Wszystko zaczęło się od chwili, kiedy kilka lat temu zdecydowałam się wziąć udział w antybanderowskiej pikiecie przed ambasadą Ukrainy. Okrzyknięta ruską agentką otrzymywałam pogróżki śmierci. Okazało się, że w wolnej Polsce nie wolno poruszać tematu zbrodniczego charakteru banderyzmu bez narażania się na przykre konsekwencje.
"Dla zdrajców tylko kula" usłyszałam. Otrzymałam również obrazek z szubienicą i podpisem, że jest przeznaczona dla mnie. Po wszczęciu dochodzenia przez policję prześladowanie w internecie ustało. Wkrótce jednak znów nie mogłam czuć się bezpieczna.
Po złożeniu na mnie przez Związek Ukraińców w Polsce doniesienia do prokuratury za rzekome "podżeganie do nienawiści na tle narodowościowym" pod moim blokiem zaczęli na mnie czekać panowie z wyraźnym zamiarem albo zastraszenia mnie, albo zrobienia mi krzywdy.
Kiedy pewnego wieczora wracałam do domu ze spaceru z psami czekało na mnie dwóch, w tym jeden w czarnych rękawiczkach. Czekali przy wejściu do klatki, przeciwległym do tego, którym wchodziłam. Weszłam na schody. Oni za mną. Psy narobiły hałasu. Przepuściłam ich, jeszcze wówczas niczego nie podejrzewając. Poszli wprost do mojego mieszkania i czekali na mnie przy drzwiach. Zdołałam się ewakuować. Zgłosiłam sprawę na policję - ta nie mogła podjąć działań, ponieważ do napadu nie doszło...
Wkrótce po tym zdarzeniu na drodze, którą wieczorem wracałam ze spaceru z psami zaczaił się mężczyzna. Był tak ubrany, że w ciemności go nie zauważyłam. Zupełnie wtopił się w tło. Zauważyły go za to moje psy i jak zwykle narobiły hałasu. Może właśnie dlatego nie zdecydował się na atak, tylko poszedł za mną, żeby za mną wejść do klatki... Kiedy zorientowałam się, że za mną podąża nie weszłam do bloku, tylko go okrążyłam, licząc, iż wejdę tylnymi drzwiami. Już miałam wchodzić, kiedy zauważyłam, że stoi w przeciwległych drzwiach. Wycofałam się. On również. Nie było wątpliwości, że czekał właśnie na mnie. Tego zdarzenia już nie zgłaszałam na policję. Nie było sensu - również w tym przypadku nie doszło do napadu. Muszę dodać, iż to ostatnie zdarzenie miało miejsce wkrótce po tym, jak na konferencji z abp Światosławem Szewczukiem zapytałam go o jego stosunek do Stepana Bandery i banderyzmu. Zbieg okoliczności?
Koincydencja podjęcia wobec mnie przez Związek Ukraińców w Polsce kroków prawnych oraz wyżej opisanych wydarzeń również jest co najmniej zastanawiająca.