Waszyngton kusi Międzymorzem
Amerykańscy polittechnolodzy znów rozwijają subtelną narrację, która ma poruszyć wszystkie czułe struny polskiej duszy. Związani z agencją Stratfor autorzy, łącznie z jej szefem, zdobyli się nawet na taki wysiłek jak łamanie sobie piór na polskim słowie „Międzymorze” aby tylko była ona dostatecznie atrakcyjna. Wszystko to świadczy, że Waszyngton znów na poważnie rozważa instrumentalne wykorzystanie Polski w coraz gorętszej, w kontekście tego co dzieje się na Ukrainie, walki o obronę swojej hegemonii.
Cokolwiek jest pisane przez Stratfor zasługuje na uwagę. Stratfor czyli Strategic Forecasting (w tłumaczeniu „Prognozowanie Strategiczne”) nazywane jest think-tankiem, choć przez wzgląd na tematy jakie podejmuje oraz na to jak je podejmuje, a przede wszystkim przez wzgląd na osoby założyciela i współpracowników organizacji bywa nazywany prywatną agencją wywiadu czy nawet „cieniem CIA”. Biorąc pod uwagę, że raporty i komentarze jego pracowników są jawne, a nawet szeroko upowszechniane, traktować je należy nie tylko jako oddźwięk strategii politycznej przyjętej czy chociażby tylko rozważanej przez waszyngtońskich decydentów, ale też w kategoriach narracji uzasadniającej ich politykę, pisanej z zadaniem pozyskania dla niej zewnętrznego poparcia.
Sam Friedman urodzony w Budapeszcie, pochodzący z rodziny węgierskich Żydów, spędził całe życie w sferze akademickiej, zaczynając od politologii przechodząc stopniowo do badania i wykładania zagadnień bezpieczeństwa narodowego co doprowadziło go do pracy w United States Army War College w Carlisle, prowadzącego studia strategiczne, przygotowującego sztabowców i planistów Pentagonu. Publiczną karierę zaczął jednak robić po założeniu Stratfor w 1996. To właśnie jako szef tej instytucji stał się rozpoznawalnym na świecie autorem, zaś jego piśmiennictwo znacznie się spopularyzowało.
Swój tekst o wiele mówiącym tytule „Washington Return to the Cold War Strategy” („Waszyngton wraca do strategii zimnowojennej”)1 Friedman zaczyna od napomknięcia o amerykańskiej misji wojskowej na Ukrainie, która zaowocowała porozumieniem o wysłaniu tam amerykańskich oficerów dla szkolenia ukraińskich żołnierzy. Zaznacza też zwiększenie amerykańskiej obecności wojskowej na Łotwie, Litwie, w Estonii, Polsce, Rumunii i Bułgarii. Uznaje to za odwrócenie tendencji wycofywania się USA z Europy. Twierdzi przy tym, że jej znaczenia nie należy bagatelizować ze względu na niewielką liczebność żołnierzy amerykańskich jacy postawili stopy na terytorium państw Europy Środkowej i państw nadbałtyckich. Friedman zaznacza, że w czasach gdy U.S. Army ma technologiczne możliwości błyskawicznego przerzucenia sił za ocean, wystarczy uchwycenie i przygotowanie przyczółków. Przygotowanie bądź poznanie miejscowej infrastruktury, wypracowanie koordynacji z miejscowymi siłami zbrojnymi, przerzucenie sprzętu, który już na miejscu będzie czekał na siłę żywą dyslokowaną w kryzysowej, z punktu widzenia Waszyngtonu, sytuacji. W końcu Friedman wspomina o najważniejszej płaszczyźnie przygotowania warunków dla amerykańskiej obecności i realizacji amerykańskiej strategii w naszym regionie – płaszczyźnie ideologiczno-politycznej. Jego tekst należy zresztą rozpatrywać właśnie w tym kontekście.
Idea Piłsudskiego
Friedman nawiązuje wprost do artykułu Roberta D. Kaplana „Pilsudskis Europe” („Europa Piłsudskiego”), opublikowanego przez Stratfor jeszcze w sierpniu zeszłego roku a poświęconego rozwiniętej przez polskiego polityka idei „Intermarium” – bloku państw „Międzymorza” skierowanego przeciw Niemcom i Związkowi Radzieckiemu. Leitmotivem obu artykułów jest oczywiście ewokowane wyraźnie „zagrożenie rosyjskie”, przy czym Friedman nie omieszkał zaznaczyć, że wielkim błędem Piłsudskiego był orientowanie się na Francję, której wsparcie „oczywiście, nie było nigdy możliwe”. Pomijając fakt, że stwierdzenie Friedmana nie odpowiada prawdzie historycznej, bo polski przywódca był raczej sceptyczny wobec francuskich gwarancji a pod koniec swojego życia parł do sojuszu z Niemcami, to expressis verbis reasumuje on, że „wobec odrodzenia rosyjskiej potęgi, idea Intermarium, wspieranego nie przez Francję, ale przez Stany Zjednoczone, i wycelowana w Rosję, staje się nieunikniona”.
Jako państwa kluczowe kontekście amerykańskiego „Międzymorza wymienia Polskę, Rumunię i Bułgarię. Jeszcze bardziej symptomatyczne i korespondujące z obecną polityką Waszyngtonu jest przekonanie Friedmana, że „Węgry nie są częścią tej grupy. Zdecydowały się postawić na Rosję. Nowy ambasador USA na Węgrzech, Colleen Bell, spotkał się z węgierskim ministrem obrony Csabą Hende 26 stycznia, sygnalizując, że Stany Zjednoczone chcą zawrócić Węgry. To interesujące, jeśli Węgry zrewidują swoje stanowisko”.
Agitacyjna funkcja tekstu Friedmana w kwestii polskiej czy szerzej wschodnioeuropejskiej, jest jeszcze bardziej wyraźna, jeśli umieścić ją właśnie w kontekście sierpniowego, w mojej opinii znacznie bardziej znamiennego, przytoczonego przez Friedmana tekstu Kaplana „Pilsudskis Europe”.2 Kaplan to skądinąd też znacząca postać – reporter wojenny, publicysta, analityk, w latach 2009-2011 pracował dla amerykańskiego sekretarza obrony Roberta Gatesa. Jego artykuł zawiera niezwykle rzadką w szeroko rozumianym piśmiennictwie politologicznym w USA, szerszą refleksję na temat historii Polski. W obliczu „Rosyjskiego zagrożenie dla Środkowej i Wschodniej Europy” – tak brzmi pierwsze zdanie artykułu – Kaplan przywołuje postać Józefa Piłsudskiego i jego koncepcję „Międzymorza”, co autor, i to już zupełnie wyjątkowe, zapisuje nie tylko łacińskim terminem „Intermarium” ale i w oryginalnym polskim zapisie. Oczywiście cały wywód jest na tyle wybiórczy w swej warstwie historycznej by dać pożądany przez autora rezultat uzasadnienia jego postulatów politycznych dla współczesności.
Choć Kaplan używa w stosunku do Piłsudskiego określenia „mocno spolonizowany” sugerując litewskie pochodzenie, podkreśla, że to „rewolucjonista, mąż stanu i dowódca wojskowy”, który „zdominował polskie sprawy od połowy I wojny światowej do 1935 roku”. Jak podsumowuje „idea tego jednego Polaka z początku XX wieku, może dostarczyć środków do obrony wolności w naszych czasach”. Podkreśla przy tym, że pokrywała się ona z tym co na początku XX wieku pisał wybitny brytyjski geograf, jeden z klasyków geopolityki i twórca teoretycznych podstaw dla imperialnej hegemonii Wielkiej Brytanii nad całym globem Halford John Mackinder, który nota bene w 1919 r. odbył rozmowę z Piłsudskim.
Kaplan streszcza ideę komendanta legionów do „pasa niepodległych państw od Bałtyku do Morza Czarnego, która będzie działać jednocześnie przeciw rosyjskiej tyranii ze wschodu i niemieckiej tyranii z zachodu”. Według amerykańskiego publicysty – i w tym akurat ma dużo racji – optyka Międzymorza zdominowała polska politykę zagraniczną po 1989 r. zaś „inkorporacja do NATO” państw Europy Środkowej „jest częściową instytucjonalizacją idei Piłsudskiego”. Częściową bo poza Sojuszem pozostają jeszcze Białoruś, Mołdawia i Ukraina, co wyraźnie podkreśla Kaplan. Właśnie fakt wyrażonej między wierszami konieczności „inkorporacji” wymienionych krajów do zachodnich struktur podporządkowania, prowadzi Kaplana do wprost wyrażonej konkluzji, że obecnie „instytucjonalizacja” jest skierowana wyłącznie przeciw „rewanżyzmowi Putina”. Niemcy są bowiem według niego „dobrotliwym olbrzymem, zadowolonym ze swoich granic, zapewniającym napęd gospodarce europejskiej”. Nie ukrywa więc, że „silne Intermarium” potrzebne jest po to „by kontrować Rosję”. Jako kluczowe dla tej strategii określa Polskę i Rumunię, i wzywa je do nawiązania „antyrosyjskiego sojuszu” z Turcją. Kaplan napisał to zanim dla Ankary pojawiła się doskonała okazja kooperacji z Moskwą, okazja by stać się węzłem dla biegnącego po dnie Morza Czarnego gazociągu omijającego Ukrainę, który Rosjanie pragną poprowadzić właśnie do Turcji zamiast odrzuconego przez Unię Europejską projektu South Stream. Sam Kaplan postuluje zresztą w zakończeniu swojego tekstu konieczność nasilenia oddziaływanie Waszyngtonu na państwa Europy Środkowej i Wschodniej, gdy pisze, że „nowe Intermarium jest dalekie od krystalizacji”.
Manipulacja Kaplana
W tekście Kaplana są też oczywiście inne niedopowiedzenia, a może manipulacje. Maskuje on fakt, że „idea federacyjna”, którą Piłsudski usiłował realizować w latach 1918-1921 i która stała się potem rozwijaną przez piłsudczyków „ideą prometejską”, była koncepcją wybitnie ofensywną, zakładającą polityczno-ideologiczną dywersję i ewentualne działania militarne na rzecz całkowitego rozbicia państwa rosyjskiego (potem sowieckiego) „po narodowych szwach”. Tego Kaplan, kreujący właśnie Moskwę na gotującego się do pochodu przez Europę agresora, oczywiście napisać nie chciał. Jakie jednak jest rzeczywiste nastawienie strategii proponowanej przez Kaplana sugeruje ostatnie zdanie jego artykułu w którym pisze „prawdziwa równowaga sił nie powinna być cyniczną formułą status quo między Ameryką i Rosją, ale ostoją demokracji na szlaku tyranii”. Rzecz charakterystyczna, że odwołania do tego typu frazeologii liberalnej krucjaty pojawiają się w języku amerykańskich elit zawsze wtedy gdy trzeba motywować walkę przejście do kolejnej ofensywy.
Kolejnym fałszem jest stwierdzenie, że koncepcja Piłsudskiego „zdominowała polskie sprawy” w pierwszej połowie XX wieku. Było wprost przeciwnie. II Rzeczpospolita uformowała się na krachu „idei federacyjnej”. Idea ta kazała się bowiem całkowicie oderwana od rzeczywistości socjopolitycznej swojego czasu. Nowe narody „Międzymorza” zrodzone w drugiej połowie XIX wieku okazały się mieć całkiem rozbieżne interesy. Ukraińcy najpierw rzucili się na polski Lwów, zaś po układzie Piłsudski-Petlura ukraińskie społeczeństwo nie poparło tego ostatniego. Dywizje Petlury nigdy nie wyszły poza ramy kadrowych dywizji szkieletowych, w krucjacie za wolność Ukrainy, jaką była wyprawa kijowska, która to eskapada nota bene stworzyła doskonałe warunki dla piorunującej kontrofensywy Tuchaczewskiego pod Warszawę, brało udział zaledwie kilka tysięcy Ukraińców. Litwini zdecydowanie odrzucili ideę federacji, mimo że w ramach niej Piłsudski był gotowy (wbrew polskiej ludności miasta) oddać im Wilno. Litwini woleli latem 1920 roku układ z Leninem, a jesienią roku 1939 ze Stalinem. Ogromna większość działaczy białoruskich, również postrzegała „pańską Polskę” jako głównego wroga, większość z nich kooperowała z Sowietami. Dlatego też właśnie II RP uformowała się w duchu idei wielkiego adwersarza Piłsudskiego – Romana Dmowskiego, który postawił na jak najszybszą budowę możliwie silnego i rozległego narodowego państwa polskiego. Ta koncepcja uzyskała zresztą poparcie zdecydowanej większości polskiej ludności na Kresach Wschodnich. Próba realizacji idei federacyjnej, jaką była wyprawa kijowska z 1920 r., mogła II Rzeczpospolitą zabić już w połogu. Idea prometejska, zdominowała polską inteligencję dopiero w czasach komunizmu.
Zrewidowana nieco przez krąg emigracyjnej „Kultury” Giedoycia, idea „Międzymorza” stała się faktycznie podstawową wykładnią polskiej polityki zagranicznej dopiero w III Rzeczpospolitej. Oczywiście rewizja ta polegała na wpisaniu jej w mechanizm postkolonialnych kompleksów, w ramach których Zachód, szczególnie Stany Zjednoczone, stały się dla naszych elit absolutnym punktem odniesienia. Giedroycizm przemienił prometeizm z niedowarzonych, nie liczących się z geopolitycznymi realiami snów o potędze, w proste uprzedmiotowienie Polski, jako przedmurza świata „zachodnich wartości demokratycznych” i ich pasa transmisyjnego dalej na wschód. W wizji tej Polska przestaje być podmiotem, przestaje mieć wartość sama w sobie, staje się natomiast funkcjonalną częścią owego zmitologizowanego Zachodu właśnie. To zresztą świetnie wpisuje najbardziej szkodliwe, zakorzenione u nas tradycje myślenia o polityce w kategoriach uniwersalistycznych i moralizatorskich, które w ciągu ostatnich z górą dwustu przywiodły Polaków do wielu błędów i katastrof.
Ktoś mógłby uznać ten przydługi passus orbitujący wokół historycznych kwestii sprzed niemal stu lat za niepotrzebny. Nic bardziej mylnego. Wobec rozpowszechnionego przekonania, że historia jest nauczycielką życia, warto odrobić jej lekcje dokładnie, między innymi po to aby uniknąć sytuacji bycia manipulowanym. A ponieważ w Polsce zainteresowanie historią i historyczne sentymenty są jednak znacznie powszechniejsze niż w większości europejskich społeczeństwa, żonglowanie historycznie ukształtowanymi symbolami czy ideami znacząco ułatwia manipulowanie polską opinią publiczną. Teksty obu amerykańskich autorów świetnie się w to wpisują odwołując się zarówno do powszechnych na polskiej samookreślonej „prawicy” fascynacji Piłsudskim czy snami o Rzeczpospolitej Dwojga czy nawet Trojga Narodów,3 jak i paradygmatu ucieczki ze wschodu na zachód rządzącego świadomością liberalnego mainstreamu.
Rozgrywka hegemona
Oba teksty należy umieścić dodatkowo w kontekście książki Friedmana „Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek”.4 Autor kreśli w niej sugestywną wizję Polski wybijającej się na regionalną potęgę jako sojusznik Ameryki przeciw Rosji. Zawarta w niej bombastyczna wizja futurologiczna doczekała się wielu krytyk, skądinąd zasłużonych, skutecznie jednak pobudziła ona ponownie legiony naszych heroldów „strategicznego sojuszu” z USA.
Mimo agitacyjnego charakteru cele polityki amerykańskiej w naszym regionie wynikają z artykułu Friedmana dość wyraźnie i korespondują z tym co właśnie się dzieje. Konflikt na Ukrainie to w gruncie rzeczy próba transformacji tego państwa z bufora między NATO (a więc w sensie strategicznym de facto USA) i UE a Rosją w peryferię, swoistą marchię struktur zachodnich. W tym sensie jak zauważył jeden z najwybitniejszych teoretyków stosunków międzynarodowych ze szkoły realizmu John Mearsheimer, to właśnie Waszyngton rozpoczął rozgrywkę na Ukrainie, z jakże fatalnymi dla tego kraju skutkami.5 Posługując się oczywiście wyrafinowaną grą dyplomatyczną i soft power, amerykańskie elity zrobiły wszystko by skłonić część ukraińskiego społeczeństwa do wyjścia na ulice, obalenia legalnych władz, w efekcie zdetonowania konfliktu z innymi grupami społecznymi na Ukrainie, które odwołały się do wsparcia Rosji. Ta ostatnia nie zamierzała sobie pozwolić na cios w miękkie podbrzusze. Rosja mogła tolerować Ukrainę w kategorii strefy przejściowej, jako „państwo wielosektorowe”, co robiła przez niemal ćwierćwiecze, w tym przez 15 lat rządów samego Władimira Putina. Wciągnięcie jej do zachodnich struktur integracyjnych oznaczało jednak zaciśnięcie amerykańskiej ręki na rosyjskim gardle. Zresztą jak wynika w depesz amerykańskiego ambasadora w Moskwie z 2008 r. ujawnionych przez Wikileaks, Amerykanie w pełni zdawali sobie sprawę z determinacji Rosjan w kwestii utrzymania buforowego statusu Ukrainy, dobrze wiedzieli jaką rozgrywkę, a jakimi możliwymi skutkami, rozpoczynają.6
O tym, że także Friedman postrzega amerykańską grę na Ukrainie w kategoriach ofensywy przeciw Rosji świadczy znacznie bardziej wartościowa bo wyznaczająca sobie znacznie bardziej ograniczoną perspektywę, trzymająca się mocniej realiów, wydana oryginalnie w 2010 r. praca „Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy”. Friedman wykazuje się w niej znacznie większą dozą szczerości w opisie przesłanek amerykańskiej polityki, niż jego polscy egzegeci, entuzjaści „strategicznego sojuszu” Szef Stratfor przyznaje wprost, iż „Amerykańska strategia rzeczywiście polegała na powstrzymywaniu i okrążaniu Rosji, bez względu na to jak niewinnie ją przedstawiano […] dodajmy do tego amerykańskie zaangażowanie na Ukrainie i w Gruzji, działania w Azji Środkowej, a poznamy źródło rosyjskich obaw”.7
Dziel i rządź
Podsumowując oba teksty, w szerszym kontekście publikacji Friedmana i Stratfor, a te z kolei na tle polityki amerykańskiej w regionie łatwo może wyeksponować jej podstawowe założenia. Waszyngton rozpoczął nową rundę geopolitycznej ofensywy i realizuje poprzez nią strategię odpychania Rosji, tym razem na obszarach Europy Wschodniej. W ramach działań na rzecz obrony swojej hegemonii Waszyngton znów usiłuje zamienić Polskę oraz inne kraje regionu w bazę wypadową dla swojej polityki oraz wykorzystać nasze zasoby polityczne a być może także militarne dla realizacji swoich celów. Przywodzi to na myśl najgorsze przejawy wasalizacji Polski z ubiegłej dekady, kiedy to krew polskich żołnierzy i ogromne fundusze polskich podatników zastały zużyte w czasie amerykańskiego najazdu na Irak i jego wieloletniej okupacji, które przyniosły tak negatywne skutki dla bezpieczeństwa globalnego.
Po drugie Polska i jej sąsiedzi mają być nie tylko pozycją wyjściową dla geopolitycznej ofensywy wobec Rosji, ale też instrumentem z pomocą którego Amerykanie chcą rozgrywać politykę wewnątrz Unii Europejskiej. Strategia amerykańska rozciąga się od presji na państwa Europy Środkowej i Wschodniej aby zaakceptowały ekonomiczną dominację Niemiec (co sugeruje Kaplan), aż po wykorzystanie neokolonialnych zależności do wpływania na cały europejski układ. Obie te tendencje ściśle się ze sobą wiążą, toteż Waszyngton okazuje się promotorem niejako podwójnego uprzedmiotowienia Polski i regionu, wobec siebie, i wobec Berlina, przynajmniej tak długo jak Bundesrepublika gra z Amerykanami do jednej bramki.
Po trzecie suflowana przez Friedmana i Stratfor strategia amerykańska wbrew frazesom o „Międzymorzu”, „bloku wolnych państw” i „bezpieczeństwie zbiorowym”, będzie realizowana poprzez bezwzględne podporządkowywanie sobie elit politycznych naszego regionu, wymuszanie posłuszeństwa także poprzez wykorzystywanie mechanizmu „dziel i rządź”. Friedman mniej lub bardziej mimowolnie zdradził postawę waszyngtońskich elit, w mniemaniu których rosyjski straszak ma legitymizować traktowanie państw środkowoeuropejskich w kategorii protektoratu, we fragmencie poświęconym Węgrom. Suwerenna polityka, jaką niewątpliwie od 2010 r. Węgrzy prowadzą, którą stać na emancypację wobec podporządkowania strategicznego Waszyngtonowi, podporządkowania polityczo-gospodarczego Berlinowi i Brukseli, a także międzynarodowym kręgom finansowym, w USA postrzegana jako ucieczka z jedynie słusznego obozu, wymagająca „zawracania”, jak ujmuje to Friedman.8 Koresponduje to zresztą z próbami animowania ulicznych wystąpień na ulicach Budapesztu pod szyldem ugrupowań cieszących się tam kilkuprocentowym poparciem. Następuje to równocześnie z sankcjami USA wobec urzędników węgierskiego państwa czy kompanią propagandową rozwijaną także przy pomocy takich epitetów jak „neofaszystowski dyktator”, jak raczył nazwać Victora Orbana znany amerykański „jastrząb” John McCain. Nie jest oczywiście przypadkiem, że władze Węgier stały się obecnie także obiektem ataku elit nadwiślańskich, zaś suwerenna polityka tego państwa, ich zagraniczna i wewnętrzna polityka mogąca służyć za wzór upodmiotowienia środkowoeuropejskiego państwa, denuncjowane są u nas jako „rusofila” i „putinizm”.
Po czwarte nie trzeba nawet teoretycznej refleksji nad tym, że różnica potencjału, zasięgu i rozumienia własnych interesów, czyni ideę rzeczywiście równoprawnego, także w sensie korzyści, sojusz Waszyngtonu i Warszawy złudzeniem. Nie trzeba nawet szczegółowego rozważania niedawnej przeszłości kiedy to, w czasie gdy nasi żołnierze realizowali jeszcze amerykańską okupację Iraku, Biały Dom wdrażał „reset” w relacjach z Moskwą. Można po prostu zacytować samego Friedmana, który w 2010 roku głosił na przykład „Państwa bałtyckie mogą jedynie blokować rosyjską Foltę w Petersburgu. W tym sensie są atutem, jednak może okazać się on zbyt drogi w utrzymaniu. Amerykański prezydent musi zatem markować poparcie dla nich. Zaszachuje w ten sposób Rosję i zdoła, być może, uzyskać od niej maksymalne koncesje w zamian za wycofanie się z tego regionu. Biorąc pod uwagę wrażliwość Polaków, taki manewr należy odwlekać jak długo się da”.9 W kwestii Kaukazu jak pisze „dalsze zaangażowanie amerykańskie w Gruzji ma niewielki sens. Sojusz ten pozostał z czasów, kiedy Amerykanie uważali go za pozbawiony kosztów i ryzyka. Teraz stał się obciążeniem i niewiele można dzięki niemu zyskać”10. Cytaty te powinny podziałać otrzeźwiająco na wszystkich tych, którzy widzą zbawienie Polski w protekcji Wielkiego Brata zza Atlantyku, nie zauważając jak instrumentalnie traktuje on nasz kraj i jak łatwo zmieniają się jego polityczne priorytety w globalnej grze o hegemonię.
Wykorzystać Polaków
Nietrudno domyślić się, że jeśli dwóch prominentnych amerykańskich analityków i publicystów poświęca tyle miejsca na pisanie o Polsce, jej historii, historycznych polskich koncepcjach politycznych, zahaczając nawet o pewne niuanse, to ich zamierzonym adresatem, są nie tyle Amerykanie co Polacy. Friedman i Kaplan zagrali na wielu strunach, których dźwięk upaja wielu Polaków. Niech świadectwem tego będzie, że już tego samego dnia w którym ukazał się najnowszy z cytowanych tekstów Friedmana, odbił się on entuzjastycznym echem w Telewizji Republika, która eksploatowała go także w dniu następnym. Tym razem amerykańska narracja będzie sięgać nie tylko po oklepane ogólne frazesy o „walce z tyranią”, skądinąd i tak nieźle sprzedające się w Polsce bo korespondujące z „walką o wolność waszą”, sformułowaniem podawanym niczym opium dla ukojenia bólów wszystkich naszych historycznych klęsk, które przez jego pryzmat urastają do rangi „moralnych zwycięstw”.
Tym razem według najlepszych zasad marketingu narracja ma być misternie zaprojektowana stosownie do szczególnego targetu jakim jest polskie społeczeństwo. Tak oto Piłsudski i Intermarium stają się zaklęciami kolejnego kuszenia Polaków przez globalnego hegemona. Głównym motywem narracji propagującej w Polsce cele polityczne Waszyngtonu okazuje się być termin i formuła Międzymorza, można spodziewać się znacznej popularyzacji w najbliższym czasie. O tym jak skuteczne to zaklęcia, dowodzi nie tylko to, że niejako naturalnie podejmują je środowiska establiszmentowe, w tym mainstreamowej parlamentarnej opozycji, dla której rusofobia dawno już stała się głównym narzędziem mobilizowania poparcia społecznego. Nawet bowiem w kręgach nawiązujących do tradycji politycznej wywiedzionej z dorobku Romana Dmowskiego, jak by nie patrzeć z gruntu przeciwstawnej wobec eksploatowanych obecnie przez amerykańskich politechnologów pojęć i symboli, znajdują się publicyści podejmujący próbę wprowadzania tej narracji nawet do Ruchu Narodowego.11 Publicyści ci zresztą wpisują się doskonale w strategię Waszyngtonu, bo prezentują obecnie skrajnie pro-ukraińskie nastawienie, prowadzące nawet do apeli o zaangażowanie Polski we wspieranie władz kijowskich.12
Po raz kolejny możemy okazać się jedynymi naiwnymi. Pomijając asertywnych Węgrów, także Czesi i Słowacy zachowują daleko idący dystans wobec angażowania się w ukraińską rozgrywkę. Nawet w Bułgarii burzę wywołał fakt, że ofiarą ekonomicznej wojny między Rosją i zachodem, zdetonowanej przez konflikt ukraiński, stał się projekt gazociągu South Stream. Oczywiście rosyjski gazociąg omijający Ukrainę i tak zostanie zbudowany, tyle że będzie on opuszczał dno Morza Czarnego na wybrzeżu tureckim, nie bułgarskim. W całym regionie zdecydowanego partnera do bycia „międzymorskim” lotniskowcem Pentagonu znajdujemy tylko w Rumunii, co ostatecznie uwidacznia całkowitą relatywność pojęcia Intermarium. Sensowne i w istocie potrzebne projekty współpracy regionalnej można budować raczej na unikaniu zaangażowania w ukraińskie grzęzawisko.
Karol Kaźmierczak
1 G. Friedman, Washington Returns to a Cold War Strategy, [online] https://www.stratfor.com/geopolitical-diary/washington-returns-cold-war-strategy Dostęp: 02.02.2015.
2 R.D. Kaplan, Pilsudski’s Europe, [online] https://www.stratfor.com/weekly/pilsudskis-europe Dostęp: 02.02.2015.
3 T. Sakiewicz, Testament I Rzeczpospolitej: Kulisy śmierci Lecha Kaczyńskiego, Kraków 2014, ss. 152.
4 G. Friedman, Następne 100 lat. Prognoza na XXI wiek, Warszawa 2009, ss. 286.
5 J. J. Mearsheimer, Why the Ukraine Crisis Is the West Fault [online] http://www.foreignaffairs.com/articles/141769/john-j-mearsheimer/why-the-ukraine-crisis-is-the-wests-fault Dostęp: 02.02.2015.
6 Nyet means nyest: Russia’a NATO enlargement redlines [online] https://wikileaks.org/plusd/cables/08MOSCOW265_a.html#efmAB5ACs Dostęp: 02.02.2015.
7 G. Friedman, Następna dekada. Gdzie byliśmy i dokąd zmierzamy, Kraków 2012, s. 157-158.
8 G. Friedman, Washington Returns to a Cold War…
9 G. Friedman, Następna dekada…, s. 171-172.
10 Ibidem, s. 174.
11 J. Siemiątkowski, Międzymorze – wczoraj i jutro, „Polityka Narodowa”, zima 2012, nr 11, s. 9-37.
12 Jakub Siemiątkowski, Wywiad z Jakubem Siemiątkowskim, rozmawiał Adam Tomasz Witczak, [online] http://www.prawica.net/39512 Dostęp: 02.02.2015.
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl