna myśl. ” Nie ma trzeciej drogi, jak tylko włazić między pośladki Europie (czyt. Niemcom) lub Moskwie?!” No, no. Byle się przylepić i kadzić dla korzyści. To jest postawa na czworakach.
A inny internauta dodaje: „Gęby pełne "wartości europejskich" u obrońców demokracji w Brukseli, a rzeczywistość skrzeczy. "Gdzie jest ta demokracja?" - pytam, skoro zgłoszenie drugiego kandydata do startu w "demokratycznych" wyborach wywołuje falę ataków i oburzenie. "Przecież jest jeden jedyny kandydat - Tusk i on musi wygrać" - tak wygląda unijna demokracja. Nie chcę takiej Unii.”- konkluduje internauta.
Ja też nie chcę takiej Unii. Nie chcę Unii dowodzonej przez tak skompromitowanych polityków jak mający sporo za uszami Jean- Claude Juncker, czy dyktujący nam warunki demokracji Frans Timmermans. I nie mam kompleksów, bo Polska zawsze była w Europie, nie muszę tego podkreślać marszami i odami.
Przy okazji puszczenia szczura o szykowanej Unii kilku prędkości, politycy PO i Nowoczesnej zaczęli trząść portkami i znów głośno krzyczeć, że musimy jak najszybciej wejść do strefy euro, inaczej nie będziemy w peletonie tego wyścigu. Nikt nie pyta o co tym wyścigu chodzi i dokąd on zmierza, bo to dla nich nie jest ważne. Ważniejsze, żeby jak najszybciej do tej strefy wejść, bo wtedy na pewno przyjmą nas do ścisłej ferajny. Ludzie, przecież to ściema.
Tak jak gadanie Petru, że „Gdyby Polska była w strefie euro, żaden PiS by nas z UE nie mógł wyprowadzić”. Taki kit wciska nam „specjalista” od waluty, który namawiał Polaków do zaciągania kredytów we frankach, nawet w tym czasie, gdy sam przewalutował swój kredyt z franków na złotówki, aby nie stracić kasy.
Czy on przeliczył, ile Polacy dostaliby w plecy (polska gospodarka też), gdyby „jak najszybciej”, jak to chce zasobna, totalna opozycja wejść do strefy euro? Tego pana to nie obchodzi, bo go nie obchodzą zwykli Polacy, co to nie wyjeżdżają na Maderę, bo ich nie stać. Oni dopiero pierwszy raz, otrzymawszy pieniądze z programu rodzina 500 plus, mogli wyjechać w ubiegłe lato wspólnie dziećmi nad polskie morze.
Poza tym nie z nami te numery. Przecież PiS nie chce Polski z Unii wyprowadzić. I nie mógłby tego zrobić sam, o czym Petru powinien już dobrze wiedzieć, tylko musiałby w tej sprawie przeprowadzić referendum. Zatem do kogo ta mowa?
„Kochamy Cię Europo” - takie hasła nieśli w marszach – jak było widać po twarzach - beneficjenci unijnych dotacji. Oni kochają Unię Europejską bezwarunkowo. Dla kasy. Ale żeby Polska była w UE traktowana podmiotowo, to ich kompletnie nie interesuje i nie zamierzają o to zabiegać. Oni dla tej kasy gotowi są przyjąć u nas w kraju każdą dyrektywę dla nas niekorzystną, każdego uchodźcę, nawet nie zważając, że mógłby okazać się terrorystą. Są tacy gościnni, ale oczywiście nie zamierzają przybyszy przyjmować do własnego domu. Starają się – tak jak Róża Thun - być bardziej błękitni od unijnej flagi. „Do łezki łezka, aż będę niebieska, w smutnym kolorze blue” śpiewała kiedyś w piosence Maryla Rodowicz. Kolor unijnej flagi wyraźnie posmutniał.
Jesteśmy jeleniami Europy, tak jak i inne państwa „demoludów”. Szkoda tylko, że dowiodły tego badania przeprowadzone nie przez polskie, a słowackie stowarzyszenia konsumentów. Inspektorzy przebadali Coca-Colę, czekoladę Milkę, pieprz i paprykę Kotanyi oraz kawy: Nescafe Gold, Jacobs Krünung i Tchibo Espresso. Na zakupy wybrali się do: Polski, Czech, Słowacji, Bułgarii, Rumunii, Niemiec, Austrii i na Węgry. Okazało się, że tylko Milka wszędzie jest taka sama. Pozostali producenci lepszej jakości produkty sprzedają na Zachodzie, a nam wciskają gorsze. W takim samym opakowaniu, z identycznym logo – sprzedają nam towary gorszego gatunku. Widzieliście w polskich drogeriach plansze „Niemiecka chemia”? To nie jest przypadkowe. Proszki do prania i inne artykuły, które napływają do nas z krajów UE nie zapewnią podczas prania takiej bieli, ani nie takiego koloru jak produkty z takim samym logo za Odrą, we Włoszech czy nad Sekwaną. To samo jest z materiałami budowlanymi. Nie łudźcie się. Robią nas w konia. Międzynarodowe korporacje oszczędzają nie tylko na wieloskładnikowych produktach, ale oszukują nawet na…papryce. Dostępna we wszystkich krajach w identycznych opakowaniach przyprawa Kotanyi, w Austrii zawiera 140 g ekstraktu z czerwonej papryki na kilogram, a ta na bułgarskim rynku już tylko 109,9 grama. Dostajemy gorszego gatunku paprykę, kawę, herbatę, pieprz. Dużo by wyliczać.
- Gorsze produkty trafiają zawsze do nowych członków Unii Europejskiej. Nie znaleźliśmy ich w sklepach w Niemczech czy Austrii – poinformował dziennikarzy Milos Lauko, szef Asociácia spotrebiteľov Slovenska. Stąd apel członków Grupy Wyszehradzkiej do Komisji Europejskiej, aby zajęła się sprawą podwójnej jakości produktów spożywczych w krajach Zachodniej Europy i w naszym regionie, bo to jest granda!
Wieloletnie rządy PO i PSL przymykały na to oko, bo bardzo chciały się podobać w Brukseli, z którą nie opłaca się zadzierać. Bardzo chciały być poklepywania po plecach przez Merkel i Junckersa.
Mało kogo obchodzi zwykły obywatel. I to, że dłużej pracujemy, żeby kupić te produkty, bo mamy niższe płace. Czas najwyższy zacząć bacznie się przyglądać postawie naszych polityków z lewa i prawa.
Widać jak na dłoni, że dla Unii idą ciężkie czasy i żadne zachwyty nad 60. leciem podpisania Traktatów Rzymskich nie rozwieją wątpliwości co do tego, że nie mamy pojęcia, w jakim kierunku ten statek dryfuje z nami na pokładzie.
Alicja Dołowska