Izrael wrogiem Polski?

0
0
0
/

Uhonorowanie przewodniczącego Trybunału Konstytucyjnego, prof. Andrzeja Rzeplińskiego wysokim kościelnym odznaczeniem „Pro Ecclesia et Pontifice” rozpętało burzę w szklance wody.

 

Klangor podniosła nie tylko żydowska gazeta dla Polaków, ale również rozmaici płomienni szermierze fundamentalnej zasady rozdziału Kościoła od Państwa, między innymi – prof. Wiktor Osiatyński. Ciekawe, że żaden z tych płomiennych szermierzy wspomnianej zasady nie ośmielił się pisnąć nawet słówkiem, kiedy w sierpniu 2012 roku Patriarcha Moskwy i Wszechrusi Cyryl na Zamku Królewskim w Warszawie, wraz z JE abpem Józefem Michalikiem, podówczas przewodniczącym Konferencji Episkopatu Polski, podpisał deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim.

 

Ta deklaracja była ukoronowaniem „dyplomacji ikonowej”, jaka w stosunkach polsko-rosyjskich rozpoczęła się niemal nazajutrz po deklaracji prezydenta Obamy z 17 września 2009 roku, w której to amerykański prezydent nie tylko wycofywał z Europy Środkowej elementy tarczy antyrakietowej, ale w ogóle – Stany Zjednoczone z aktywnej polityki w tym rejonie. Zostało to nazwane „resetem” w stosunkach amerykańsko-rosyjskich.

 

Warto przypomnieć wydarzenia które do tego „resetu” doprowadziły, a w każdym razie – które go poprzedziły. 18 sierpnia 2009 roku miało miejsce spotkanie izraelskiego prezydenta Szymona Peresa z rosyjskim prezydentem Dymitrem Miedwiediewem w Soczi. Nie ukazał się z tego żaden komunikat, a jedynie prezydent Peres udzielił jednej z izraelskich gazet wypowiedzi, iż złożył prezydentowi Miedwiediewowi dwie obietnice. Pierwszą – że Izrael nie uderzy na Iran, a drugą – że on „namówi” prezydenta Obamę do wycofania z Europy Środkowej elementów tarczy antyrakietowej.

 

Nie zdradził, co w zamian obiecał mu prezydent Miedwiediew – ale na pewno musiał mu cos obiecać, bo o ile mi wiadomo, prezydent Peres, z odróżnieniu od naszych Umiłowanych przywódców – nigdy niczego nie zrobił za darmo. No i chyba prezydenta Obamę „namówił” - bo w miesiąc później dokonał on wspomnianego „resetu”. Wytworzył on w Europie Środkowej próżnię polityczną, którą natychmiast wypełnili strategiczni partnerzy: Niemcy i Rosja.

 

„Reset” doprowadził w rok i dwa miesiące później, konkretnie 19 listopada 2010 roku do proklamowania na szczycie NATO w Lizbonie, strategicznego partnerstwa NATO-Rosja, które stało się fundamentem lizbońskiego porządku politycznego. Najtwardszym jądrem tego porządku było oczywiście strategiczne partnerstwo rosyjsko-niemieckie, ufundowane z kolei na podziale Europy na strefę wpływów niemieckim i strefę wpływów rosyjskich, prawie dokładnie wzdłuż linii Ribbentrop-Mołotow. Prawie – gdyż republiki bałtyckie tym razem znalazły się po zachodniej stronie kordonu.

 

Strategiczne partnerstwo NATO-Rosja wyznaczało też konkretne obowiązki dla Polski – bo nie mogło być tak, że całe NATO jest w strategicznym partnerstwie z Rosją, a tylko Warszawa wierzga przeciwko ościeniowi. W tej sytuacji lepiej rozumiemy wypowiedź abpa Józefa Michalika w związku z podpisaniem wspomnianej deklaracji – że na tym etapie nie mogliśmy tego nie uczynić. Najwyraźniej nie tylko Rosjanie potrafią grać na kilku fortepianach jednocześnie. Amerykanie i Żydzi też. Więc chociaż deklarację o pojednaniu między narodami polskim i rosyjskim, a więc deklarację par excellence polityczną podpisali dwaj przedstawiciele kościołów, żaden z płomiennych szermierzy konstytucyjnej zasady rozdziału Kościoła od państwa nie ośmielił się pisnąć nawet słowem.

