Nowy Lepper polskiej polityki
Paweł Kukiz największy wygrany wyborów prezydenckich niezmiennie optuje za jednomandatowymi okręgami wyborczymi, które po wyborach parlamentarnych w Wielkiej Brytanii zmiotły z powierzchni ziemi Partię Niepodległości Zjednoczonego Królestwa (UKIP), triumfującą w zeszłorocznych wyborach do Europarlamentu z wynikiem przekraczającym 26% poparcia.
W następstwie czego Nigel Farage – eurosceptyczny głos w Unii Europejskiej, zrezygnował z kierowania partią (następnie został jednak ponownie wybrany jej szefem). UKIP zdobyła prawie 4 mln głosów, ale tylko 1 mandat, dla porównania Partia Konserwatywna ponad 11 mln głosów i aż 331 mandatów (!). Kukiz, który wzoruje się właśnie na modelu brytyjskim, nie skomentował publicznie tego faktu.
Konstatacja takiego wyniku powinna zwalić z nóg każdego zwolennika JOW, ale sympatycy piosenkarza nie zastanawiali się nad wyborami w Wielkiej Brytanii, gdyż najwidoczniej odgłosy rockandrollowej muzyki zagłuszały im głos rozsądku. Zresztą nie trzeba patrzeć tylko na Wielką Brytanię, aby uświadomić sobie, że JOW-y sprzyjają najsilniejszym. Przypomnijmy sobie choćby pana Piechę, który bez większego wysiłku zgarnął dla PiS-u mandat senatora w Rybniku w 2013 roku oraz cały Senat w większości złożony z PO – wybrany oczywiście poprzez JOW-y.
Kukiz chce, zmieniając ordynację wyborczą, uzdrowić polską demokrację, ale czy można uzdrowić coś, co z natury pozbawione jest sensu i skazane na porażkę? W obecnym ustroju sposób wybierania posłów niewiele może coś zmienić, gdyż wybory odbywają się w sposób demokratyczny, więc niezależnie od ordynacji wyborczej: większościowej lub proporcjonalnej z 5% progiem, końcowy rezultat zawsze będzie daleki od ideału. Jakkolwiek można cenić i szanować Pawła Kukiza oraz podzielać część jego poglądów, to ponad 20% wynik w wyborach prezydenckich jest kolejnym dowodem właśnie na wadliwy system demokratycznego oddawania głosów.
Kukiz chce stworzyć model wyboru polityków odpowiedzialnych bezpośrednio przed wyborcami, a nie ginących gdzieś w partyjnym tłumie - co jest nawet słuszne i zrozumiałe, natomiast postulat oddający władzę w ręce obywateli; budowanie społeczeństwa obywatelskiego ma podłoże lewicowe. To żadna nowość, gdyż Kukizowi zawsze z lewicą było po drodze. Jeszcze do niedawna tworzył „Platformę Oburzonych” razem z szefem związku zawodowego NSZZ „Solidarność” Piotrem Dudą, jeszcze wcześniej sympatyzował z Aleksandrem Kwaśniewskim, za co notabene później przepraszał, ale prawdziwemu prawicowcowi popieranie Kwaśniewskiego raczej nie powinno w ogóle przyjść do głowy.
Paweł Kukiz ma rację, mówiąc, że proponowana przez niego zmiana ordynacji wyborczej ukróci partiokrację bandy czworga, (PO, PiS, PSL, SLD) gdyż banda ta zamieni się w bandę dwojga, a Polska podzieli na dwie części: te okręgi, gdzie będzie wygrywał ktoś z PiS, i te gdzie ktoś z Platformy. Może trafi się kilka mandatów dla SLD, PSL-u lub tzw. niezależnych, ale to będzie raczej rzadkość. Artysta na fali swojej popularności ma szansę w dogodnym dla niego okręgu wygrać i wejść do Sejmu, ale nikt chyba nie uwierzy, że jego współpracownicy - anonimowi w skali kraju, mają szanse przebić się przez polityków PiS i PO.
Kukiz wyrasta na nowego Leppera polskiej polityki. Tak jak kiedyś Lepper organizował blokady dróg, teraz Kukiz organizuje koncerty rockowe ukierunkowane politycznie. Jedynym, najbardziej rozpoznawalnym hasłem Leppera było: „Balcerowicz musi odejść”, Kukiza: „Wprowadźmy JOW”. W wyborach w 2005 roku, Lepper jednoznacznie poparł kandydata PiS na prezydenta Lecha Kaczyńskiego, Kukiz również przeważy szalę zwycięstwa na obecnego kandydata PiS Andrzeja Dudę.
Sondażowa kula śnieżna, która rozpędziła się na kilka dni przed wyborami ukierunkowała i przeniosła elektorat buntu i sprzeciwu na Kukiza kosztem innych antysystemowych pozaparlamentarnych kandydatów, którzy zdobyli razem zaledwie niewiele ponad 5 % głosów. Stało się to z korzyścią dla obecnych rządzących, bo Kukiza łatwiej ujarzmić i zneutralizować, gdyż nie jest zawodowym, ideowym politykiem. W dodatku jego sztandarowy postulat kalkulacyjnie opłaca się zarówno PiS-owi jak i Platformie, choć uderza w liderów i zarząd tych partii, ukrócając ich wodzowski system, dlatego żadna z tych formacji jak dotąd do wprowadzenia JOW-ów się nie paliła.
Teraz Komorowski i Duda chcąc przypodobać się wyborcom Kukiza, prześcigają się w tym, kto bardziej popiera JOW-y i kto pierwszy je wprowadzi. Dlatego Komorowski korzystając ze swoich prerogatyw podpisał (choć zrobił to jak się później okazało niezgodnie z Konstytucją) postanowienie o referendum m. in. dotyczącym jednomandatowych okręgów wyborczych z proponowaną datą 6 września. Być może więc, to czy JOW-y będą katastrofalne w skutkach dla antysystemowej prawicy okaże się już tej jesieni.
Dominika Sibiga
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl