Powołanie Europejskiego Urzędu Pracy to zły pomysł
Z Danielem Alainem Koroną, doktorem nauk ekonomicznych, prezesem Stowarzyszenia Interesu Społecznego WIECZYSTE rozmawia Alicja Dołowska.
- Komisja Europejska produkuje coraz to nowe dokumenty, które mocą dyrektyw czy innej formy stanowionego prawa chce narzucić państwom członkowskim. Wtrąca się w możliwie wszystkie dziedziny krajowego prawodawstwa, a jej tendencje do przeregulowania są coraz bardziej uciążliwe. Teraz wymyślono Europejski Urząd Pracy i możliwość kontroli. Co Pan na ten temat sądzi?
DAK: Każda organizacja administracyjna, jeżeli nie ma odpowiedniego nadzoru, przeciwwagi, ma tendencję do rozrastania się, czyli do tworzenia nowych jednostek, urzędów. Widzimy to w Polsce z tworzeniem coraz to nowych instytucji publicznych, widzimy to także w Unii Europejskiej. Komisja Europejska jak każda organizacja administracyjna nie będzie dążyć do ograniczenia zakresu działania (nawet w warunkach Brexitu), ale do rozszerzenia, a to oznacza tworzenie kolejnych organów, urzędów.
Europejski Urząd Pracy wpisuje się w tę naturalną tendencję. Oczywiście, spowoduje to dodatkowe wydatki – według projektu 50 mln Euro rocznie. Niczego to nie poprawi, a wręcz zaszkodzi. Każdy urząd musi bowiem wykazać swoją „użyteczność”, a przejawia się to w bieżącym działaniu i w tworzeniu nowej legislacji. Bieżące działanie – to wszczęcie i prowadzenie kontroli. Dodatkowo, skoro będzie Europejski Urząd Pracy, to będzie też nacisk na tworzenie nowych przepisów i ujednolicenie legislacji krajowych, czyli dodatkowej biurokracji i utrudnień.
- Jedną z podstawowych zasad funkcjonowania UE był swobodny przepływ ludzi, kapitału i usług, co zostało ujęte w dyrektywie i przez lata obowiązywało. Zburzyła to Francja, która protekcjonistycznie „załatwiła” sobie w Brukseli niekorzystną dla krajów Europy Wschodniej zmianę, zwłaszcza dla firm polskich i polskich pracowników, których delegujemy do pracy najwięcej. W ten sposób –pod hasłami wolnego rynku- wykańcza się konkurencję, dając przywileje własnym firmom, bo dotąd mogliśmy konkurować niższymi kosztami pracy. Czy istnieje obawa, że kraj z większą siłą przebicia wśród eurokratów i silniejszym lobbingiem własnych interesów w Brukseli, będzie mógł w ramach uprawnień tego urzędu zablokować nam dostęp do unijnych rynków pracy?
DAK: Obawy są zasadne. Unia Europejska nie funkcjonuje wbrew wyobrażeniom niektórych naszych rodaków jako związek na partnerskich zasadach. Ten związek działa na zasadzie, że silniejsze kraje narzucają słabszym swoje rozwiązania, a sama biurokracja unijna poddawana jest lobbingowi silnych grup interesu. Legislacja i decyzje nie są podejmowane w interesie społecznym, ale dla partykularnych celów.
Co do blokowania rynków pracy, nie nastąpi zakaz zatrudnienia Polaków w innych krajach Unii, ale możemy się spodziewać wymogów, sprawiających, że konkurencyjność polskiego pracownika w stosunku rodzimego zostanie ograniczona. Mieliśmy tego próbkę przy okazji sprawy pracowników delegowanych.
- Projekt przewiduje, że inspekcja pracy będzie się odbywać na wniosek jednego lub kilku państw, albo z inicjatywy samego urzędu. Oznaczałoby to, że np. francuski inspektorat przy wsparciu Brukseli mógłby przeprowadzać kontrole w Polsce. To chore. Czy nowy biurokratyczny wymysł UE nie będzie czasem kolejnym instrumentem, wykorzystywanym przeciwko naszym pracodawcom czy naszym pracownikom? Węgry już ten projekt oprotestowały.
DAK: Na razie przewiduje się, że organ kraju kontrolowanego będzie mógł jednak odmówić zgody na inspekcję, o czym będzie musiał poinformować z wyprzedzeniem. Nie wiadomo czy ten zapis się utrzyma. Ponadto nawet w przypadku zgody, jest wysoce prawdopodobne, że pod naciskiem unijnym wytworzy się rodzaj automatycznej zgody. Ale to wszystko jest absurdalne, gdyż przepisy prawa pracy w poszczególnych krajach opierają się na własnych doświadczeniach i zwyczajach społecznych, zatem czego będą dotyczyły kontrole? Bo chyba nie przestrzegania prawa krajowego.
Od tego mamy np. państwową inspekcje pracy, społecznych inspektorów pracy, rady zakładowe, sądy pracy, itd. Wiele z tych instytucji działa źle lub nie działa, a powoływaniem kolejnej niczego się nie naprawi. Zatem kontrola będzie dotyczyła jakiś innych norm, które trzeba będzie respektować. Możemy sobie wyobrazić np., że pretekstem do kontroli przez EUP będzie potencjalna „dyskryminacja” w zakresie zatrudnienia islamskich imigrantów, homoseksualistów itd. W rzeczywistości będzie chodziło o afirmację tych mniejszości. Niezależnie od powyższego, nowe niekrajowe normy, kontrole, będą oznaczały mniejsze lub większe utrudnienia dla funkcjonowania przedsiębiorstw. Uwzględniając siły państw członkowskich, nastawienie w UE, możemy się spodziewać, że kontrole te będą wszczęte i przeprowadzone głównie w krajach Europy Środkowo-Wschodniej, aby dostosowały się do wymogów zachodnioeuropejskich.
Czyli ucierpią na tym nasi pracodawcy, a tym samym i nasi pracownicy. Wiceminister pracy Stanisław Szwed, jest sceptyczny do tego projektu, ale równocześnie wyraża opinię, by Urząd był instytucją, która gromadziłaby i udostępniała pracodawcom jednoznaczną wykładnię przepisów. Tyle że z czasem pojawiłyby się zabiegi w celu rozszerzenia zakresu działania urzędu, a zatem jest to złe rozwiązanie. Z kolei niektórzy polscy przedstawiciele np. europosłanka PO Elżbieta Łukacijewska chciałaby, by siedziba nowego Urzędu była w Polsce. To taki rodzaj przekupienia, zgody za kilka podrzędnych stanowisk. Rzecz w tym, by nie dopuścić do powstania tego urzędu lub do wyłączenia z zakresu jego działalności – naszego kraju, a nie do lokalizacji u nas jego siedziby.
Źródło: prawy.pl