Trzy lata temu, za rządów słusznie minionej koalicji Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz pod przywództwem politycznym Słońca Peru, lewactwo podniosło klangor z powodu tego, iż ówczesny wiceminister sprawiedliwości Michał Królikowski, poważył się przeprowadzić wywiad-rzekę z biskupem warszawsko-praskim Henrykiem Hoserem.
Postępacy krzyczeli wówczas, że w ramach powszechnie przyjętego na oświeconych salonach rozdziału państwa od Kościoła katolikiem można być co najwyżej w zaciszu swojego prywatnego domostwa, a nie w gmachu poważnego Ministerstwa Sprawiedliwości. Lewactwo domagało się wówczas dymisji urzędnika, który naruszył kanon postępowej ideologii. Za rządów Donalda Tuska i Ewy Kopacz, będące wówczas w opozycji, Prawo i Sprawiedliwość broniło Kościoła Katolickiego i moralności chrystusowej przed atakami antyklerykałów. Politycy tej partii wspierali Telewizję Trwam i Radio Maryja, obnażali szkaradztwa ideologii gender oraz przychylnie wypowiadali się o możliwości wprowadzenia zakazu aborcji w Polsce.
„Dobra zmiana” zawiaduje naszym krajem już przeszło dwa lata, zatem, biorąc pod uwagę obietnice, moglibyśmy oczekiwać od obozu rządowego wcielania w życie nauki chrystusowej. Jednak nic takiego się nie ma miejsca. Gdy sejm poprzedniej kadencji odrzucił obywatelki projekt ustawy o zakazie aborcji, politycy Prawa i Sprawiedliwości oświadczali, że gdyby dysponowali większością parlamentarną owa inicjatywa zakończyłaby się sukcesem. Jeszcze w 2016, gdy napisany w Instytucie Ordo Iuris projekt ustawy zakazującej aborcji leżał w marszałkowskiej zamrażarce, sam prezes-naczelnik Jarosław Kaczyński powiedział, że jeśli trafi on pod obrady sejmu, to zachowa się tak, jak nakazuje mu nauczanie Kościoła w tej sprawie. Kiedy przyszło do działań, Prawo i Sprawiedliwość, rzekomo z lęku przed lewactwem i czarnymi marszami, nie zdecydowało się zakazać aborcji. Przedstawiciele „dobrej zmiany” argumentowali, że z jednej strony nie chcą karać matek za współudział albo podżeganie do morderstwa, a z drugiej wskazywali na doniosłą wagę kompromisu aborcyjnego.
Jeśli Prawu i Sprawiedliwości nie podobały się konkretne zapisy projektu ustawy przygotowanej przez Instytut Ordo Iuris, to można było wprowadzić stosowne poprawki łagodzące kary, ale nie zmieniające postulowanego zakazu aborcji. Porównując owo zachowanie „dobrej zmiany” z bataliami o Trybunał Konstytucyjny, telewizję państwową czy sądy, gdzie była ona gotowa pójść na ostrą konfrontację z oponentami, zauważamy brak jakiejkolwiek determinacji w kwestii ochrony życia nienarodzonego chrystusowej? Również argument o rzekomej doniosłości kompromisu aborcyjnego był zupełnie nietrafiony. Kompromis, który zezwala na bezkarne mordowanie niewinnych dzieci, jest naganny. Prawo i Sprawiedliwość dysponuje samodzielną większością, ale boi się, że gdy do władzy dojdą liberałowie i lewactwo, to wprowadzą aborcyjną wolną amerykankę, jeśli przepisy zostaną teraz zaostrzone. Nie trzeba być Einsteinem, by dostrzec, iż cała tzw. opozycja totalna szumnie zapowiada, że ulży feministycznym cierpieniom, liberalizując prawo w tej materii, kiedy tylko odsunie kaczystowski reżym od sprawowania władzy. Nic tu nie zmieni szanowanie owego zgniłego kompromisu przez deklaratywnych obrońców życia. Dlaczego tak się dzieje? Czyżby politycy tzw. prawicy postsolidarnościowej nie byli takimi rzecznikami nauki chrystusowej?
Wiele o stosunku „dobrej zmiany” do katolicyzmu mówi nam reakcja władz centralnych i organów ścigania na warszawską „Klątwę”. Oliver Frljic wraz z fraucymerem kpił sobie z wiary katolickiej i jej wyznawców, korzystając przy tym z dobrodziejstw państwowego teatru. Jak zareagowała wówczas „dobra zmiana”? Kilku jej przedstawicieli surowo potępiło ów żenujący „spektakl”, jednak nie spowodowało to żadnych konsekwencji prawnych. Gdzie wówczas były organy ścigania? Przecież nawet w ramach obecnego, wadliwego postkomunistycznego systemu prawnego można było pociągnąć do odpowiedzialności karnej bośniackiego cyrkowca i jego pomagierów w podskakiwaniu pod kulturę za obrazę uczuć religijnych. Dlaczego obecni na wielu publicznych nabożeństwach ministrowie Mariusz Błaszczak i Zbigniew Ziobro nie podjęli stosownych kroków? Ów brak rzeczywistej reakcji wskazuje na dwuznaczne podejście „dobrej zmiany” do wartości chrześcijańskich.
Tymczasem zapowiada się, iż ekipa obecnie zawiadująca naszym krajem zaostrzy kary za znęcanie się nad zwierzętami, zakaże trzymania psów na łańcuchach i hodowli zwierząt futerkowych. Jeszcze niedawno rząd chwalił się prowadzeniem do Polski niemieckiego Mercedesa, któremu zapewnił preferencyjne warunki, co ma skutkować stworzeniem do kilku tysięcy miejsc pracy. Zakaz hodowli zwierząt futerkowych zlikwiduje w Polsce ową branżę, w której pracuje nawet 50 tysięcy Polaków. Przyroda nie znosi próżni, więc nasze miejsce zajmą konkurenci – w tym przypadku Duńczycy i Niemcy, na których zawsze możemy liczyć. Owa szczególna troska o sytuację zwierząt ostro kontrastuje z brakiem zainteresowania losem dzieci nienarodzonych. Znamienne jest, że prezes-naczelnik Jarosław Kaczyński złożył podpis pod projektem wspomnianej ustawy. Przypomnijmy, iż nie sygnował on żadnego z trzech projektów ustaw mających reformować system sądowy.
Oczywiście zwolennicy i beneficjenci „dobrej zmiany” będą bronić postępowania obecnego rządu i wskazywać, iż jak żaden poprzedni broni on z całą stanowczością chrześcijaństwa nad Wisłą. Przecież obecna para prezydencka tak ładnie podejmowała Ojca Świętego przy okazji Światowych Dni Młodzieży w Krakowie, premier Szydło wspaniale i po katolicku wychowała syna, co skutkowało tym, że wstąpił on do seminarium i został księdzem, każda miesięcznica smoleńska jest poprzedzana uroczystą Mszą Świętą, a politycy Prawa i Sprawiedliwości tłumnie pokazują się na corocznych pielgrzymkach Rodziny Radia Maryja na Jasną Górę. Na dodatek Beata Szydło chce uchronić pomnik św. Jana Pawła II we Francji przed dewastacją. Zgadza się, to wszystko prawda. Jednak to tylko śmiałe manifestacje polityczne, za którymi nie idą żadne realne działania, co moim zdaniem wskazuje, że Prawo i Sprawiedliwość instrumentalnie traktuje katolicyzm. Czyni z niego swój sztandar i oręż wyborczy, ale nie prowadzi swej polityki zgodnie z nauką chrystusową.
Daniel Patrejko