Krym wybiera Rosję. Świat nie uznaje referendum
We wczorajszym referendum przytłaczająca większość mieszkańców Krymu opowiedziała się za dołączeniem swojej Autonomicznej Republiki do Federacji Rosyjskiej. Co zrobi Putin? Odpowiedź na to pytania będzie znamionować jego plany w stosunku do całej Ukrainy.
Według oficjalnych komunikatów po przeliczeniu wszystkich kart do głosowania w Autonomicznej Republice Krymu za 96,77% głosujących miało się opowiedzieć za jej wejściem w skład Federacji Rosyjskiej. Tylko 2,51% miało wybrać pozostanie w ramach Ukrainy. 0,72% głosów miało być nieważnych. Dane te nie obejmują miasta Sewastopola, które w dotychczasowym ukraińskim podziale administracyjnym miał status miasta wydzielonego z ARK.
Mimo tego, że od dawna nie było dla nikogo tajemnicą, że większość ludności Krymu opowiada się za przystąpieniem do Rosji, to jednak poziom poparcia dla tej opcji zaskakuje w sytuacji gdy frekwencja wyniosła aż 83,1% uprawnionych. Ponieważ Rosjanie stanowią na półwyspie nieco ponad 58% ludności oznaczałoby to, że pewna część ludności innej narodowości również wybrała opcję rosyjską. Biorąc pod uwagę ostry antagonizm tatarsko-rosyjski na tym obszarze można podejrzewać, że byli to raczej lokalni Ukraińcy.
Uznanie Moskwy i Syrii
Dziś Rada Najwyższa ARK powołując się na wynik niedzielnego głosowanie uchwalili wyjście ze składu Ukrainy i ogłoszenie niepodległości już jako Republika Krymu. W myśl uchwalonego dokumentu „O niepodległości Krymu” na terytorium Krymu nie obowiązuje już ukraińskie ustawodawstwo i wszystkie organy ukraińskiej władzy tracą swoje uprawnienia. Miasto Sewastopol ma otrzymać szczególny status w ramach nowej państwowości.
Wynik referendum jak do tej pory nie uzyskał uznania międzynarodowego. Stany Zjednoczone i państwa Unii Europejskiej, w tym Polska, z góry uznały je za nielegalne, co potwierdzają ich reakcję na wyniki. Rzecznik Białego domu zaznaczył amerykańskie stanowisko: „Nie uznajemy referendum. Jest sprzeczne z ukraińską konstytucję”. Komisja Europejska oświadczyła zaś, iż „referendum jest nielegalne i nie ma legitymacji”. Natomiast według rosyjskich agencji poza Moskwą wynik referendum jaką wiążący uznały także władze Syrii. Władimi Putin mocno podkreślał swoją akceptację dla wyników referendum w rozmowie telefonicznej jaką odbył z Barackiem Obamą w nocy z soboty na niedzielę. Rosyjski prezydent powoływał się na precedens Kosowa.
Jednoznacznego poparcia nie udzielili nawet partnerzy Rosji z kierowanej przez nią struktur integracyjnych. Prezydent Kazachstanu Nursułtan Nazarbajew usiłował bez większego powodzenia odgrywać rolę mediatora między zachodem a Putinem. Aleksandr Łukaszenko choć nie wydał żadnej deklaracji w sprawie krymskiego referendum miał, według służby partii UDAR prasowej będącej zapleczem kijowskiego rządu Jaceniuka, zapewnić w niedzielę ukraińskiego ambasadora w Mińsku, iż nie zamierza w żaden sposób wtrącać się w sprawy tego kraju.
Jednocześnie białoruski prezydent wyrażał wobec Moskwy swoje zaniepokojenie dyslokacją oddziałów NATO (amerykańskie samoloty w Polsce i na Litwie) czego efektem wstały się wspólne białorusko-rosyjskie ćwiczenia obrony przeciwlotniczej, w ramach których na Białorusi pojawiły się dodatkowe rosyjskie samoloty, które przybyły do bazy w Bobrujsku.
Oczywiście ostro odrzuciły wynik referendum władze ukraińskie. Tymczasem, wcześniej już deklarowane przez deputowanych obu izb rosyjskiego parlamentu, uznanie woli władz krymskich przystąpienia do Federacji Rosyjskiej wydaje się prawdopodobne w krótkim czasie. W oficjalnym stanowisku rosyjskiego ministerstwa spraw zagranicznych zawarty jest punkt żądający od władz w Kijowie uznania wyników krymskiego referendum czyli secesji regionu. Dla Rosji szybkie włącznie Krymu może być tym bardziej interesujące, że przewodniczący Rady Najwyższej ARK, dla wielu rzeczywisty lider polityczny republiki, już 13 marca zadeklarował, że wydobycie ropy i gazu na półwyspie zostanie przekazane rosyjskim kompaniom. „Przede wszystkim – Gazpromowi” – jak zadeklarował. Rosyjska Duma ma zająć się apelem krymskich władz o przyjęcie do FR na specjalnej sesji w piątek.
Na Krymie może się nie skończyć
Faktyczna secesja Krymu, bez względu na brak uznania międzynarodowe, nie zamyka gry Putina. We wspomnianym stanowisku rosyjskie MSZ stawia ono twarde warunki. Poza uznaniem secesji Krymu, ma nastąpić powrót do układu politycznego zawartego w umowie wynegocjowanej w Kijowie przez ministrów Sikorskiego i Steinmeyera czyli także przywrócenia Janukowycza, natychmiastowego wyboru nowych władz i rozpoczęcia pracy nad nową konstytucją państwa, która gwarantowałaby rosyjskiemu status jednego z języków urzędowych oraz ustalała zdecentralizowany ustrój administracji.
Trudno te warunki określić inaczej niż jako zaporowe. Dodajmy, że Moskwa nie przedstawiła tych warunków władzom w Kijowie, których konsekwentnie nie uznaje i jak widać nawet nie zamierza z nimi rozmawiać, ale zawarła je w stanowisku przedstawionym w zeszłym tygodniu dyplomacji amerykańskiej. Znamionuje to agresywne stanowisko Rosji, co sugeruje że Krym nie musi być ostatnim regionem jaki straci Ukraina.
Dziś w południe na teren ambasady Ukrainy w Moskwie wtargnęła grupa działaczy partii „Inna Rosja”. Akcja pod hasłem „Kijów rosyjskim miastem” polegała między innymi na rozrzuceniu ulotek wzywających do zorganizowania podobnych referendów co na Krymie także we wschodnich obwodach Ukrainy. Fakt, że służby, które w innych przypadkach błyskawicznie pacyfikują wszelkie wystąpienia tej organizacji, wywodzącej się ze znienawidzonej na Kremlu Partii Narodowo-Bolszewickiej Eduarda Limonowa, nie zapobiegły wtargnięciu też trzeba uznać za czytelny sygnał.
O wrzeniu we wschodnich obwodach Ukrainy pisałem kilka dni temu [ http://www.prawy.pl/z-zagranicy2/5292-jak-naprawde-rosjanie-chca-rozprawic-sie-z-ukraina ] Sytuacja tam nadal się zaostrza. Wczoraj w Doniecku około dwa tysiące prorosyjskich manifestantów wtargnęło do siedziby tamtejszej prokuratury, wyrzuciło z niej flagi ukraińskie wywieszając z kolei flagę wschodniego sąsiada. Manifestanci domagali się uwolnienia Pawła Gubariewa – jednego z liderów wcześniejszych prorosyjskich wystąpień w tym mieście aresztowanego jeszcze 6 marca. Manifestanci ruszyli także pod siedzibę administracji obwodowej.
W Charkowie prorosyjska manifestacja odbyła się pod rosyjskim konsulatem w tym mieście. Zebrani dzierżący wielkie płótno w rosyjskich barwach narodowych domagali się „pomocy” od Moskwy. Trudno więc brać za dobrą monetę oświadczenie dawnego komendanta „Samoobrony Majdanu” a obecnie sekretarzem Rady Bezpieczeństwa Narodowego i Obrony Andrija Parubijk który twierdził, że „mimo, iż sytuacja w milicji po znanych każdemu wydarzeniach jest stosunkowo trudna, nasze siły są zmobilizowane w tych obwodach i rosyjski plan zakończył się fiaskiem. Mamy wystarczająco sił, aby nie dopuścić do powtórzenia krymskiego scenariusza we wschodnich i południowych obwodach Ukrainy”. Parubij oskarżał o sprawstwo demonstracji rosyjskich komandosów.
To, iż władze kijowskie czują zagrożenia dla swojej suwerenności na wschodzie kraju jest fakt, że kierują siły zbrojne pod granicę z Rosją. Przez kraj jadą eszelony z czołgami i wozami opancerzonymi. W dwóch miejscach na wschodzie transporty ukraińskiej armii zostały zablokowane przez miejscowych, najpewniej prorosyjskich aktywistów-cywilów. Na linii kolejowej niedaleko Ługańska ustawiono barykadę.
Nie będą negocjować z Jaceniukiem
Premier Jaceniuk groził dziś, mówiąc że „państwo ukraińskie znajdzie wszystkich, którzy wznoszą hasła separatyzmu. Nie będzie dla nich bezpiecznego miejsca na ziemi. Rosjanie im nie pomogą”. Jego twarde deklaracje trzeba uznać za składane nieco na wyrost. Choć Rada Najwyższa ogłosiła którąś z kolei mobilizację to armia ukraińska jest w rozsypce. Jak do tej pory udało się postawić do gotowości bojowej zaledwie kilka tysięcy żołnierzy. Władze z Kijowie chcą ratować się formując z bojowników Majdanu Gwardię Narodową, której liczebność ma sięgnąć 20 tysięcy. Nie da się nie zauważyć, że tymi siłami nie da się odeprzeć ewentualnych działań militarnych sił zbrojnych Rosji.
Szowinistyczny „Prawy Sektor” zagroził Rosjanom wysadzeniem rurociągów transportujących rosyjski surowiec na zachód. Deputowany nacjonalistycznej Swobody Michaił Golowko wezwał z kolei do uzbrojenia Ukrainy w broń jądrową. Jak twierdził, zdecydowanie na wyrost, Ukraina może ją uzyskać „w ciągu roku”.
Nie trudno zauważyć, że buńczuczne deklaracje ukraińskich nacjonalistów to woda na młyn rosyjskiej polityki. Tego rodzaju deklaracje obniżają autorytet kijowskich władz. Atak na rurociąg byłby doskonałym argumentem dla wszystkich tych, którzy na zachodzie czekają na zwiększenia przesyłu rosyjskiego gazu przez Nord Stream zamiast przez terytorium Ukrainy i którzy nie chcą „umierać na Krym”.
Moskwa wydaje się nieugięta. Wszelkie jej wspomniane działania i deklaracje wskazują, że jest w tej chwili chętna do negocjowania z Turczynowem i Jeceniukiem. Opcja rosyjskiej interwencji także we wschodnich obwodach Ukrainy, gdzie mogłaby powołać się na funkcjonujący ruch opozycyjny wobec kijowskiego rządu, ciągle jest realna.
Karol Kaźmierczak
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl