Ja Polak, Europejczyk wrażliwy na ludzką krzywdę, stosujący do siebie i bliźnich kanony łacińskiej cywilizacji, ośliniony frazesami o tolerancji, owładnięty ideą pomocy i współodczuwania, patrzę ze zgrozą jak świat, który znałem wychodzi z obiegu jak nieaktualny „Elementarz”.
Raz po raz bojaźliwie wychylam głowę poza narodową futrynę i to, co widzę, demoluje skutecznie moje fundamenty. Ziemia pierwszych dekad dwudziestego pierwszego wieku sprawia wrażenie zmęczonej ladacznicy owioniętej wszechogarniającym chaosem.
Dokąd zmierza ten krwisty bałagan? A może, to tylko z pozoru wygląda na nieokiełznany bardak? Może ktoś uwierzył w swoje boskie korzenie i celowo buduje nam poczucie totalnego nieuporządkowania?
Kilka tygodni premierowego hałasu i na moim stole pojawił się przydziałowy telefon. Jak zwykle czekał mnie mozół przerzucania danych z poprzedniego aparatu. Gdy żmudne zajęcie dobiegało szczęśliwego końca, bezduszny aparat poprosił mnie o wystawienie mojej słowiańskiej gęby, celem zeskanowania milionów jej punktów. Nowinką tego urządzenia ma być bowiem, możliwość odblokowywania klawiatury jednym, nań spojrzeniem. Już przybierałem odpowiednią pozycję, gdy nagle coś mnie tknęło.
- Hola, hola – powiedziałem do siebie. – A na co komu moje oblicze? Jeśli rozpozna mnie głupi telefon, to dlaczego nie kamery monitoringu całego świata. To dlaczego nie ktoś, kto mi nie jest przychylnym. To dlaczego nie ktoś, kto ma wobec mnie i innych ziemian, jakiś podły zamiar.
Odłożyłem konfigurację telefonu do następnego ranka i lekko zaniepokojony położyłem się spać. Sen, który mnie nawiedził był bardzo wyraźny. Najpierw dostrzegłem bandę hien, która pomimo widocznej sytości nerwowo poruszała się w różnych kierunkach. W dystrykcie Morfeusza były zdecydowanie większe od zwierząt, które na co dzień pustoszą żerowiska z padliny. Ryje miały chciwe i złe. Paluchy, jakby ludzkie, miały lepkie i ponad naturę ruchliwe. Zatrzymały się wreszcie, tworząc otwarty krąg. Już myślałem, że będzie to sen z cyklu; „Z kamerą wśród zwierząt” albo, że znowu w sennych majakach dowiem się, że państwo Gucwińscy usynowili porzucone przez rozwiązłą, włochatą matkę smutne gorylątko. Moje podejrzenia szybko rozwiała jedna z hien, przemawiając ludzkim głosem.
- Jaki jest plan? Przecież te matoły, karty płatnicze czy telefony mogą po prostu wyrzucić. – wycharczała swoje wątpliwości wyliniała prelegentka z charakterystycznym śladem po ugryzieniu, na półnagim półdupku.
- Już ich prawie mamy. – odezwał się starszy samiec, którego poszarpana moszna świadczyła o wielu stoczonych bojach. – Przez telefony, GPS-y, czytniki linii papilarnych, siatkówki oka i inne lokalizatory sami się pucują gdzie są i co robią. Aby dostać nowy dokument tożsamości, czy paszport durnie muszą zostawić swoje odciski palców.
Nad czeredą uniósł się pomruk zadowolenia, powoli przeradzający się w skrzeczący śmiech. Gdy nastrój dotarł do tylnych rzędów kręgu zaczął balansować na granicy skowytu.
- Spokój! – ryknął wielki samiec, wychodząc na środek zgromadzenia.
Był większy od pozostałych. Jego siwiejąca sierść wcale nie świadczyła o słabości. Tyłek miał lekko podniesiony, nieprzypominający wyglądem przykurczonych lędźwi towarzyszy. Zza małych uszu wyrastały mu bujne kołtuny przypominające niezadbane, ludzkie pejsy. Mordę miał mściwą i okrutną. I ten podły spokój, nieznoszący sprzeciwu.
- Czy poznaczyliśmy już tę całą bandę?
- Jesteśmy na dobrej drodze – cichym głosem odparła niewielka samica w okularach. – Nasz program zwany „Bestią”, w skrócie od „Brussels Electronical Accounting Surveying Terminal” zebrał i zarejestrował większość obywateli ziemskiego motłochu. Mamy o każdym podstawowe informacje. Kilku ciekawskich węszyło w naszej siedzibie w Brukseli, ale każdy z nich już pożałował.
- Ja chcę dożyć finału – wycharczał przywódca – Ile jeszcze mam sobie zrobić przeszczepów!?
Zapadła cisza. Całe stado jakby zamarło.
- Czipy! Cholera! Tym macie się zajmować!! – wrzasnął. – Żeby te barany nie mogły się tego pozbyć! Który jest za to odpowiedzialny?
Przed zwarty szereg wysunęła się stara, przykurczona hiena. Na pierwszy rzut oka ciężko było odgadnąć jej płeć.
- Melduj! – zacharczał szef, dynamicznym ruchem spojrzawszy w jej stronę.
- Otóż – zabrzmiał męski, silny głos skarlałej właścicielki – zaczęliśmy od Kanady bo tam jest najłatwiej z legalnym zabijaniem ludzi. Wiele lat temu rozpoczęliśmy od wprowadzenia prawa nakazującego czipowanie domowych milusińskich. Zaraz potem zagroziliśmy ustawą, że jak ktoś nie zaczipuje swoich zwierząt hodowlanych, to ich nie będzie mógł nigdzie sprzedać. Następnie wpadliśmy na genialny pomysł walki ze światowym terroryzmem. Wystarczyło zburzyć dwie wieżyczki w Nowym Jorku i cała ludność świata zaczęła trząść portkami. W 2002 roku udało nam się wszczepić nasz mikro czip w szczurze mózgi. Mogliśmy poprzez te mikro elektrody sterować ich zachowaniem. Kiedy chcieliśmy szły w prawo, skakały, biegły, zatrzymywały się, a uzasadniliśmy to potrzebą stworzenia szczura, który wyszukiwałby ludzi zasypanych pod gruzami.
Także w 2002 pokazaliśmy światu nową kartę identyfikacyjną, dla każdego obywatela USA. Przedstawiona karta o nazwie „United States Identification” na laserowym nadruku twarzy człowieka, ściślej na jego czole, ma mikro-elektro–identyfikator. Do czasu tzw. „wojny z terroryzmem” amerykańskie matołki nie musiały mieć żadnego dokumentu potwierdzającego tożsamość. A teraz się same garną do wstrzelenia im czipa w te wolnościowe tyłki. - Prelegent przerwał na chwilę. Wymownie spojrzał na szefa z niekłamaną satysfakcją. –
Dzisiaj ponad 40 krajów wprowadziło, lub ma zamiar wprowadzić, podobne identyfikatory. Cały czas nasi fachowcy pracują nad uzależnieniem zwykłej egzystencji motłochu od czipów, które będą sterowały obsługą całej otaczającej ich rzeczywistości. Od idei wygodnych płatności, inteligentnych domów, smart kart, do najzwyklejszego otwierania miejskiego „toi-toja”.
- Mało!! – Wrzasnął najważniejszy w stadzie - Macie zrobić tak by wszyscy byli zaczipowani. I mam to gdzieś czy w legalny, czy nielegalny sposób!
- Mamy już wielu lekarzy z całego świata, którzy w tajemnicy wszczepiają czipy noworodkom - tubalnym głosem relacjonowała dalej hiena. - W kalifacie Szwedzkim, w Norwegii, we Włoszech, w Kanadzie, USA i wielu, wielu innych krajach. Poprzez szereg działań przygotowujemy się do narzucenia prawem obowiązku czipowania wszystkich. Najpierw trzeba zminimalizować liczbę suwerennych rządów na świecie. Jesteśmy na bardzo dobrej drodze, by gadać tylko z kilkoma, i ich trzymać za mordę. Unia północno- amerykańska z Kanadą, Meksykiem i Stanami Zjednoczonymi już w praktyce działa. Pozostała nam tylko wspólna waluta. Unia Europejska hula całą parą. Pomysł Unii Azjatyckiej jest na organizacyjnym ukończeniu. Do ostatecznego ukonstytuowania się najwyżej czterech rządów na świecie będziemy prowadzili medialną politykę opisującą jak cudownie i bezpiecznie będzie się żyło po zaczipowaniu każdego obywatela ziemi.
- Jak chcecie to zrobić? – nieco spokojniej zapytał szef.
- Mamy dwie drogi. Obydwie już działają. – rzeczowo kontynuował prelegent. –Pierwsza to metodyczna, polegająca na czipowaniu najpierw grup wzgardzonych społecznie, potem grup mało użytecznych. W kalifacie szwedzkim już w latach siedemdziesiątych i osiemdziesiątych implantowano najpierw więźniów, potem pacjentów domów opieki, a niebawem w Skandynawii będzie się tak oznaczało alkoholików. Czyli w ich przypadku prawie wszystkich. Nikt nie będzie protestował. Następnie uzależni się pobieranie wszelkich zasiłków socjalnych od posiadania rejestrującego czipa. Reszta społeczeństwa to już druga droga. Droga własnego bezpieczeństwa. Zrobiliśmy już odpowiednią zadymę z terroryzmem i migracją. W ludziach narasta strach, jako dominujące odczucie. Jeszcze kilkadziesiąt zamachów i cały ten ziemski motłoch, bez prawnego nakazu, sam będzie prosił o zaczipowanie.
- Tylko nie dajcie się nakryć przez jakąś głupią wpadkę. – przerwała najważniejsza z hien – Pamiętacie kompromitację z tym Richardem Gutjarem. Jako pierwszy opublikował film z szalejącą ciężarówką na bulwarze w Nicei. Kilka dni później, także jako pierwszy relacjonował na twitterze poczynania wariata pod McDonaldem w Monachium. Nie ma miejsca na taką dekonspirację.
- Jak długo działa taki czip? Będzie go trzeba wymieniać co jakiś czas? – zapytała z zaciekawieniem jedna z hien z pierwszego rzędu.
- Bioczip ma być zasilany elektrycznym biopolem człowieka. Sprawdziliśmy, że najlepsze dla niego miejsce to ludzka dłoń albo czoło. – odparł zapytany.
Dotąd w fabule snu uczestniczyłem jakby z oddali, dostrzegając wyraźnie postaci bohaterów.
Niespodziewanie jednak obraz zaczął się załamywać, prósząc kolejne kadry oparem ciemnej mgły. Gdy próbowałem odszukać zwierzęce kontury w gęstniejącej zawiesinie, horyzont snu zaczął niepokojąco drgać.
Nagle cały ekran sennych majaków wypełniła wielka, ośliniona morda stwora, którego pierwowzoru próżno by szukać w znanej mi rzeczywistości. Zjawisko było tym straszniejsze, że łatwiej byłoby opisać dojmujący stan ducha, niż faktyczny rysopis obrzydliwca.
Zerwałem się spocony na równe nogi. Mocno podekscytowany przypominałem sobie kolejne fazy przeżytych emocji. Szukałem skojarzeń, które czułem gdzieś pod skórą. Wreszcie trafiłem. Niecierpliwie zacząłem wertować kolejne strony Biblii. Po chwili natrafiłem na złowieszcze wersy:
„I sprawia, że wszyscy: mali i wielcy, bogaci i biedni, wolni i niewolnicy otrzymują znamię na prawą rękę lub na czoło” , „i że nikt nie może kupić ni sprzedać, kto nie ma znamienia – imienia Bestii lub liczby jej imienia”
(Ap 13,16-18).
Zamknąłem Świętą Księgę i usiadłem w fotelu. Pomyślałem, że nie ma najmniejszego znaczenia dla ludzkości, czy Jana Ewangelistę traktujemy jako Świętego Apostoła, a Jego Apokalipsę jako efekt boskiego objawienia, czy też jako banitę z Efezu, który na wyspie Patmos doznał proroczego natchnienia. Ważne jest, że „wiemy”, bo tę wiedzę nam dano. Zatem cały czas mamy szansę, aby z niej skorzystać.
Za oknem zaczęło świtać. Postanowiłem dospać jeszcze parę chwil. Położyłem się wygodnie z mocnym postanowieniem, że zaraz po przebudzeniu zwrócę ten komunikacyjny cud techniki mojemu „dobroczyńcy”, a moja słowiańsko-chrześcijańska gęba, niech pozostanie jak najdłużej moją własnością.
Leszek Posłuszny