Czy to przypadkiem nie Karol Marks zauważył, że jeśli historia się powtarza, to tylko jako farsa, a nie jako dramat? Kto by pomyślał, że trafność tego spostrzeżenia zostanie potwierdzona za sprawą żydowskiej gazety dla Polaków, firmowanej przez pana red. Adama Michnika za pieniądze starego żydowskiego grandziarza finansowego Jerzego Sorosa, co to niedawno kupił sobie te wszystkie kopcące smrodliwie gwiazdy dziennikarstwa za głupie 11 procent z hakiem? Ale tak to już jest, że hadełesy zawsze sprzedają tandetę, bez względu na to, czy to jakieś szmates, czy ideologie, czy wreszcie – polityczne porady. Ale incipiam. W tak zwanym okresie heroicznym, to znaczy -w latach 70-tych, kiedy „lewica laicka” jeszcze chowała swoje stalinowskie pazurki, żeby przedwcześnie nie płoszyć mniej wartościowego narodu tubylczego i ostentacyjnie pogardzała generałem Kiszczakiem i generałem Jaruzelskim, od którego na następnym etapie pan red. Michnik kazał się „odpieprzywać” - więc w owym okresie heroicznym Czesław Bielecki, posługując się pseudonimem Maciej Poleski, opublikował tak zwanego „Małego konspiratora”, zawierającego wskazówki, jak należy postępować w przypadku zatrzymania przez bezpieczniaków - żeby mianowicie korzystać z uprawnień procesowych, przewidzianych w kodeksie postępowania karnego. Na przykład – żeby w razie wezwania na przesłuchanie domagać się wezwania na piśmie, zawierającego numer sprawy i informację, przeciwko komu prowadzone jest postępowanie i w jakim charakterze wzywany jest wezwany – czy świadka, czy podejrzanego. Rzecz bowiem w tym, że jeśli postępowanie byłoby prowadzone przeciwko tak zwanej „osobie najbliższej”, to nawet świadkowi przysługiwało wtedy prawo odmowy zeznań – bo podejrzany miał prawo albo nic nie mówić, albo zmyślać, co mu tylko fantazja podpowiadała. Ponadto świadek, który nie miał prawa odmówić zeznań jeśli postępowanie nie było prowadzone przeciwko „osobie najbliższej”, mógł jednak uchylić się od odpowiedzi na poszczególne pytania, jeśli udzielenie odpowiedzi mogłoby jego samego narazić na odpowiedzialność karną. Zgodnie z orzeczeniem Sądu Najwyższego z roku bodajże 1972, taki świadek nie musiał nikomu tłumaczyć, w jaki to konkretnie sposób udzielenie odpowiedzi mogłoby go narazić na odpowiedzialność karną, tylko powołać się na tę możliwość, wygłaszając wobec wściekłego ubowniczka mantrę treści następującej: „odmawiam odpowiedzi na to pytanie, ponieważ jej udzielenie mogłoby narazić mnie na odpowiedzialność karną” - i tyle. Były to wskazówki bardzo cenne, bo w przypadku zatrzymania przez ubowniczków delikwent nie zawsze mógł liczyć na pomoc odważnego obrońcy – na przykład Stanisława Szczuki, Jana Olszewskiego, czy Stanisława Grabińskiego – bo takich adwokatów można było wtedy policzyć na palcach jednej ręki. Teraz to co innego – teraz nawet pan sędzia Żurek drapuje się w płaszcz Konrada, ale podejrzewam, że gdyby tak się podkasał, to zaraz byśmy zobaczyli wystające spod płaszcza ubeckie cholewy. Ciekawe, że wskazówki zawarte w „Małym konspiratorze” okazały się przydatne również w tak zwanej „wolnej Polsce”. Otóż kiedyś zadzwonił do mnie asystent resortowej „Stokrotki”, czyli pani red. Moniki Olejnik z zaproszeniem na przesłuchanie do TVN. Odpowiedziałem, że skoro jest taki rozkaz, to oczywiście się stawię – ale proszę o wezwanie na piśmie z zaznaczeniem numeru sprawy, przeciwko komu toczy się postępowanie, no i w jakim charakterze mam zostać przez „Stokrotkę” przesłuchany: świadka, czy podejrzanego. Razwiedka, nie razwiedka, a porządek musi być! Odpowiedzią było mi głuche milczenie i od tamtej pory – a minęło już ładnych parę lat - ani „Stokrotka”, ani inne funkcjonariuszki TVN już mnie nie molestowały. Było to bardzo podobne do relacjonowanej przez Aleksandra Sołżenicyna w „Archipelagu GUŁ-ag” rozmowy jakiegoś nieugiętego zeka z „kumem”, czyli NKWD-zistą. „Kum” próbował osaczyć więźnia i zrobić z niego konfidenta, kiedy ten oświadczył mu, że jako chrześcijanin nie może się takich obowiązków podjąć. Na takie dictum „kum” w mgnieniu oka porzucił przymilny ton i wrzasnął: „ A potrzebnyś ty nam, jak psu piąta noga!” - co Sołżenicyn skomentował, że „pierzchają oni na dźwięk Imienia Chrystusowego”. Jaka szkoda, że na ten prosty – jak się okazuje - pomysł nie wpadł żaden z purpuratów, co to „bez swojej wiedzy i zgody”...No i teraz w żydowskiej gazecie dla Polaków ukazał się poradnik dla konfidentów Wojskowych Służb Informacyjnych, jak mają się zachowywać w razie zatrzymania przez policję, kiedy będą demonstrować swoje przywiązanie jak nie do demokracji, to do praworządności, jak nie do praworządności, to do społeczeństwa otwartego – co tak oficer prowadzący akurat nakaże. Właśnie niedawno sam ukończyłem 70 lat i wiem, że starość nie radość – ale nie spodziewałem się, że pan redaktor Michnik zbęcwali się do tego stopnia, że zacznie wykonywać takie obstalunki. Ciekawe w jaki sposób został to tego zmotywowany. Uprzejmie zakładam, że nie z powodów pieniężnych – bo przecież na biednego nie trafiło. Ale skoro nie z powodów pieniężnych – to z jakich? Uprzejmie wykluczam możliwość, że pan red. Michnik uwierzył we własną propagandę, bo przecież i on wie i ja wiem, że w propagandę to maja wierzyć inni – ale przecież nie ci, co ją produkują. Przypuszczenie, że pan red. Michnik o tym zapomniał, byłoby niegrzeczne, więc i ta możliwość odpada. Ale przecież „Gazeta Wyborcza” w tej farsie wzięła udział, a uprzejmość skłania mnie do przekonania, że pan red. Michnik dopuścił do tego „bez swojej wiedzy i zgody”. Ale skoro do tego dopuścił za swoją wiedzą i zgodą, to to co to znaczy? Trudna sprawa, bo popularne porzekadło głosi, że łajdakiem na starość może zostać tylko ten, kto za młodu nie był socjalistą, a pan red. Michnik przecież był! Nie ma rady, jak tylko przyjąć, że stoimy w obliczu wielkiej tajemnicy.Stanisław Michalkiewicz