Sama jedna przeciwko setkom muzułmanów (Wideo)
Kiedy w Katedrze Narodowej USA w Waszyngtonie zorganizowano spotkanie modlitewne muzułmanów, nagle a niespodziewanie nastąpiło coś, co wprawiło w osłupienie wszystkich zgromadzonych, z ochroną włącznie - do budynku dostała się Christine Weick i...
To wydarzenie przejedzie do historii nie tylko dlatego, że po raz pierwszy w tym wyjątkowym dla Amerykanów, pamiętającym wiele państwowych uroczystości miejscu zgromadziła się na modlitwę społeczność muzułmańska, ale ponieważ pewna chrześcijanka ze stanu Michigan cudem prześliznęła się przez bardzo restrykcyjną ochronę wydarzenia i przerwała spotkanie, wskazując na krzyż i wołając: "Jezus Chrystus umarł na tym krzyżu. Mamy uwielbiać tylko Jego. Jezus Chrystus jest naszym Panem i Zbawicielem. Pozwoliliśmy wam na meczety w tym kraju. Dlaczego nie prowadzicie spotkań w nich i nie zostawicie naszych kościołów w spokoju? To kraj założony na chrześcijańskich fundamentach".
- Oni wołali ochronę, a ja do tego czasu zdążyłam powiedzieć to, co miałam do powiedzenia. Ci mężczyźni podeszli i chwycili mnie. Pamiętam, jak jeden z nich w garniturze bardzo mocno złapał mnie za rękę, ale nie wyrządził mi krzywdy - relacjonowała, podkreślając, iż naprawdę się bała stanąć przed tak wieloma muzułmanami i dać świadectwo wiary. Jakaś siła dodała jej otuchy i nie pozwoliła, aby Christine uległa lękowi. Ona nie ma wątpliwości - to był Pan Bóg. Dokładnie Ten Sam, który zachęcił ją, aby pojechała do stolicy i przemówiła.
- Moja krew się gotowała, gdy czytałam komentarze o tym, jakie to będzie wspaniałe wydarzenie i jak po raz pierwszy w stolicy naszego kraju może zostać pokazana tolerancja religijna - mówi Weick. Nie zraziło jej nawet to, że spotkanie w katedrze było organizowane wyłącznie dla "zaproszonych gości".
- Wtedy zrozumiałam, że muszę być kreatywna - tłumaczyła. O tym, co zamierza uczynić powiedziała jedynie czterem osobom, które poprosiła o modlitwę. - To jak przeszłam przez ochronę na samym początku, było Bożą sprawą. Ani razu nie poproszono mnie o dowód tożsamości, choć na wszelki wypadek go ze sobą wzięłam. W mediach mówiono, że to wydarzenie będzie mocno zabezpieczone. Sprawdzali każdą torbę i osobę, która tam wchodziła. Jestem pewna, że pewni ludzie z ochrony mają dziś spore kłopoty - mówiła Christine.
Udało jej się prześliznąć niepostrzeżenie. Najpierw przy strażniku, a potem angażując się w rozmowę przy kobiecie posiadającej akredytację prasową. - Po prostu szłam za ludźmi z ochrony, kiedy chodzili z miejsca na miejsce. Wyglądało to tak, jakby mnie nie widzieli. Jakbym była niewidzialna - tłumaczyła.
Skierowała się do łazienki, gdzie odczekała dłuższą chwilę, aż wszyscy zaproszeni goście znajdą się w budynku. Gdy już weszła do sali ujrzała około setki ludzi i koce rozłożone na podłodze.
- To mnie wtedy uderzyło. Ujrzałam tych muzułmanów siedzących na kocach, gotowych oddać pokłon swojemu bogu, powodując obrzydzenie w domu Bożym - nie kryła oburzenia. Wstała zatem i przerwała spotkanie...
Wbrew powszechnym w Stanach Zjednoczonych praktykom, Christine nie została aresztowana. Spokojnie wróciła do samochodu i odjechała. Jej życie i tak mocno się jednak skomplikowało...
Dziś nie ma domu. Mieszka w samochodzie. Jej mąż rozwiódł się z nią w ubiegłym roku z powodu "duchowego konfliktu", a jej rodzina wyrzekła się jej, ponieważ Christine sprzeciwiła się małżeństwom homoseksualnym i wystąpiła w obronie innych "spraw moralnych", dokładnie z taką samą determinacją, jak w Katedrze Narodowej Stanów Zjednoczonych.
Co ciekawe, mimo tak odważnego świadectwa kobiety, zarządcy episkopalnej katedry nadal są zdania, że modlitwa do Allaha z chrześcijańskiego kościoła pokaże światu, że te dwie religie mogą "zwracać się do tego samego Boga".
Nagranie odważnego wystąpienia Christine można obejrzeć na stronie:
http://www.youtube.com/watch?v=_RaGiyrx9X4#t=24
Karolina Maria Koter
Źródło: Reuters
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl