Prezes Kaczyński o reparacjach - tu chodzi o nasz honor

0
0
0
/

Obchody Święta Niepodległości to nie tylko Marsz Niepodległości. Od kilku lat Prawo i Sprawiedliwość ucieka przed inicjatywą narodowców do Krakowa, gdzie jego prominentni politycy ze wsparciem zaplecza medialnego organizują własne obchody 11 listopada. Miejsce owych uroczystości nie jest przypadkowe. Kraków, a więc Wawel, gdzie pochowano tragicznie zmarłego prezydenta Lecha Kaczyńskiego, ma podkreślać rolę owego polityka w budowaniu polskiej suwerenności po transformacji ustrojowej, co wpisuje się w kreowany przez Prawo i Sprawiedliwość świecki kult świętej pamięci prezydenta Kaczyńskiego. Przemawiając do zgromadzonych tłumnie liderów „dobrej zmiany”, wśród których znaleźli się między innymi premier Beata Szydło, minister Zbigniew Ziobro i wicemarszałek sejmu Joachim Brudziński, prezes-naczelnik Jarosław Kaczyński wspomniał o kwestii niemieckich reparacji wojennych:

Musimy (…) domagać się (…) naszych praw, także tych wynikających z historii. Francuzom zapłacono, Żydom zapłacono, wielu innym narodom zapłacono za straty, które ponieśli w czasie II wojny światowej, Polakom nie. I to przyjmowanie tego faktu jako oczywistego to jest element tej mikromanii narodowej, tego kompleksu, który nam wmawiano. Musimy to odrzucić (….) bo tu chodzi nie tylko o środki materialne, tu chodzi o nasz status, o nasz honor.”

Chyba nie ma Polaka, który nie życzyłby sobie, by Niemcy zapłacili nam za to, co ich „nazi matki i nazi ojcowie” zrobili naszym przodkom. Znamy rozmiary niemieckich zbrodni z czasów II wojny światowej. Miłujący pokój Teutoni, którzy demokratycznie wybrali owładniętego morderczym szaleństwem austriackiego akwarelistę na swojego lidera, wymordowali kilka milionów obywateli II Rzeczypospolitej oraz zdewastowali nasz kraj, kradnąc i niszcząc wiele naszych zabytków. Nigdy nam za to nie zapłacili. Niestety o sukcesie politycznym nie decyduje słuszność, dobre chęci czy racja moralna, a siła, która pozwala realizować określone cele. Obecne państwo polskie – postkomunistyczna III Rzeczpospolita – nie posiada sił ani środków do realizacji tak wielkiego przedsięwzięcia. Jest całkowicie bezsilne, istnieje, jak to powiedział minister Sienkiewicz, „tylko teoretycznie”. Realne możliwości III Rzeczpospolitej doskonale ilustrują relacje z najmniejszym sąsiadem –Republiką Litewską. Nasze państwo przez 28 lat tzw. wolności nie było w stanie pozytywnie załatwić w Kownie sprawy tamtejszych Polaków, którzy są przez Żmudzinów dyskryminowani i konsekwentnie wynaradawiani. Wystarczy spojrzeć na mapę i porównać podstawowe dane demograficzne, gospodarcze i militarne, by dostrzec, że Republika Litewska, z którą nie dajemy sobie rady od ponad 25 lat, jest zdecydowanie słabsza od Niemiec, które mają nam wypłacić reparacje wojenne. Przy takiej dysproporcji sił uzyskanie od Berlina jakichkolwiek pieniędzy jest całkowicie niemożliwe. Podejrzewam, że Jarosław Kaczyński doskonale to wie, jednak, aby uzyskać zamierzony efekt w polityce wewnętrznej – podzielenie Polaków na podstawie stosunku do reparacji i zagospodarowanie polityczne zwolenników ich wysuwania, decyduje się podnosić tę kwestię. W swoim sobotnim wystąpieniu prezes Prawa i Sprawiedliwości odniósł do owego zarzutu:

I dlatego mylą się ci, których można znaleźć i w naszych szeregach, którzy mówią (…), że to jest tylko taki teatr na użytek wewnętrzny. Nie, to nie jest teatr. To jest nasze żądanie, żądanie całkowicie poważne. Ale pamiętajcie, żądania są spełniane wtedy, kiedy za nimi stoi siła, kiedy za nimi stoi rozwój, kiedy za nimi stoi konsolidacja. I dlatego, choć to, co w tej chwili mówię, jest dla nas wszystkich bardzo trudne, musimy starać się o tą narodową konsolidację. Musimy zwracać się także do tych, którzy dzisiaj nas nie akceptują albo może nas nienawidzą. Musimy ich przekonywać. Oczywiście nie mówię o prowidentach tego chorego systemu, który w tej chwili odrzucamy, nie mówię o ludziach owładniętych lewacką ideologią. Mówię o tych innych (…) sądzę, że można ich przekonać faktami, ale także przemyślaną polityką, polityką zwracania się do nich w taki sposób, by zrozumieli.”

