Rząd miota się od ściany do ściany
A miało być tak pięknie. Ewa Kopacz jako matka narodu słuchająca i współczująca. W ramach kampanii wyborczej wzdłuż i wszerz przemierza koleją Polskę, organizuje z własnymi stołkami i stołami wyjazdowe posiedzenia rządu, aby być bliżej obywateli. Zagląda w kotlet pasażerom Pendolino, daje polityczną lekcję poglądową młodemu pasażerowi, pogłaszcze po główce dziecko, przytuli psa.
Kobieta do rany przyłóż, dbająca o bezpieczeństwo swoich obywateli. To wykreowany obraz naszej pani premier, który niewiele ma z rzeczywistością. Co pewien czas rysa na nieskazitelnym wizerunku pani premier pogłębia się. A to podszczypnie Beatę Szydło, a to zarzuci awanturnictwo prezydentowi, a to zacznie naciskać na debatę z Jarosławem Kaczyńskim. A tak na marginesie, rozhisteryzowana kobieta ma widocznie skłonności masochistyczne, w przeciwnym wypadku uciekałaby od takiej debaty.
I nagle ten plan rozbili uchodźcy. Rząd Ewy Kopacz znalazł się między młotem a kowadłem. Łajani przez Niemców i chcąc dogodzić kanclerz Merkel jako światli Europejczycy powinniśmy przyjąć proponowaną liczbę imigrantów. Z drugiej strony, za miesiąc są wybory. W sondażach PO traci poparcie. Polacy w większości nie chcą mieć u siebie młodych wypasionych islamistów. Polska jako biedny kraj nie jest na takie rozwiązanie przygotowana. Brakuje u nas mieszkań, pracy (2 mln ludzi jest bezrobotnych), dotarcie do lekarza specjalisty to droga przez mękę. Uchodźcy mają głowę na karku i nie chcą zamieszkać w takim kraju.Dla nich Edenem są Niemcy, bo nawet z warunków, jakie proponuje im Szwecja nie są zadowoleni i czują się oszukani.
Ewa Kopacz długo nie chciała zdradzić Polakom, na jaką kwotę imigrantów wyrazimy zgodę. Zapewniała, że będzie to liczba bezpieczna dla Polski.
Na wtorkowym posiedzeniu ministrów spraw wewnętrznych padły w końcu konkretne liczby. Mamy przyjąć 66 tys. imigrantów. Na taki podział nie zgodziły się Czechy, Słowacja, Węgry i Rumunia. Finowie wstrzymali się od głosu. Nasza minister MSW Teresa Piotrowska poprosiła o przerwę w obradach i poszła zadzwonić do Warszawy po instrukcje. Okazało się, że wyłamaliśmy się z Grupy Wyszehradzkiej i zagłosowaliśmy „za” - Polska potulnie zwróciła się w stronę Angeli Merkel. Podobno Finowie czekali na deklarację Polski i gdyby padło z naszej strony „nie”, zagłosowaliby tak samo jak my.
I zaczęło się. W mediach ogłoszono polski sukces, bo będziemy mogli oddzielać emigrantów zarobkowych od uchodźców wojennych. Ciekawa jestem jak, bo z tym problemem nawet jeden z najlepszych wywiadów Mosad nie poradził sobie. Cóż dopiero nasz wywiad, który nie może uporać się z kelnerami. Czy każdego imigranta będzie prześwietlał jasnowidz, bo 90 proc. uciekinierów nie ma dokumentów. A do naszego sukcesu dochodzi jeszcze kilka nic nie znaczących ustaleń.
„Psiapsiółka” Ewy Kopacz, Teresa Piotrowska została zaproszona przez prezydenta z prośbą o złożenie relacji z wtorkowych posiedzeń. Nic z tego, pani minister zignorowała zaproszenie głowy państwa. Poparła ją Ewa Kopacz, zarzucając Andrzejowi Dudzie awanturnictwo w chwili, gdy ona ciężko pracuje w Brukseli. Z pasją wygłosiła jakieś schizofreniczne słowa. „Obowiązkiem każdego premiera – mówiła – jest przede wszystkim solidarność z własnym narodem. (…) Musimy patrzeć przede wszystkim na interes Polski. Solidarność z moim krajem a dopiero później z sojusznikami”.
Jeżeli byłaby solidarna z narodem, to liczyłaby się z nastrojami Polaków i nie tak szybko zgodziłaby się na 5 tys. uchodźców + zadeklarowana wcześniej kwota 2, 5 tysięcy. Imigranci mają prawo połączyć się z rodzinami. Automatycznie liczba ich wzrośnie co najmniej o drugie tyle. A fala uchodźców płynie nadal na Europę nieprzerwanie. W czwartek tylko przez godzinę na wyspie Lesbos wylądowało 1200 osób, dzień wcześniej dopłynęło do granic Grecji 2,5 tysiąca. W takiej powodzi ludzi, ustalenia podziału imigrantów na poszczególne państwa będą za moment już nieaktualne.
Szykuje się nowa trasa imigranckiego exodusu. A prowadzi ona przez Ukrainę i Polskę do Niemiec.
Nadal rząd nie przedstawił jakichkolwiek rozwiązań. Nic nie wiemy, czy jesteśmy przygotowani na taka liczbę imigrantów. Cytując byłego ministra Sienkiewicza, że nasz kraj istnieje tylko teoretycznie, nie ma się czego spodziewać. I slogany Kopacz, że jesteśmy liderem środkowo-wschodniej Europy i nie możemy być zepchnięci na obrzeża Europy nikogo z nas nie przekonują.
Istnieje jedynie nadzieja, że zgodnie ze złotą myślą byłego prezydenta Bronisława Komorowskiego, iż logika jest taka, że ludzie się przemieszczają. Polacy wierzą, że w myśl tej zasady rząd Ewy Kopacz po wyborach przemieści się w inne miejsce i przestanie nas Polaków dręczyć i ośmieszać.
Iwona Galińska
© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.
Źródło: prawy.pl