 

Najwyraźniej wiedział, że jeśli tylko piśnie, to Moce stojące za wspomnianym wydarzeniem natychmiast przypomną takiemu, skąd wyrastają mu nogi. Tymczasem teraz jesteśmy na etapie zupełnie innym – etapie, kiedy bezcenny Izrael przy pomocy piątej kolumny w kraju przygotowuje się do wyposażenia mniej wartościowego narodu polskiego w jerozolimską szlachtę – bo taki byłby rezultat realizacji żydowskich roszczeń majątkowych wobec Polski – więc zarówno żydowska gazeta dla Polaków, jak i tworzący skupione wokół niej środowisko szabesgoje, próbują doprowadzić naród polski do stanu całkowitej bezbronności, oddzielając go nawet od tej namiastki szlachty, czyli warstwy przywódczej, jaką próbuje odgrywać duchowieństwo i stąd taki jazgot w związku z odznaczeniem prof. Andrzeja Rzeplińskiego.

 

Na szczęście z obfitości serca usta mówią – również usta osobników, u których szczerość wyprzedza inne zalety. Do klangoru włączył się mianowicie uchodzący w popłochu za filozofa pan prof. Jan Hartman. „Gdyby prof. Rzepliński – grzmi prof. Hartman – przyjął nagrodę od Putina, to były to znak jego subordynacji wobec Rosji”. Jeśli kryterium przyjęte przez prof. Hartmana uznać za słuszne, to musielibyśmy uznać pana Władysława Bartoszewskiego za człowieka subordynowanego wobec Niemiec już nawet nie do kwadratu, ale chyba do ósmej potęgi.

 

Władysław Bartoszewski był prawdziwym łowcą nagród – również pieniężnych – od Niemiec i to w okresie, gdy pełnił ważne funkcje państwowe, np. był ministrem spraw zagranicznych. Tymczasem skądinąd, to znaczy – od samej pani Magdaleny Albright - wiemy, że Władysław Bartoszewski jest naszym „skarbem narodowym”. Pani Albright, co prawda w swoim czasie nie mogła się zdecydować, czy jest Czeszką, czy Serbką – bo poza tym jest oczywiście Żydówką – ale inne rzeczy, np. o skarbowym statusie Władysława Bartoszewskiego, może wiedzieć na pewno. Czy zatem prof. Hartman aby się nie myli?

 

Może się mylić tym bardziej, że formułuje kolejną spiżową zasadę, że takie wyróżnienia można przyjmować – jednak tylko od państw zaprzyjaźnionych. Tymczasem Watykan wprawdzie nie jest państwem „wrogim”, ale zaprzyjaźnionym też nie jest, bo jego stosunki z Polską „opierają się na roszczeniach”, które „ograniczają suwerenność Polski”. Jeśli nawet to prawda, to warto zauważyć, że Watykan nie jest jedynym państwem wysuwającym wobec Polski roszczenia. Drugim takim państwem jest Izrael, które co najmniej od 2011 roku nie tylko wysuwa wobec Polski bezpodstawne roszczenia majątkowe, ale toleruje, a być może nawet inspiruje wrogą wobec Polski politykę historyczną, której celem jest przerzucenie na nasz kraj i na naród polski odpowiedzialności za zbrodnie II wojny światowej.

 

Wreszcie Izrael nie tylko wysuwa wobec Polski bezpodstawne roszczenia i co najmniej toleruje wrogą wobec naszego kraju politykę historyczną, ale w dodatku narusza naszą suwerenność, wysyłając na terytorium polskie własne uzbrojone formacje, które zachowują się u nas niczym w kraju okupowanym – do czego są zresztą przyzwyczajone. Zatem według kryteriów zaproponowanych przez pana prof. Hartmana, Izrael na pewno nie jest państwem z Polską zaprzyjaźnionym, od którego polscy funkcjonariusze powinni przyjmować jakiekolwiek wyróżnienia, a być może nawet państwem wobec Polski wrogim. Skoro tak twierdzi uchodzący w popłochu za filozofa sam pan prof. Jan Hartman, to czyż wypada nam zaprzeczać?

 

Stanisław Michalkiewicz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

Źródło: prawy.pl

Sonda
Wczytywanie sondy...
Polecane
Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną