W średniowieczu znany był Treuga Dei - okres, gdy na czas świąt oraz uroczystości zawieszano działania wojenne. W 1027 roku na Synodzie w Elne ogłoszono „Pokój Boży”, czyli powszechny zakaz prowadzenia wojen od środy wieczorem do poniedziałku rano. Już w roku 1054 roku synod w Narbonne zakaz ten rozszerzył.
Tak oto w okresie „od Bożego Narodzenia aż do poniedziałku po święcie Trzech Króli i dalej od Wielkiego Postu aż po oktawę Zielonych Świąt, dalej wszystkie wigilie i święta, i przez trzy dni w każdym tygodniu, mianowicie od czwartku wieczora aż do świtu poniedziałku, niechaj panuje wszędzie (pokój), tak by nikt nie uderzył (ani znieważył) nieprzyjaciela swego” - tak brzmiały dokładnie wytyczne, których solennie dotrzymywano.
Na oficjalną sankcję Treuga Dei należało jednak czekać aż do roku 1095, gdy potwierdził ją od papież Urbana II na Synodzie w Clermont. Trzy dekady później nastąpiły kojne poszerzenia, a dokładnie - podczas Soborów Laterańskich z 1123, 1139 i 1179 w – od tego czasu Treuga Dei obowiązywał łącznie nawet przez 230 dni!
Jednak pewien szczególny przypadek odstępstwa od Treuga Dei miał miejsce w czasie I wojny światowej.W momencie jej wybuchu wielu żołnierzy miało nadzieję, że na Boże Narodzenie wrócą do swoich bliskich. Nie spodziewali się jednak, że najbliższe lata będą czasem tkwienia w okopach i nowych technik zabijania.
A jednak w 1914 na froncie pod Ypres doszło do zaskakującego zdarzenia. Z okopów niemieckich zabrzmiała ,,Cicha noc". Wkrótce i z angielskich okopów zabrzmiały kolędy. Żołnierze obu walczących krajów wyszli sobie na spotkanie. Szeregowi i podoficerowie rozpoczęli świętowanie. Wręczali sobie prezenty: papierosy, słodycze, ale też pocztówki czy kapelusze. Rozegrano towarzyski mecz piłkarski i biesiadowano.
Jednocześnie uzgodniono, że żołnierze będą mogli godnie pochować swoich poległych kolegów na pasie ziemi niczyjej. Z czasem do obchodów przyłączyli się oficerowie, delegacje wręczyły sobie dary: Niemcy przekazali Anglikom beczkę piwa, w zamian zaś otrzymali śliwkowy pudding.
Jednak już rok później wspólne świętowanie nie powtórzyło się. Nie wiadomo co bardziej się to tego przyczyniło: zmiany w psychice żołnierzy wskutek wojny czy działania dowódców, którzy mieli za zadanie nie dopuszczać do świątecznych pojednań.
Nachodzi mnie taka refleksja: oprócz sytuacji, które mogły mieć miejsce, czyli żołnierz zabijający kogoś z kim świętował Boże Narodzenie to - jeśli istnieje sprawiedliwość - jak wyglądało spotkanie przedstawicieli dwóch przeciwnych stron na Wiecznej Warcie? Czy chociaż tam ich pokój nigdy nie dobiegnie końca?