Ścieżkami naszej higieny, czyli o historii polskiej dbałości o czystość

0
0
0
/

Jest faktem niezaprzeczalnym, że nastąpił w naszym kraju wielki powrót higieny. Nie oznacza to oczywiście, iż byliśmy paskudnymi brudasami, jednak aktualna sytuacja wymaga teraz dodatkowych czynności związanych z myciem ciała, sprzętów, jedzenia. Odetchnęły czystością również klamki w drzwiach, na które zazwyczaj nie zwracamy specjalnej uwagi, chyba, że podczas przedświątecznych porządków. Nawet bałaganiarze pucują domy aż miło, choć szczerze mówiąc wolałabym już bałagan niż wirusa. Ale jest jak jest…

Ażeby wlać w serca nieco optymizmu związanego z higieną rodaków, sięgnęłam do historii. Ta pouczająca dziedzina (wg. starożytnych „historia et magistra vitae” – historia jest nauczycielką życia) rozjaśnia ponury obraz dbania przez naszych przodków o czystość. Wbrew serwowanym od dawna przekazom mającym przekonać, że byliśmy ciemnymi i zacofanymi niechlujami, prawda historyczna jest kompletnie inna.

Jakie miejsce wśród codziennych zwyczajów zajmowała troska o higienę? Chcąc odpowiedzieć na to pytanie sięgnijmy w przeszłość, do czasów jeszcze przedśredniowiecznych. Opowiedzą o nich badacze dziejów oraz starożytni kronikarze. Na początek głos prof. Józefa Kostrzewskiego, jednego z najwybitniejszych archeologów i historyków. W pracy „Kultura prapolska” zanotował: „…Oprócz kąpania w rzekach, stawach i jeziorach korzystali też przodkowie nasi z kąpieli w łaźniach parowych. Zwyczaj ten poświadcza nam dla Słowian w ogólności źródło arabskie z X w. (Massudi), dla Polan zaś najstarszy nasz kronikarz Gall Anonim, a poza tym i wykopaliska…”

Wejdźmy do prasłowiańskiej osady. Pomiędzy szeregami domostw stojących wzdłuż pokrytych   

faszyną i drewnem uliczek stoi niewysoka budowla wyłożona wewnątrz gładkimi dużymi kamieniami. Prażono je w ognisku i polewano wodą, wytwarzając kłęby pary. Łaźnia. W tamtych epokach widok zresztą nie tak rzadki.

Oddajmy tu głos innemu badaczowi dawności – prof. Aleksandrowi Gieysztorowi. Znalazł on szereg dowodów na wysoki stan higieny naszych pradziadów. „…Zamiatanie miotłą, bielenie wapnem domów, powszechne łaźnie parowe wymoszczone kamieniami, które zwracały uwagę podróżników arabskich a odkryte m.in. w Gnieźnie, Łęczycy, obfite znaleziska grzebieni rogowych i nożyc, kijanek do prania bielizny z Gdańska, Santoka i wielu innych miejsc – wszystko to mówi o umiejętnościach utrzymywania porządku i stosowania skutecznych, prostych zabiegów higienicznych…”

Potwierdzają to średniowieczne zapiski brata Rudolfa z zakonu cystersów w Rudach, który w swoim „Katalogu magii”, wspomina o powszechnej potrzebie kąpania się, utrzymywania porządku i czystości domu i obejścia. Podobne obserwacje poczynił w dwa wieki później Mikołaj z Jawora.

Zmiana na gorsze czyli brudniejsze nadeszła później, ale nie trwała nazbyt długo. Po wioskach i miastach znów zaczęły wyrastać niczym grzyby po deszczu rozmaite łaźnie. Niektóre stały osobno, inne były przybudówkami domów. Bywało, że w niedużej osadzie mieszkańcy mieli do dyspozycji po kilka łaźni. Dbałość o czyste ciało i dom była powszechna. Często zamiatano obejścia i bielono chaty.

Poza łaźniami obmywano się przeważnie w miskach. Nikt wówczas o wannach nie słyszał. Pojawiły się szerzej dopiero u progu Renesansu. Wcześniej na  podobny zbytek mogli sobie jedynie ci najbogatsi. Tu ciekawostka; Władysław Jagiełło ofiarował królowej Jadwidze w prezencie ślubnym żeliwną wannę, naonczas wielką rzadkość. Renesans przyniósł także wodociągi; używano ich np. w Krakowie. Doprowadzały wodę do kilkunastu publicznych łaźni. Podobne urządzenia miał i Lwów. Nad ich stanem czuwali fachowcy, nazywani rurmistrzami – był to godny i szanowany fach.

Łaźnie miejskie, podobnie jak te na wsi, były bardzo popularne. Chociaż nie ze wszystkim mogły

się podobać. Oto co na ich temat sądził XVI-wieczny pisarz i humanista Łukasz Górnicki. Stwierdza on, że kto doń wejdzie „…musi cierpieć wiele niewczasów, gdzie jeden się maże gorzałką z mydłem, drugi maścią od urazu, więc ten puszcza bańki, a ów zasię siecze się winnikiem, zasię jeden woła: zalej, a drugi by rad, żeby drzwi uchylono…”

Jakby jednak nie patrzeć, nie da się zaprzeczyć, że dawni Polacy mocno sobie miłowali higienę ciała i domu. A że jesteśmy ich spadkobiercami, powrót wielkiej higieny przychodzi nam z łatwością. Po prostu mamy to we krwi. Szanując to dziedzictwo myjmy się ile wlezie!

Zuzanna Śliwa

                                                                                               

Źródło: Zuzanna Śliwa

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną