Dramatyczny list matki sześciolatka! Kolejne dziecko niszczone przez szkołę!
Publikujemy dramatyczny list, jaki wpłynął do koordynatorów ogólnopolskiego protestu rodziców przeciw reformie edukacji "Ratuj Maluchy". Włos się jeży, jaki los zgotowała dzieciom minister edukacji narodowej.
Szanowni Państwo,
Jestem mamą obecnego drugoklasisty - dziecko rozpoczęło edukację szkolną w wieku 6 lat (ur. w lutym 2007 r.) Bardzo proszę o pomoc, poradę, co mogę jeszcze zrobić, by pomóc dziecku. Jestem zdeterminowana walczyć o to, aby syn powtarzał drugą klasę. Po lekturze listów od rodziców na Państwa stronie widzę, że zachowanie mojego dziecka nie jest żadnym wyjątkiem, wręcz jest to typowa już sytuacja dziecka, które w przedszkolu raczej wyróżniało się na tle grupy, umiało liczyć, znało litery. W szkole trafia do klasy złożonej wyłącznie ze starszych dzieci i dodatkowo doznając z ich strony przemocy, staje się nerwowe, apatyczne, zniechęcone do nauki i szkoły.
Próbę naprawy mojego największego życiowego błędu rozpoczęłam w maju ub. roku - złożyłam do dyrekcji szkoły podanie o przyjęcie dziecka ponownie do pierwszej klasy. Wcześniej, w marcu trafiłam w internecie na forum rodziców, którzy pisali, że ich dzieci ponownie chodzą do pierwszej klasy, bądź że noszą się z zamiarem posłania dziecka raz jeszcze do szkoły w wieku 7 lat; wówczas też przyjęłam, że skorzystam z tej furtki awaryjnej. Byłam przekonana, że rodzice podejmując dobrowolnie decyzję o posłaniu dziecka do szkoły mogą się z tej decyzji wycofać. Sądziłam, że zapisanie dziecka w wieku 6 lat do pierwszej klasy jest fakultatywne, dopiero w wieku 7 lat dziecko musi obowiązkowo rozpocząć naukę w szkole. Niestety, po lekturze ustawy o systemie oświaty (obowiązek szkolny sześciolatka na wniosek rodziców) raczej nie miałam już złudzeń co do stanu prawnego. Napisałam maila do Ministerstwa Edukacji - otrzymałam odpowiedź, iż jedyne co mogę zrobić, to rozmawiać z wychowawcą i dyrekcją nt. niepromowania dziecka.
Pani dyrektor poinformowała mnie, że telefonowała w mojej sprawie do kuratorium, które potwierdziło, iż nie ma prawnej możliwości ponownego zapisania dziecka do I klasy.
Prześledziłam rozporządzenie MEN z 30.04.2007 w sprawie warunków i sposobu oceniania, klasyfikowania i promowania uczniów (...) wraz ze zmianami, rozmawiałam z panią wychowawczynią o pozostawieniu dziecka na drugi rok, usłyszałam, że ona nie ma podstaw do tego, że przecież dziecko daje radę, że jest zdolne. Pokazałam przepis mówiący, że w wyjątkowych przypadkach, na wniosek wychowawcy itd. (...)
W połowie czerwca zaniosłam wychowawczyni moją i męża opinię, o której mowa w rozporządzeniu. Niczego w niej nie koloryzowałam, opis przemocy wręcz złagodziłam (szkoła chwali się mianem "szkoły bez przemocy"). Wychowawczyni miała wiedzę o wszystkich zdarzeniach, przez cały rok wielokrotnie z nią rozmawiałam w szatni o przypadkach bicia, kopania, wyzywania, niszczenia plecaka, rzucania kamieniami.
13 czerwca byłam też (po sugestii pani dyrektor) w poradni pedagogiczno-psychologicznej, choć wiedziałam, że od dłuższego czasu nie jest to już wymagane do niepromowania ucznia. Ciężko było umówić się na wizytę, ale udało mi się wyprosić spotkanie z psychologiem. Otrzymałam krótką notatkę, że opinia poradni nie jest potrzebna radzie i że ewentualnie mogę skonsultować dziecko w poradni w sąsiednim mieście w sprawie fobii szkolnej.
18 czerwca byłam tam z synem, pani psychiatra wykluczyła fobię, wydała mi zaświadczenie z rozpoznaniem zaburzeń emocjonalnych wieku dziecięcego. I już tak nieoficjalnie doradziła bym zapisała dziecko do I klasy w innej szkole.
Postanowiłam zdobyć jeszcze jakieś zaświadczenie, by rada pedagogiczna miała "podkładkę" dla swojej decyzji.
Wyszukałam adresy prywatnych gabinetów psychiatrów dziecięcych (...), był problem z umówieniem szybkiej wizyty, ale udało się. Pani psychiatra dzieci i młodzieży, specjalista neurolog dziecięcy wydała nam opinię z opisem zaburzeń adaptacyjnych w szkole. Zaniosłam oba pisma do wychowawczyni.
Niestety na nic się zdały. (...) Wychowawczyni w ogóle nie wnioskowała do rady o niepromowanie, chciała by dyrektor podjęła decyzję o ponownym przyjęciu do I klasy (...). Dyrektor, za poradą kuratorium, napisała, że nie może cofnąć swojej decyzji administracyjnej o przyjęciu dziecka do I klasy i że proponuje przeniesienie syna do równorzędnej klasy oraz wsparcie psychologa.
W sierpniu zapisałam dziecko do innej szkoły podstawowej w naszym mieście (odebrałam osobiście arkusz ocen, kartę zdrowia, kartę przekazania ucznia, mogłam liczyć na dyskrecję ze strony dotychczasowej szkoły).
Dziecko szło niechętnie, pełne obaw i lęków, do nowej szkoły. Dużo tłumaczyłam, że tu nie będzie już nikt go bił, wyzywał czy niszczył jego rzeczy. I miałam rację. Dziecko przekonało się, że chodzenie do szkoły nie musi być traumatycznym przeżyciem. Już czwartego dnia rano syn po przebudzeniu oznajmił, że chce iść do szkoły, bo jest w niej bardzo fajnie. Wychodził uśmiechnięty, zadowolony, opowiadał co robili na lekcjach. Zupełnie się uspokoił i nie stresował szkołą (...). Był to najlepszy dowód, że nie potrzeba żadnych terapii i wsparcia psychologa, wystarczyło proste rozwiązanie - posłanie dziecka do szkoły w klasie rówieśniczej, w której dodatkowo żadne z dzieci nie ma skłonności do przemocy.
Niestety znajoma pracująca w nowej szkole jako psycholog zawiadomiła panią dyrektor, że moje dziecko ukończyło już I klasę. Usłyszałam, że wyrządziłam ogromną krzywdę swojemu dziecku cofając je do klasy niżej. (...) Syn musiał wrócić do dawnej szkoły, do klasy drugiej. Nie protestuje przed chodzeniem do szkoły tylko dlatego, że spotyka już w niej dawnych kolegów z przedszkola. Ze swoją klasą syn w ogóle nie jest zżyty. Nadal słyszy wyzwiska "ty głupku", kilka razy przyszedł wściekły, bo chłopiec, który dokuczał mu w I klasie zabrał mu serię plakietek/naklejek, innym razem połamał linijkę, porozrywał gumkę do ścierania na strzępy. Syn funkcjonuje od przerwy do przerwy - natychmiast po skończonej lekcji biegnie pod salę klasy I, do której chodzą koledzy z grupy z przedszkola. Nawet w szatni chłopcy ubierają się obok siebie. Widzę, jaką krzywdę wyrządziłam dziecku rozdzielając je z dawnymi kolegami.
Jeśli chodzi o naukę, to odnoszę wrażenie, że na lekcjach syn przez większość czasu jest nieobecny myślami, nie jest w stanie przypomnieć sobie co robili na lekcjach, często nie zaznacza co pani zadaje do domu. Jeśli przepisują coś z tablicy, nigdy nie ma w zeszycie całości. Czyta bardzo wolno i tłumaczy, że nie nadąża z przepisywaniem, ostatnio była to tylko połowa tekstu. Pisze bardzo niestarannie, z mnóstwem błędów, literówek. Nie dostał w klasie drugiej żadnego wsparcia psychologa, nie miał też żadnych zajęć wyrównawczych. Na śródrocznej wywiadówce przeczytałam w opisowej ocenie: "RYSUJE NA KAŻDEJ LEKCJI". I nie muszę być psychologiem by zrozumieć, że ucieka w swój świat i robi to w czym czuje się świetny - rysuje samochody, samoloty a ostatnio całe scenki, wręcz komiksy z Angry Birds.
W domu dziecko nigdy samo nie zabrało się za odrabianie lekcji. Mąż codziennie siada z synem, tłumaczy raz jeszcze materiał z lekcji, następnie wspólnie wykonują ćwiczenia. Niestety coraz częściej słyszę słowa dziecka, gdy nie potrafi czegoś zrobić bądź gdy się myli "bo ja za głupi jestem" albo uderza głową o stół.
Uważam, że tak dalej być nie może. Dziecko bardzo wiele traci. Przez ciągłe zdenerwowanie, nie wykorzystuje swoich możliwości. Do szkoły powinno chodzić, by z niej coś wynieść, a nie tylko zaliczyć obecność. I nie wyobrażam sobie dalej spędzać codziennie dwóch-trzech godzin z dzieckiem przy pracy domowej. Wiem, że w innych okolicznościach byłoby samodzielne (miałam dowód w pierwszej połowie września).
Przez ostatnie 6 tygodni syn nie był w szkole, najpierw z powodu choroby, następnie nasilenia objawów alergii. Wyjaśniałam telefonicznie pani wychowawczyni, że musimy zrobić jeszcze testy alergologiczne i inne badania. I nie wiem co dalej.
Chciałabym skorzystać z przepisu o niepromowaniu na podstawie nieobecności dziecka, ale nie wiem czy nie usłyszę, że ten przepis dotyczy tylko klas IV-VI (choć nie ma takiego ograniczenia) i dziecko dostanie promocję niejako "za inteligencję" a nie postępy w nauce. No bo przecież dopiero na koniec trzeciej klasy będzie egzamin, do tego czasu dziecko nadrobi zaległości - tak słyszałam rok temu.
Bardzo proszę o pomoc, podpowiedź, co mogę zrobić by pomóc dziecku. Nie chcę by przez całe życie ponosiło konsekwencje mojej nieprzemyślanej i częściowo nieświadomej (nie wzięłam pod uwagę sfery emocjonalnej sześcioletniego dziecka) decyzji.
(imię i nazwisko do wiadomości moderatora strony)
JN
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl