Wszystko wskazuje na to, że rozmiar klęski polityki wschodniej ministra Witolda Waszczykowskiego, a wcześniej – poprzednich rządów, jest dużo większy niż by to wyglądało na pierwszy rzut oka. Świadczą o tym ostatnie słowa Wołodymyra Wjatrowycza, negacjonisty wołyńskiego stojącego na czele ukraińskiego IPN i cieszącego się w ukraińskich władzach dużymi wpływami, którego cytuje portal Kresy.pl.
Otóż ów pseudohistoryk, który swego czasu dopuścił się fałszerstw dokumentów, oświadczył, iż Polska pozostaje w UE agresywnym outsiderem, nie można jej uważać za wielkiego sojusznika Ukrainy w Unii Europejskiej, a Ukraina powinna przyjaźnić się ze znacznie silniejszymi krajami, Niemcami czy Francją. W jego ocenie „teza, że Polska jest adwokatem Ukrainy w Europie, że to są przyjaciele, którzy będą nas cały czas bronić, to jest niestety infantylna gadanina, która nie ma nic wspólnego z twardą rzeczywistością”.
Dla środowisk kresowych oraz historyków czy politologów zajmujących się ukraińską rzeczywistością od początku było jasne, że spadkobiercom ukraińskich nacjonalistów, kolaborujących z nazistowskimi Niemcami, zawsze będzie bliżej do Niemiec niż do Polski. Tym bardziej, że zdążyli już zwąchać wspólny interes w postaci oderwania od Polski części jej ziem.
Katalońska impreza jasno pokazała, że UE ruchów separatystycznych pacyfikować nie zamierza i zapewne gdyby nie stanowcze stanowisko Hiszpanii, to doszłoby do rozłamu, zatem jeden problem z neobanderowskiej głowy. Teraz pozostanie urabiać międzynarodową opinię publiczną, co będzie o tyle proste, że neobanderowską Ukrainę polskie władze firmowały swoim autorytetem na europejskich salonach, zamiast przestrzegać przed rozwijającą się w tym kraju zbrodniczą ideologią.
To nic, że na Ukrainę płyną z Polski grube miliardy złotych, że nasz kraj przyjmuje z otwartymi rękami ukraińskich imigrantów za pracą, że ukraińska młodzież kształci się na polskich uczelniach na warunkach, o których każdy polski student może jedynie pomarzyć...
Dla Wjatrowycza – a zapewne nie tylko on podziela na Ukrainie ten pogląd – Polska w UE nie tylko, że nic nie znaczy, ale na dodatek jest „agresywnym outsiderem, który destabilizuje sytuację”. Wjatrowycz musiał zwietrzyć wspólny interes Ukrainy z Niemcami, skoro w sposób zdecydowany zaprzeczał, jakoby Francja i Niemcy prowadziły politykę ukierunkowaną na Rosję. Przekonywał, Emmanuela Macrona zdecydowanie nie można nazwać politykiem prorosyjskim, podobnie jak kanclerz Angeli Merkel [sic!]. A skoro Wjatrowycz, to Poroszenko i reszta - również.
Nad Polską zbierają się powoli czarne chmury, co zresztą było do przewidzenia obserwując posunięcia polskiego MSZ. I chociaż nagle a niespodziewanie neobanderyzm na Ukrainie został przez polskie władze oficjalnie dostrzeżony, to stało się to zdecydowanie zbyt późno. Szkoda jedynie, że koszty niekompetencji kolejnych ministrów spraw zagranicznych poniosą wszyscy Polacy.