Powrót „czerwonych diabłów”

0
0
0
Autor jest dziennikarzem „Tygodnika Solidarność” i portalu Tysol.pl
Autor jest dziennikarzem „Tygodnika Solidarność” i portalu Tysol.pl / fot. materiały prasowe prawy.pl

Kilka tygodni temu zajęliśmy się w „Tygodniku Solidarność” tematem powracającej na Wiejską lewicy, a materiał zilustrowaliśmy sugestywną okładką z tańczącymi, czerwonymi diabłami. Całość podpisaliśmy jako – „powrót czerwonych diabłów”... Niestety, ale wraz z redakcyjnymi kolegami i koleżankami okazaliśmy się dobrymi prorokami– dziś już wiemy, że po czteroletniej przerwie znów w ławach poselskich zasiądą posłowie lewicy. Co to oznacza?

Na pewno zbliżająca się kadencja Sejmu nie uraduje tych obywateli, którzy zmęczeni są ideologiczną wojną. Powrót lewicy na mównicę sejmową oznacza dalsze próby wprowadzania rewolucji kulturowej i seksualnej. Szczególnie niebezpiecznie wydaje się to, że politycy lewicy, którzy w ostatnich latach mieli z racji nieobecności w Sejmie ograniczoną możliwość dotarcia do mediów, dziś będą silnym głosem w dyskusji. Szczególnie można obawiać się Adriana Zandberga, który do tej pory udowodnił, że jest dobrym przeciwnikiem w różnego rodzaju debatach – to właśnie debata prezydencka w 2015 r. pozwoliła partii Razem zaistnieć w przestrzeni publicznej. Dobrze więc, że z list PiS-u weszło wielu młodych, równie utalentowanych polityków jak chociażby Marcin Horała, Sebastian Kaleta, czy Jarosław Krajewski, którzy będą mogli stanąć w szranki z czującymi krew posłami lewicy.

Zdaje się, że równie ciekawa jak walka PiS-u z anty-PiS-em zapowiada się rywalizacja na opozycji. Platforma Obywatelska stosując cztery lata totalnej opozycji straciła najbardziej, dziś to partia pozbawiona silnego lidera, powrót Tuska na „białym koniu” oddala się, a z list obok członków partii weszło też sporo polityków niepewnych – jak Klaudia Jachira, Tomasz Zimoch, czy pani Hartwich. Lewica, zachęcona dobrymi wynikami w parlamencie, zapewne pokusi się o zaatakowanie Platformy i próbę odebrania jej palmy „największej partii opozycji”. Pierwsza próba podjęta będzie przy wyborach prezydenckich –wybory do senatu pokazują, że najrozsądniejszy dla opozycji byłby wspólny kandydat, jednak czy rozpędzona lewica zdecyduje się na wyhamowanie i poświęcenie własnego kandydata dla współpracy z dogorywającą PO? Śmiem wątpić. Na wszystkich oczywiście skorzysta prezydent Andrzej Duda.

Największą nadzieją na to, że lewica nie skonsumuje swojego sukcesu jest wiara w małość ludzkich charakterów. Tak naprawdę starych postkomunistów z SLD i lewackich ideowców z partii Razem więcej dzieli niż łączy. Kilka dni po wyborach jeszcze trzej tenorzy lewicy mówią wspólnym językiem – jednak czy wytrzymają próbę czasu? Historia parlamentaryzmu III RP udowadnia, że jeśli w politycznym projekcie słyszymy kilka silnych głosów to jednak zawsze ten najsilniejszy usiłuje zdominować pozostałe. Dziś pozostaje mi życzyć nam prawdziwej wojny domowej na polskiej lewicy, inaczej może ona urosnąć w siłę.

 

Autor jest dziennikarzem „Tygodnika Solidarność” i portalu Tysol.pl

Źródło: Mateusz Kosiński

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną