W świątecznym nastroju wybitny europejski aforysta Lech Wałęsa skomentował na swoim profilu na jednym z portali społecznościowych wypowiedź arcybiskupa Sławoja Leszka Głodzia, który na kazaniu stwierdził, że „polskich spraw nie rozstrzygnie ani ulica, ani zagranica". Pan Bolesław uznał, że arcybiskup błądzi, i apeluje o opamiętanie.
Lech Wałęsa odpowiedział arcybiskupowi „jako wierny syn Kościoła". Zdaniem byłego prezydenta „naród nie będzie miał innego wyboru. Mówiłem tak od objęcia władzy przez tych ludzi mimo błogosławieństwa dla nich Abp. Jeśli nie pomoże nam zagranica pozostanie na pewno ulica, a ja się na tym znam".
Warto przypomnieć panu Bolesławowi, który uważa, że zna się na wszystkim, że wyniki wyborów świadczą, że na nastrojach ludzi to on się nie zna. W ostatnich wyborach, w jakich brał udział (czyli prezydenckich w 2000 roku) Lech Wałęsa (z poparciem 1,01%) został wyprzedzony przez: Aleksandra Kwaśniewskiego (53,90%), Andrzeja Olechowskiego (17,30%), Mariana Krzaklewskiego (15,57%), Jarosława Kalinowskiego (5,95%), Andrzeja Leppera (3,05%) i Janusza Korwin-Mikkego (1,43%). Co oznacza, że na nastrojach ludzi lepiej się zna od Lecha Wałęsy nawet Janusz Korwin-Mikke.
Komentując wypowiedź Lecha Wałęsy, jestem zmuszony stwierdzić, że jest on nieodpowiedzialny i brak mu realizmu, podobnie jak przedstawicielom reszty groteskowej opozycji. Dotychczasowe nieliczne protesty groteskowej opozycji - zdominowane przez emerytów i dowodzone przez osoby o wątpliwej reputacji (alimenciarz oskarżony o defraudację, osobnik sądzący za handel kobietami, agresywny emeryt ukrywający w domu nielegalną broń palną), coraz częściej ignorowane są nawet przez lewicowe media - świadczą, że groteskowa opozycja nie ma poparcia społecznego. Opozycja nie ma kim robić rewolucji na ulicach.
Dodatkowo kiedy na zapewne warszawskie ulice wyjdzie groteskowa opozycja, wsparta przez ekstremistów lewicowych (antyfaszystów, komunistów, trockistów), gejów i lesbijki, to zapewne na warszawskie ulice wyjdą też przeciwnicy lewicy. I dopiero takie kryterium uliczne może rozstrzygnąć kto ma większe poparcie społeczne.
Jak do tej pory demonstracje zwolenników PiS nie były liczne. Tysiące ludzi może zwołać Radio Maryja, a słuchacze toruńskiej radiostacji, choć posunięci w latach, lewicowców nie lubią i hartu ducha im nie brak.
Jednak największym problemem dla groteskowej opozycji dążącej do krwawych rozstrzygnięć na ulicy, może być sytuacja w której na ulice wyjdą nacjonaliści. Zapewne taka obecność nacjonalistów na ulicach nie będzie spowodowana jakąś sympatią dla PiS (inna generacja i inna tradycja polityczna) ale tym, że groteskowa opozycja reprezentuje patologie znienawidzone przez nacjonalistów – jest postkomunistyczna, antypolska, lojalna wobec Unii Europejskiej, chce wpuścić do Polski islamskich imigrantów, popiera mordowanie nienarodzonych dzieci i wszelkie postulaty homoseksualistów.
Na Marszach Niepodległości udawało się nacjonalistom zgromadzić do 150.000 młodych, sprawnych fizycznie, chętnych do konfrontacji, mężczyzn, zaprawionych w bojach ulicznych nie tylko politycznych, ale i stadionowych. Demonstracje groteskowej opozycji to dziś nie często kilkuset agresywnych emerytów, a najczęściej kilkanaście osób – wątpię, czy zdolnych do pokonania dziesiątek tysięcy młodych nacjonalistów w kryterium ulicznym.
Jeżeli liderzy groteskowej opozycji nawołują do rozlewania krwi na ulicach, to powinni się liczyć z tym, że to ich krew będzie spływała warszawskimi rynsztokami. Kto sieje wiatr ten zbiera burze. Odpowiedzialna opozycja tworzyła by kadry i krok po kroku w wyborach umacniała swoją pozycję (w pewien sposób robią to dziś wolnościowcy z różnych organizacji i pospolitych ruszeń). Nieodpowiedzialni i niepoważni frustraci zamiast pracy wolą poprowadzić pogrążonych w histerii agresywnych emerytów w bój, nie myśląc, że to dla tych emerytów skończy się tragicznie.
Na korzyść groteskowej opozycji może przemawiać to, że dzięki postkomunizmowi posiada ona więcej broni palnej niż, polscy patrioci – co powoduje, że PiS powinien dlatego zliberalizować prawo posiadania broni palnej, by Polacy mogli ją posiadać na takich zasadach jak Skandynawowie, Niemcy czy Czesi. Wtedy broń palna w rękach antypolskiej mniejszości będzie mniejszym zagrożeniem. Dodatkowo warto pamiętać, że dziesiątki tysięcy nacjonalistów uzbrojonych w siekiery i maczety, w kryterium ulicznym poradzi sobie z kilkudziesięcioma uzbrojonymi w pistolety emerytami z groteskowej opozycji. Broń palna nie jest tak skuteczna, nawet w rękach byłych funkcjonariuszy SB, jakby to wynikało z amerykańskich filmów.
Zapewne groteskowa opozycja liczy na to, że w sytuacji krwawych zamieszek na warszawskich ulicach zagranica zdecyduje się na interwencję w Polsce. Moim zdaniem te nadzieje są niezbyt realistyczne. Wejście armii niemieckiej byłoby zbyt kosztowne i niebezpieczne dla samych Niemców. Dziś Niemcy nie mają wystarczającej ilości broni i żołnierzy, by spacyfikować Polskę. Wyjście niemieckich żołnierzy z Niemiec zapewne sprowokowało by islamistów do walki z państwem niemieckim na terenie Niemiec, a to o wiele istotniejszy problem dla Niemców niż sytuacja w Polsce. Dodatkowo wątpię czy niemieccy żołnierze byliby zainteresowani umieraniem w jakieś Polsce, kiedy zapewne nie mają ochoty umierać nawet w obronie własnych rodzin.
Destabilizację w Polsce mogłaby wykorzystać do interwencji zbrojnej tylko Rosja, bo jej żołnierzom jeszcze chce się walczyć. Dodatkowo Putin nie musi dbać ani o koszty, ani o życie rosyjskich żołnierzy. Otumanieni imperialistyczną propagandą Rosjanie mogliby nawet przyklasnąć takiej interwencji – Rosjanom pewnej fantazji trudno odmówić. Zapewne Rosjanie na swoich sojuszników wybrali by sprawdzonych przed laty działaczy z groteskowej opozycji lub ich dzieci (błazeńskie i nic ciekawego nie reprezentujące sobą środowiska prorosyjskie pewnie od razu zostały by zlikwidowane przez Rosjan jako zbędne - od lat Rosjanie takimi ideowymi sojusznikami gardzą). Takie zagrożenie powinno więc skłonić PiS do pacyfikacji prób krwawej rewolucji przez Wojsko Polskie.
Pozostanie jednak nadzieja, że antypolskie rojenia groteskowej opozycji o krwawym ulicznym obaleniu demokratycznych władz Polski się nie zniszczą. Jednak polscy patrioci powinni być wierni zasadzie „Si vis pacem, para bellum" („Jeśli chcesz pokoju, przygotuj się do wojny").
Jan Bodakowski