Wojna wisi na włosku?
Nadzwyczajne posiedzenie Międzyparlamentarnej Rady Ukraina-NATO w ramach Zgromadzenia Parlamentarnego NATO, zwołane z inicjatywy posłów Anny Fotygi i Jana Dziedziczaka z Prawa i Sprawiedliwości w Kijowie zostało – przynajmniej pozornie – zupełnie przez Rosję zignorowane, a przecież dotychczas podobne posunięcia budziły zdecydowany sprzeciw Moskwy.
Czyżby miała pewność, że NATO, a raczej jego słabsza cząstka, może w tym regionie jedynie tupnąć nogą na miejscowych salonach?
Uporczywe milczenie rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych można tłumaczyć również chęcią zdeprecjonowania polskich polityków oraz ich poczynań jako niewartych zwracania większej uwagi. Jeżeli byłoby tak rzeczywiście, trudno się rosyjskiemu stanowisku dziwić, gdyż z perspektywy Kremla nie może wyglądać poważnie pohukiwanie na banderowskich wiecach antypolskich haseł przez polityków dokładnie tego samego ugrupowania, które zainicjowało trwający obecnie szczyt.
Rosja, jakkolwiek by na to nie patrzeć, ma w ręku wszystkie asy: wpływy w ukraińskim rządzie i wśród oligarchów, ukraiński dług za dostawy gazu, do którego Gazprom podchodzi niezwykle „wspaniałomyślnie”, miliardy dolarów „na zachętę do rozwoju gospodarczego” oraz coraz lepiej uzbrojoną armię. Posiada na dodatek zupełnie uzasadnione przeświadczenie, że Stany Zjednoczone wycofały się z tego regionu. Najlepszy dowód - w kijowskim szczycie delegacja Stanów Zjednoczonych, stanowiących trzon sojuszu, nie uczestniczy.
Patrząc na wydarzenia ostatnich dni odnoszę wrażenie, że politycy PiS wykonują ruchy Browna. Trudno mi przy tym zrozumieć ich motywację, gdyż Polsce na dobre ukraińska impreza na pewno nie wyjdzie. Po pierwsze nie mając poparcia USA, gdyż „żandarm świata” nie ma najmniejszych zamiarów ingerować w sprawy Europy Środkowowschodniej, z minimalnym zainteresowaniem ze strony Francji i Wielkiej Brytanii, które w razie konfliktu zachowałyby wstrzemięźliwość, prowokowanie Rosji zakrawa na samobójstwo. USA wprawdzie chętnie widzą nasze wojska w Afganistanie, jednakże – jak wynika z ostatniego posiedzenia dowódców Paktu Północnoatlantyckiego – manewry przewidziano jedynie na potrzeby misji w tym kraju, natomiast obrony swoich wschodnich rubieży Sojusz w planach ćwiczeniowych się nie przewiduje.
Tymczasem zarówno rząd, jak i opozycja wydają się pełną parą przeć do otwartego konfliktu międzynarodowego, być może nawet zbrojnego, gdyż innego finału tego typu posunięć trudno oczekiwać. Przy czym Polska, jeżeli do niego dojdzie, pozostanie nie tylko zupełnie osamotniona, ale rozbita wewnętrznie przez czynniki odśrodkowe, w tym aspiracje mniejszości narodowych ukraińskiej i niemieckiej, oraz polityczną walkę międzyfrakcyjną na wycieńczenie i po trupie – jak się wydaje – samego kraju, być może również walkę z samymi Polakami. Właśnie w takiej sytuacji nagle przyjdzie się nam zmierzyć z konsekwencjami dotychczas prowadzonej polityki braku szacunku dla kraju, obywateli i wszystkiego, co polskie.
Przysłowiową czkawką odbije się chociażby unikanie przez czołowych polityków upamiętniania naszych rodaków pomordowanych na Kresach. Nie sposób nie zapomnieć 65 rocznicy rzezi na Wołyniu, w której udziału odmówił śp. prezydent Lech Kaczyński przy jednoczesnym objęciu patronatu nad festiwalem kultury ukraińskiej. To nie był jedyny tego typu epizod, chociaż może najbardziej medialny. Widać zatem, że owe czynniki odśrodkowe były pielęgnowane w zasadzie przez wszystkie strony sceny politycznej i z tym bagażem pchamy się między wybrane w powszechnych wyborach ukraińskie władze a agresywnie nastawioną do Polaków opozycję, na dodatek na ich własnym terytorium!
Trudno w tej sytuacji dziwić się rosyjskiej dyplomacji, że nie reaguje – Kreml z pewnością jest zachwycony sposobem, w jaki podkładają siebie i kraj polscy politycy. Jeżeli machina wojenna zostanie uruchomiona, a jest takie niebezpieczeństwo, zostaniemy zmiażdżeni przy biernej postawie naszych tzw. sojuszników. Konia z rzędem temu, kto zagwarantuje, że w momencie wybuchu ukraińsko-polskiego konfliktu zbrojnego, Niemcy nie przypomną sobie drogi na Warszawę...
Anna Wiejak
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE.
Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl