Patrzę na pikietę UB-ywateli PRL-u. Na czele gość w kamizelce wędkarskiej pozujący na bodyguard'a. Kawał chłopa. Gdyby w pobliżu była ściana z lamperią, musiałby się jej trzymać, tak grają w nim emocje. W końcu w stosunku do kobiety używa słów powszechnie uznanych za obelżywe.
Dziennikarka - dziewczę z metra cięte (co piszę z całą sympatią do dziennikarki) - staje się obiektem bezprzykładnego ataku ze strony rzeczonego. A teraz jeszcze - na dodatek - dowiaduję się, że to rycerz! Czyżby polskie rycerstwo stoczyło się do rynsztoka? Czyżby w grupach rekonstrukcyjnych odwołujących się do etosu rycerza, a więc ludzi walecznych, odważnych, pobożnych, stojących na straży kobiecego honoru, zapanował z goła inny duch: zamiłowanie do pogardy, brak szacunku do niewiasty, lekceważenie dla norm, które ukształtowały nasze społeczeństwo w ciągu ostatnich kilkuset lat?
Mam nadzieję, że rycerstwo na najbliższym zlocie pogna damskiego boksera gdzie pieprz rośnie, gdzie jego miejsce - w tatarskich czambułach. Siedzę i słucham... Nic nie słyszę. Żadna feministka głosu nie da, alarmu nie wszczyna, akcji protestu nie zainicjuje. Bo nieważne co, ważne nade wszystko kto! A tymczasem mamy do czynienia z człowiekiem, który obfotografował się z całym obozem postępu, od Komorowskiego począwszy, na Kijowskim skończywszy. I jak tu takiego za brodę wytargać!? Nie sposób! Znajomy mówił mi, że z zapleczem totalnej opozycji musimy postępować delikatnie, bo to ludzie ze zszarganymi nerwami, emocjonalnie delikatni, niezwykle kapryśni, co było widać w przypadku człowieka w kamizelce wędkarskiej. I wszystko było by śmieszne, gdyby nie było tak straszne.
Dorota Arciszewska-Mielewczyk
Poseł na Sejm RP