Samospalenie: już „przebrzmiał” temat?
/
Incydent, jaki wydarzył się w piątek przed południem naprzeciwko siedziby Donalda Tuska w dobrze ukształtowanej demokracji powinien wywołać fale oburzenia i krytyki. Mamy jednak do czynienia z sytuacją zgoła odmienną.
Akt samospalenia Andrzeja Ż., do którego doszło w piątek w stołecznym Parku Ujazdowskim miał zwrócić uwagę na nieudolność władzy na potrzeby zwykłych obywateli. Nie chodzi tu wyłącznie o problem ekonomiczny, ale także społeczny.
Korupcja, którą sygnalizował Andrzej Ż. w swoim liście do premiera Donalda Tuska to wciąż nierozwiązana kwestia, a cierpią z tego powodu najsłabsi obywatele. Mimo wielokrotnych prób zainteresowania najwyższych urzędników państwowych (Prezesa Rady Ministrów, minister ds. walki z korupcją Julii Pitery, a także Ministerstwa Finansów) przekrętami w Urzędzie Skarbowym Warszawa-Praga, sprawa została zamieciona pod dywan. Jedyną ofiarą walki o praworządne państwo „szarego obywatela” z małopolskiej Tokarni stał się on sam.
Chodzi o ludzkie życie i zdrowie, o byt konkretnej rodziny a ostatecznie o losy państwa i innych jego mieszkańców. Tymczasem w mediach „ogólnodostępnych” grobowa cisza. Zainteresowanie tym w gruncie rzeczy doniosłym wydarzeniem wciąż jest ogromne a jednak nie ruszyło żadne śledztwo dziennikarskie. Media milczą, mimo że przez wiele godzin informacja o samospaleniu pokazywana była na czerwonych paskach na dole ekranu. Była to ważna informacja także ze względu na to, że „premier musiał przerwać podróż tuskobusem”, jak informowały media.
Tymczasem, gdy wizyta premiera w szpitalu skończyła się i odjechała telewizja, Andrzej Ż. ze swoim problemem pozostał sam na sam. O pomoc zdążyła jeszcze zaapelować jego żona, ale któż ten głos usłyszy?
- Sprawdziłem w nocy pełną dokumentację, wnioski poszkodowanego dotyczące domniemanych nieprawidłowości w Urzędzie Skarbowym, w którym pracował. Wysłano dość dużą liczbę kontroli, jest pełna dokumentacja. Nie wykazano żadnych zasadniczych nadużyć, które by uzasadniały czy uprawdopodobniały podejrzenia tego człowieka – stwierdził premier Donald Tusk.
Ale to czego nie zauważył szef rządu, szybko wychwycił jeden z internautów. Na swoim blogu napisał krótko po zakończeniu kontroli w Urzędzie Skarbowym: „Okazało się, że kontrolujący albo słabo zna się na realiach urzędowych, albo nie chce zbyt mocno nas dołować. Raczej to pierwsze, bo przy odrobinie zaangażowania mógłby wyciągnąć to i owo. Całe szczęście, że mało kumaty, bo inaczej przetrzepałby nas tak, że kilka osób na sto procent pożegnałoby się z robotą, a w najlepszym wypadku dostałoby nagany z wpisem do akt”. Dodajmy, że także on pracował w kontrolowanym urzędzie. Niestety podzielił los Andrzeja Ż.
Michał Polak
fot. sxc.hu
Źródło: prawy.pl