Z dumą i wzruszeniem obserwowałam tegoroczne obchody Święta Niepodległości. 99 lat temu odzyskaliśmy po 123 –letniej niewoli niepodległość. Nie znaczy to jednak, tak jak mówił o tym Jarosław Kaczyński, że mieliśmy niepodległość. Oprócz krótkiego okresu międzywojnia byliśmy zniewoleni. Polska jako państwo istniała, ale daleko jej było do wolnej, suwerennej ojczyzny.
Gdy w 1989 roku zaczęła się odradzać, szło to bardzo kulawo. Zapatrzeni w europejskość, ślepo naśladujący wzorce Zachodu, nie wiedzieliśmy, co mamy zrobić z tą wolnością, która często utożsamiała nam się z samowolą. Stąd ślepe zapatrzenia w lewicowe i liberalne ugrupowania, kłótnie i podziały w obozie prawicy.
Obchody Święta Niepodległości wykuwały się też powoli. Wprawdzie były fasadowe uroczystości na Pl. Piłsudskiego z Jaruzelskim pierwszym prezydentem, później z Aleksandrem Kwaśniewskim, ale nie można było tego nazwać świętowaniem wolności. Długo wykuwał się też Marsz Niepodległości. Początkowo brało w nim udział niewiele osób.
Gdy zaczął rosnąć w siłę, ówczesne liberalne władze starały się go skompromitować. Lata 2011,2012 i 2013 naznaczone były chuligańskimi ekscesami, o które zadbała rządząca koalicja PO/PSL. Z zażenowaniem czekaliśmy, co może się jeszcze wydarzyć. A to zaprosili niemiecką Antifę, aby poskramiała polskich faszystów, a to podpalili budkę przed rosyjską ambasadą. Za czyn ten przepraszał stronę rosyjską nasz prezydent Bronisław Komorowski, a to spalono wóz transmisyjny, wyrywano płyty chodnikowe, bito pałkami uczestników Marszu. Jak było naprawdę, mogliśmy się dopiero dowiedzieć z taśm prawdy. Wraz ze zmianą władzy okazało się, że można świętować godnie, spokojnie i radośnie bez czekoladowego orła i różowych baloników.
Tegoroczny Marsz Niepodległości zgromadził olbrzymie tłumy, szacuje się, że sześćdziesięciotysięczne. Zgodnie szli w nim starsi i młodzi, rodziny z dziećmi. Marsz rozpoczynał transparent „My chcemy Boga”. To też nowość, odpowiedź na zagrożenia laicyzacji i islamizacji Zachodu, na usuwanie tam krzyży ze strefy publicznej. Polacy nie wstydzą się wiary. Wiedzą, że odcięcie narodu od korzeni grozi unicestwieniem go. W obszar ideowej pustki wedrze się wówczas coś innego, nam obcego. Tak się dzieje z Zachodem coraz bardziej opanowywanym przez islam.
Z uporem dowodzi nam się, że Marsz Niepodległości to nacjonalizm, niemający nic wspólnego z patriotyzmem. Jest to kompletny brak logiki. Patriotyzm pochodzi od słowa patria – ojczyzna, ziemia naszych ojców, na której mieszkamy. Nacjonalizm pochodzi od słowa natio – wspólnota, która mieszka na tych ziemiach i swoją pracą je uszlachetnia. Zamienia pewien obszar w ojczyznę. Przeciwstawiać patriotyzm nacjonalizmowi to tak, jakby się oderwało dzieło od twórcy. Patriotyzm i nacjonalizm stanowi nierozłączną całość. Oczywiście jest zły i dobry patriotyzm jak i zły i dobry nacjonalizm i trzeba go odróżnić. Spór między tymi pojęciami ma już tylko wymiar historyczny, sięgający okresu międzywojennego. A wtedy miał wymiar czysto polityczny. Obecnie mamy do czynienia ze sporem miedzy europeizmem internacjonalistycznym z tradycyjnym patriotyzmem czy nacjonalizmem. W takim rozumieniu jesteśmy dobrymi patriotami i nacjonalistami. I nie ma się czego wstydzić i bić publicystycznej piany z pomieszania pojęć.
Nasz Marsz Niepodległości spotkał się z ostrym atakiem zagranicznej prasy. „Islamofobia stała się mainstreamem” krzyczy na swoich łamach niemiecki Die Zeit. Brytyjski Daily Mail namaścił go mianem antysemityzmu, podobnie jak amerykański Wall Street Jurnal. Izraelskie MSZ podkreśliło jego niebezpieczny charakter nacechowany „elementami ekstremistycznymi i rasistowskimi.”
Prasa zagraniczna biła na alarm, że w ksenofobicznej Polsce jest pozwolenie na faszyzm i co roku pod przykrywką patriotyzmu maszeruje kilkadziesiąt tysięcy faszystów, nazistów i Bóg raczy wiedzieć, jakich jeszcze diabłów, które zagrożą multikulturowej Europie.
Nie ma się czym przejmować. Trzeba robić swoje – kultywować miłość do ojczyzny, być z niej dumnym i gotowym do obrony wartości, jakie sobą reprezentuje.
Na przyszłość trzeba tylko zadbać, aby jakaś nieodpowiedzialna grupa nie brała udział w Marszu Niepodległości i swymi głupimi hasłami nie spowodowała awantury. Bo choćby mały incydent może zostać rozdmuchany w awanturę i wykorzystany przez europejskie poprawne politycznie środowiska.