Zwróćmy uwagę na kluczowe słowo wypowiedzi Jarosława Kaczyńskiego – konsolidację. Prezes-naczelnik zaprzecza, jakoby kwestia reparacji była domeną polityki wewnętrznej, a nie zagranicznej. Przestrzega członków własnej partii przed wyrażaniem innego zdania, za co mogłaby ich spotkać stosowna do wykroczenia przeciw nieomylności prezesa kara. Twierdzi, że uzyskanie pieniędzy od Niemiec jest jak najbardziej realne, jednocześnie podkreślając fakt, iż owa realność zależy w znacznej mierze od narodowej konsolidacji – zjednoczenia wokół wzniosłego hasła, które podniosło i którym wymachuje „dobra zmiana”. To jest majstersztyk propagandowy. Lider Prawa i Sprawiedliwości mówi jednocześnie nie, by za chwilę powiedzieć tak. Myślę, że jego wypowiedź można by rozumieć tak: „Reparacje są sprawą poważną, którą podnosimy nie dlatego, by zbić na tym kapitał polityczny, ale z uwagi na przekonanie o możliwości ich uzyskania, które jest tym większe im większe mamy poparcie.” Jarosław Kaczyński stara się podzielić Polskę, polaryzując społeczeństwo, tak aby ponownie uzyskać monopol na bycie jedyną słuszną opcją patriotyczną. Ma to z jednej strony przyciągnąć do Prawa i Sprawiedliwości ludzi, dla których owa partia mogłaby być mniejszym złem niż Platforma czy Nowoczesna, a z drugiej doprowadzić do sytuacji, w której, niezależnie od wyznawanych poglądów, każdy, kto nie poprze „dobrej zmiany” będzie mógł zostać nazwany przez jej zaplecze medialne zdrajcą, zaprzańcem, ruskim lub niemieckim albo „prowidentem tego chorego systemu”. Doprowadzenie do takiej sytuacji będzie oznaczać wrzucenie do jednego antypisowskiego i antyreparacyjnego wora wszystkich przeciwników obecnego obozu władzy, zarówno lewaków, genderowców, demoliberałów, jak i antysystemowych wolnościowców, narodowców czy kukizowców. Ma to oczywiście zapewnić „dobrej zmianie” długie rządy.

Efekt owej przebiegłej polityki wewnętrznej może być jednak inny niż życzyliby sobie tego stratedzy z Nowogrodzkiej. Na razie Platforma Obywatelska i inne pro unijne stronnictwa oraz media stanowczo sprzeciwiają się pisowskim reparacjom. Gdyby jednak na ich czele stanął jakiś obrotny lider, mogliby wysunąć i skutecznie załatwić w Berlinie coś w rodzaju programu „reparacje za zgodę na przyjęcie uchodźców”. Angela Merkel mogłaby im przyrzec, w zamian za przyjęcie wielu milionów tzw. uchodźców, wypłacenie wielomiliardowych reparacji, co byłoby realizowane dopiero po kilkuletnim pobycie przybyszów z Afryki i Bliskiego Wschodu w naszym kraju. Prawo i Sprawiedliwość mogłoby się wówczas stać zakładnikiem własnej narracji, którą tak skutecznie transmitowało swoim zwolennikom. Nietrudno jest nam sobie wyobrazić, jakim przeoraniem Polski skończyłyby się takie reparacje.

Jeśliby „dobra zmiana” rzeczywiście chciała zabiegać o uzyskanie z Niemiec jakichś odszkodowań za II wojnę światową, to zanim przystąpiła do artykułowania żądań, powinna zbudować realną siłę państwa polskiego i rozwiązać palące problemy polskiej polityki zagranicznej. W pierwszej kolejności byłyby to otoczenie Polaków na wschodzie opieką Polski, uregulowanie ich pełnoprawnego statusu i wymuszenie zakazu antypolskiej propagandy na Litwie i Ukrainie. Tymczasem prezes-naczelnik Kaczyński mówi nam o honorze. Już nieszczęsny minister Beck egzaltował nas nim w 1939 roku. Wszyscy wiemy, jak strasznie się to dla Polski skończyło.

Daniel Patrejko

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną